Koncepcja „kołowego czołgu” Centauro rodziła się w szczególnych warunkach. W 1979 r. Armia Radziecka wkroczyła do Afganistanu. Był to namacalny dowód na to, że główny przeciwnik NATO jest przygotowany nie tylko do prowadzenia wojny z masowym użyciem broni jądrowej, ale i konwencjonalnej, ze znaczącym udziałem operacji desantowych – morskich i powietrznych. Dla włoskich wojskowych oznaczało to potrzebę refleksji nad sposobami obrony bardzo długiego wybrzeża kraju. Nie mogli liczyć ani na znaczącą przewagę własnego lotnictwa, ani marynarki wojennej i dopuszczali ewentualność udanego desantu sił wroga na Półwysep Apeniński, mając choćby w pamięci lata II wojny światowej. Klasyczny system obrony wybrzeża z licznymi bateriami artylerii i pocisków przeciwokrętowych oraz przeciwlotniczych nie wchodził w rachubę ze względów ekonomicznych. Postanowiono zatem stworzyć mobilne siły, zdolne do zatrzymania desantu z morza i powietrza przez czas niezbędny do ściągnięcia przez przeciwnika w rejon wywalczonego przyczółka własnego ciężkiego uzbrojenia. Kluczową rolę miały w nich odgrywać szybkie i silnie uzbrojone wozy bojowe, które miały stawić czoła nie tysiącom czołgów T-64/-72/-80 – jak na środkowoeuropejskim teatrze działań wojennych, ale nielicznym czołgom i dziesiątkom lekko opancerzonych bojowym wozom desantu oraz bojowym wozom piechoty sił desantowych. Opancerzenie nie odgrywało w takim przypadku kluczowej roli, a odpowiednią mobilność mógł zapewnić tylko kołowy układ jezdny.
Włosi, choć mieli znaczne doświadczenia w konstruowaniu gąsienicowych i kołowych wozów bojowych, a także ich bojowym użyciu, nie spieszyli się z rozpoczęciem po wojnie produkcji wozów bojowych. Chętnie przyjmowali pomoc zagraniczną, a równocześnie uważnie obserwowali postępy w tej dziedzinie, czynione choćby przez Francuzów, i starali się nie popełniać ich błędów. Zapewne dlatego włoska koncepcja kołowego wozu bojowego była bardziej perspektywiczna, niż takie francuskie konstrukcje jak Panhard EBR i AML, a nawet AMX-10RC.
W 1982 r. Wojska Lądowe Sił Zbrojnych Republiki Włoskiej (Esercito Italiano) opracowały wymagania dla kołowego wozu bojowego wsparcia piechoty, który mógłby okazać się przydatny w odpieraniu desantów powietrznych i morskich przeciwnika. Miał być także przystosowany do transportu lotniczego, za pomocą samolotów C-130 Hercules, dzięki temu jeszcze lepiej nadawałby się do działań w ramach sił szybkiego reagowania. W związku z tym, że pojazd miałby stać się następcą czołgów średnich M47 amerykańskiej produkcji, miał dysponować uzbrojeniem o przynajmniej takiej samej sile ognia. W odpowiedzi na te wymagania konsorcjum firm Iveco-Fiat i Oto Melara zaproponowało pojazd oznaczony AVH (Autoblindo Veloce Heavy) 6636 w układzie 6×6, mający być najcięższym członkiem rodziny opracowywanych właśnie pojazdów kołowych (obok 5-tonowego wozu rozpoznawczego AVL 6634 i 10-tonowego transportera AVM 6633, obydwa w układzie 4×4). Zaprezentowany jeszcze w 1982 r. demonstrator, przy masie bojowej sięgającej 16 t, był uzbrojony w 90 mm armatę Cockerill Mk 3 o bruzdowanym przewodzie lufy w dwuosobowej wieży. Pojazd był pływający i pod względem masy oraz gabarytów odpowiadał wymogowi transportu Herculesem.
W 1984 r. wymagania operacyjne zostały jednak skorygowane i zgodnie z ich nową redakcją nowy pojazd miał być zdolny do zwalczania czołgów przeciwnika w północno-wschodnich Włoszech, a więc na zasadniczym dla tego państwa lądowym teatrze działań. To zaś wymusiło uzbrojenie go w armatę kal. 105 mm o balistyce działa L7 (M68), cechującą się znacznie większym odrzutem, który i tak w celu adaptacji do stosunkowo lekkiej platformy musiał być znacząco zredukowany (wydłużenie drogi odrzutu, zastosowanie skutecznego hamulca wylotowego). AVH 6636 był za mały oraz za lekki, aby móc na nim zamontować nową trzyosobową wieżę ze 105 mm armatą o bruzdowanym przewodzie i długości lufy 52 kalibrów oraz celnie i bezpiecznie prowadzić z niej ogień, stąd nośnikowi trzeba było dodać jeszcze jedną oś, a de facto skonstruować go od nowa. Masa bojowa takiego pojazdu, występującego wówczas pod oznaczeniem 6638G, wzrosła do ponad 24 t, a to wymusiło rezygnację z przewożenia go w ładowni samolotu C-130. Z racji nieoptymalnego rozłożenia mas (ciężka wieża i zapas amunicji z tyłu) trzeba było także zrezygnować z wymogu pływania. Umieszczony z przodu układ napędowy wystarczył jednak do zrównoważenia masy wieży podczas jazdy i stanowił dodatkową ochronę dla załogi w przypadku trafienia od przodu pociskiem przeciwpancernym. Lokalizacja wieży w tylnej części pojazdu ograniczała wprawdzie ujemny kąt podniesienia lufy armaty (istotny w przypadku prowadzenia działań na terenie silnie pofałdowanym), ale też powodowała, że lufa tylko nieznacznie wystawała poza obrys kadłuba i nie groziło jej zaczepienie o grunt i „nabranie piasku” podczas szybkiej jazdy po nierównym terenie. Pojazd miał niezbyt gruby pancerz, gdyż było oczywiste, że nie może być tak ciężki jak czołg, a w przypadku trafienia pociskiem z armaty czołgowej lub przeciwpancernym pociskiem kierowanym i tak nie przetrwa. Zapas amunicji do armaty określono na 40 nabojów, z których 14 rozmieszczono w wieży, a pozostałych 26 w kadłubie, w dwóch zasobnikach po 13 nabojów.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu