Dlaczego kosmonauci mieli przechodzić po powierzchni? Przede wszystkim dlatego, że w ten sposób miał dostawać się ze statku orbitalnego do wyprawowego i z powrotem sowiecki lunonauta na orbicie okołoksiężycowej i należało operację tę starannie przećwiczyć w pobliżu Ziemi. Lot Sojuzów-4 i -5 przebiegł w znakomitej większości swych elementów poprawnie – statki spotkały się i połączyły z pierwszego podejścia. Podczas przejścia Jelisiejew co prawda zgubił kamerę, a Chrunow splątał przewody zasilające skafandry, jednak nie miało to wpływu na ogólny wynik eksperymentu.
Znacznie bardziej groźna sytuacja powstała podczas powrotu na Ziemię Sojuza-5. Od lądownika nie oddzielił się przedział PAO i statek zaczął wchodzić w atmosferę z niczym nieosłoniętym przodem. Stalowo-tytanowa wręga włazu zaczęła się nadtapiać, a jego gumowa uszczelka wewnętrzna całkowicie skruszała i do wnętrza lądownika zaczęły dostawać się gazy pochodzące ze spalania osłony ablacyjnej. Dosłownie w ostatniej chwili rosnący żar spowodował uruchomienie zapasowego systemu oddzielenia i po odrzuceniu PAO lądownik ustawił się właściwie do wtargnięcia i balistycznego lądowania.
Wołynowa od śmierci dzieliły dosłownie sekundy. Samo zakończenie lotu też było dalekie od tego, co zwykle jest nazywane miękkim lądowaniem. Spadochron miał problem z ustabilizowaniem obracającego się wzdłuż osi podłużnej lądownika, który o mało nie spowodował złożenia się jego czaszy. Silne uderzenie o powierzchnię Ziemi spowodowało liczne złamania korzeni zębów górnej szczęki kosmonauty. Na tym zakończył się pierwszy etap badań lotnych statku kosmicznego 7K-OK.
Do jego wykonania zużyto aż trzynaście statków, czy też, jak to wówczas nazywano, maszyn, zamiast zaplanowanych czterech. Również czas realizacji zadań przeciągnął się wielokrotnie, zamiast wiosną 1967 r., wypełnione one zostały dopiero niemal dwa lata później. W tym momencie jasne było, że wyścig z Amerykanami na Księżyc został ostatecznie przegrany, konkurenci podobne loty z powodzeniem i wielokrotnie wykonali już przed końcem 1966 r. Nawet pożar statku Apollo, w którym śmierć poniosła cała jego załoga, opóźnił realizację programu zaledwie o półtora roku.
W tej sytuacji zaczęto się zastanawiać, co zrobić z pozostałymi statkami OK. Jesienią (a zatem już po udanym lądowaniu załogi Apollo-11 na Księżycu) w jednodniowych odstępach wystrzelono od razu trzy statki Sojuz. Dwa z nich (7 i 8) miały się połączyć, a trzeci (6) miał filmować ten manewr z odległości od 300 do 50 m. Niestety okazało się, że system zbliżania Igła na statku Sojuz-8 nie funkcjonuje. Najpierw oba statki przeleciały w odległości kilku kilometrów od siebie, potem dystans ten udało się zmniejszyć do 1700 m, jednak było to pięciokrotnie za daleko, by można się było pokusić o przeprowadzenie zbliżania w trybie ręcznym. Powiodły się za to wykonany przez załogę Sojuza-7 eksperyment optyczny „Swiniec” (wykrywanie startów rakietowych pocisków balistycznych), a także eksperyment metalurgiczny „Wulkan” (test spawania elektrycznego metali w rozhermetyzowanym przedziale mieszkalnym statku Sojuz-6).
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu