W tym roku PZL-Świdnik obchodzi dwie rocznice – 65-lecia powstania zakładów lotniczych i 60-lecia rozpoczęcia produkcji śmigłowców. Jesteście jedynym krajowym podmiotem zdolnym do samodzielnego opracowywania śmigłowców, ich produkcji oraz wsparcia ich eksploatacji w całym cyklu życiowym. Jaka jest obecna kondycja PZL-Świdnik?
W ciągu ostatnich 30 lat funkcjonowania PZL-Świdnik, firma ta nigdy nie miała się tak dobrze jak dzisiaj. Od czasu prywatyzacji nasze przychody wzrosły niemal trzykrotnie, a zatrudnienie – przynajmniej do czasu ostatnich decyzji przetargowych – utrzymuje się na stabilnym poziomie. Jeśli chodzi o nasze dziedzictwo, to jako jedyni w Polsce mamy zdolność do bycia integratorem systemów śmigłowcowych. To bardzo ważne, bo w dużej mierze dzięki historii i tradycji, PZL-Świdnik należy do światowej ekstraklasy w dziedzinie wytwarzania i projektowania śmigłowców. Państw w Unii Europejskiej, które mają na swoim terytorium zakłady śmigłowcowe na tym poziomie zaawansowania technologicznego jest zaledwie pięć. Są to: Włochy, Wielka Brytania i Polska (poprzez Finmeccanica Helicopter Division) oraz Francja i Niemcy (w ramach Airbus Helicopters). Należymy zatem do elitarnej grupy państw i trzeba o tym przypominać, tak jak i o wyjątkowym charakterze Świdnika. Historia tak się szczęśliwie ułożyła, że dysponujemy unikatowymi technologiami w skali światowej. Zajmujemy się produkcją tak skomplikowanych statków powietrznych, że stanowimy elitę i jest to powód do dumy.
Macie w portfelu produkcyjnym SW-4 i W-3 Sokół. Nadal stawiacie na te konstrukcje?
Tak. Sokół wciąż jest produktem przez nas rozwijanym, mamy zresztą całą ich rodzinę, gdyż produkujemy ten śmigłowiec w różnych wersjach. Chciałbym zwrócić uwagę na rozwojowe wersje tych maszyn. Sokół wsparcia pola walki to śmigłowiec W-3PL Głuszec, który jest znacznie nowocześniejszy od bazowej wersji. To w dużej mierze zupełnie nowy śmigłowiec. Decydują o tym: zintegrowany system awioniczny – powstały we współpracy z Instytutem Technicznym Wojsk Lotniczych – ale też w pełni zintegrowany system uzbrojenia. Historia SW-4 zaczęła się w latach 90. XX wieku, a dziś mamy śmigłowiec SW-4 w wersji SW-4 RUAS, który startował i lądował bez załogi, także na platformach morskich, w trakcie prób w Wielkiej Brytanii i we Włoszech. To jedyna taka konstrukcja w Europie. Tylko w Stanach Zjednoczonych testowane są dwie maszyny podobnej klasy. SW-4 RUAS jest efektem, z jednej strony wysiłku intelektualnego i doświadczenia polskich inżynierów, a z drugiej to pozytywny rezultat bycia częścią wielkiej, globalnej grupy. Wsparcie włoskich i brytyjskich kolegów przy realizacji prac nad Solo było ogromne.
Czyli zakup zakładów przez grupę AgustaWestland był dla PZL-Świdnik jednoznacznie dobrym wydarzeniem?
Tak, doprowadził nie tylko do potrojenia przychodów, ale także do napływu ogromnych inwestycji, wartych setki milionów złotych. Nowi partnerzy oznaczali także dostęp do najnowszych technologii. Wcześniej PZL-Świdnik, jako firma państwowa, o przychodach rzędu 300–400 mln złotych, miała trudność w dostępie do światowych rynków i najnowszych rozwiązań technicznych. Dziś jest integralną częścią jednej z trzech największych na świecie grup produkujących śmigłowce i mamy dostęp do wielu rynków. Sprzedajemy śmigłowce w Chinach, Afryce, Ameryce Południowej i Europie. Możemy oferować na całym świecie wyroby opracowane w Polsce i odnosimy w tym sukcesy. W ostatnich latach sprzedaliśmy SW-4 do Chin, Sokoły do Ugandy i Hiszpanii. Uczestniczymy teraz w kolejnych postępowaniach w Azji i Afryce… to wielka wartość dodana.
Mówiło się, że do Chin będziecie mogli sprzedać 250 SW-4 i Sokołów. Jak potoczyły się losy tej transakcji?
W 2015 r. podpisaliśmy umowę dystrybucyjną z chińskim przedsiębiorstwem, która obejmowała zobowiązanie sprzedaży 10 śmigłowców SW-4 w Chinach. Rozmów o Sokołach z chińskimi klientami aktualnie nie prowadzimy. Promujemy je jednak na innych rynkach. Warto dodać, że w ubiegłym roku podpisaliśmy umowę na modernizację czeskich Sokołów. Wbrew opiniom krytyków, którzy mówili, że Czesi nie chcą już eksploatować tych maszyn, wchodzimy właśnie w fazę realizacji kontraktu. Jest to potwierdzenie, że nasz produkt, opracowany w Polsce, cieszy się dobrą opinią klientów. Nasz hiszpański partner – HASA – który kupił Sokoły do gaszenia pożarów, jest do tego stopnia z nich zadowolony, że co chwilę powiększa swoją flotę kolejnymi zamówieniami i wykorzystuje te śmigłowce na coraz to nowych rynkach.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu