O boju Pioruna powstało wiele mitów i to już niedługo po zakończeniu operacji zakończonej zatopieniem niemieckiego pancernika przez okręty alianckie. Część z nich wymaga wyjaśnienia i zweryfikowania również dzisiaj. Np. okres utrzymania kontaktu optycznego z wrogiem to nie to samo, co faktyczny czas wymiany ogniowej czy pozostawania pod ostrzałem potężnych dział niemieckiej jednostki. Należy również starannie wyjaśnić, czy nasz okręt miał w ogóle szanse na zadanie szkód Bismarckowi wieczorem 26 maja 1941 r. w sytuacji, gdy znalazł się z nim „sam na sam”. Dotyczy to zwłaszcza kwestii szansy na wykonanie ataku torpedowego nie tylko przez Pioruna, ale i pozostałe alianckie niszczyciele, które brały udział w operacji przeciwko niemieckiemu kolosowi.
Superpancernik Bismarck wraz z krążownikiem ciężkim Prinz Eugen3 wyruszył 18 maja 1941 r. z Gdyni (nazywanej wówczas Gotenhafen) w celu przedostania się najpierw na Morze Północne, a następnie (po krótkim postoju w fjordzie Hjelte koło Bergen) na Atlantyk, gdzie oba okręty miały rozpocząć polowanie na alianckie konwoje zaopatrzeniowe, jak również statki przemierzające ocean samodzielnie. Tej operacji nadano kryptonim „Rheinübung” (Ćwiczenia Reńskie). Niemieckim zespołem dowodził adm. Günther Lütjens. Wcześniej był on także dowódcą podobnego wypadu pancerników Scharnhorst i Gneisenau pomiędzy grudniem 1940 a marcem 1941 r. Ta operacja o kryptonimie „Berlin” przyniosła Niemcom sukces w postaci zatopienia lub przejęcia 22 statków o łącznej pojemności 113 690 BRT4 a oba pancerniki uszły wtedy pościgowi alianckich sił nawodnych. Kolejna operacja nie cieszyła niemieckiego admirała. Mimo potęgi Bismarcka, Lütjens uważał następną akcję za bardziej niebezpieczną od poprzedniej.
Grossadmiral Erich Raeder postanowił wysłać tym razem niemiecki zespół w porze letniej, gdy noce były najkrótsze. To sprzyjało możliwemu wykryciu i długotrwałemu śledzeniu na morzu zespołu Lütjensa przez lotnictwo alianckie. Dodatkowo mogło to sprowadzić na niego ataki maszyn startujących z brytyjskich lotniskowców, prócz możliwego pościgu najcięższych zespołów Home Fleet. Wprawdzie brytyjskie pancerniki były wolniejsze od niemieckich, ale celna bomba lub torpeda lotnicza zawsze mogła zmienić tę sytuację na niekorzyść Niemców. Lütjens wolałby, by do akcji dołączył nowo wybudowany Tirpitz, a także remontowane w Breście okręty, którymi dowodził wcześniej5. Stworzenie jednego lub dwóch zespołów złożonych z tych czterech pancerników i wysłanych razem do walki – sprawiłoby naprawdę sporo kłopotów siłom brytyjskiej floty. Problem w tym, że to wymagało znacznego przesunięcia terminu operacji, a na to Grossadmiral Erich Raeder nie chciał się zgodzić.
Obawy adm. Günthera Lütjensa były uzasadnione. Pracownicy polskiego, brytyjskiego i norweskiego wywiadu przekazywali na bieżąco meldunki o wyruszeniu niemieckiego zespołu z Bałtyku i jego aktualnych pozycjach w Kattegacie i już na Morzu Północnym. Brytyjskie myśliwce sfotografowały oba okręty 21 maja w fiordzie Grimstad i następnego dnia odkryły opuszczenie bazy norweskiej przez Niemców.
Lütjensowi nie udało się oszukać Brytyjczyków w miarę szybkim pojawieniem się koło Islandii, gdzie planował Cieśniną Duńską wydostać się na Atlantyk. Wykryły go 23 maja wieczorem dozorujące tam brytyjskie krążowniki ciężkie Norfolk i Suffolk i śledziły, wykorzystując lepsze od niemieckich urządzenia radarowe. Okręty te naprowadziły sygnałami 2. Eskadrę Krążowników Liniowych wcadm. Lancelota E. Hollanda (krążownik liniowy Hood6, pancernik Prince of Wales i 6 niszczycieli). Bój, jaki rozegrał się rankiem 24 maja 1941 r. pomiędzy zespołem brytyjskim i niemieckim, doprowadził do dramatu. Hood trafiony celnie salwami obu niemieckich okrętów w rufowe magazyny amunicji – wyleciał w powietrze o godz. 6:01 na pozycji 63°20’N i 31°50’W. Poległo co najmniej 1416 osób, w tym dowódca brytyjskiego zespołu, a ocalało tylko 3 ludzi. Zginęli również czterej polscy podchorążowie na Hoodzie: Stanisław Czerny, Kazimierz Szymalski, Leon Żmuda-Trzebiatowski i Kazimierz Żurek.
W dalszej fazie boju osamotniony Prince of Wales został uszkodzony i zmuszony do wycofania się. Zadał jednak Bismarckowi dwa dotkliwe ciosy, które przesądziły później o losie niemieckiego kolosa. Eksplozja jednego z pocisków kal. 356 mm naruszyła dziobowe zbiorniki paliwa i odcięła Niemcom część zapasu7; sporo wyciekało podczas dalszego marszu na morzu. Trafienie drugiego pocisku tego kalibru w śródokręcie (w okolicy kotłów nr 2) zredukowało prędkość Bismarcka o 3 w8. Lütjens od razu pojął, że operację w tej sytuacji należy przerwać i skierować okręt do St. Nazaire, gdzie był wielki dok remontowy. Ścigany przez okręty brytyjskie najpierw oddelegował Prinz Eugena do samotnej akcji (krążownik dotarł 1 czerwca do Brestu), potem sam starał się zgubić pościg. Bismarck zaatakowany wieczorem przez samoloty z lotniskowca Victorious otrzymał mało szkodliwe trafienie torpedy w najsilniejszy pancerz burtowy, ale gwałtowne manewry pogłębiły uszkodzenia w naruszonej kotłowni. Pancernik musiał też zredukować swoją prędkość o wiele bardziej, by nie zużyć reszty pozostającego w zbiornikach paliwa w nazbyt szybkim tempie.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu