Nowa rzeczywistość dała o sobie boleśnie znać w roku 1956, gdy francusko–brytyjska interwencja w Egipcie, ostatnia kolonialna ekspedycja w „starym stylu”, została wstrzymana po interwencji dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych z jednej strony i groźbie użycia siły przez Związek Sowiecki z drugiej. Był to jednocześnie czas, gdy obydwa przeciwstawne mocarstwa dysponowały bronią jądrową, w przeciwieństwie do państw europejskich.
W obliczu nowej sytuacji, nie rezygnując z zamiaru powstrzymywania zagrożenia ze strony Układu Warszawskiego, każde z tych najsilniejszych państw Europy wybrało nieco inną drogę wyznaczaną zarówno przez realia, jak i przez ich kultury strategiczne.
Republika Federalna Niemiec intensywnie odbudowywała swój potencjał wojskowy, uzupełniony przez amerykańską broń nuklearną, która w czasie wojny miała być przenoszona także przez samoloty i pociski rakietowe Bundeswehry. Poważnym wkładem w obronność Zachodu był także niemiecki przemysł. Co ważne, Niemcy po doświadczeniach pierwszej połowy XX w. dokonali znaczącej zmiany swojej percepcji wojny i roli sił zbrojnych. Odrzucając dawny militaryzm, zaczęli traktować siły zbrojne jako narzędzie służące wyłącznie obronie i to obronie tylko przed jednym zagrożeniem ze strony bloku wschodniego.
Z kolei Wielka Brytania, dążąc do zachowania przynajmniej w części statusu mocarstwa, wybrała drogę dysponowania własnym arsenałem jądrowym i silną flotą, choć budowanych we współpracy z Amerykanami, którzy dostarczali i dostarczają m.in. pociski balistyczne do okrętów podwodnych. Stopniowo, także lotnictwo wykorzystywało coraz częściej amerykańskie konstrukcje, podczas gdy brytyjski przemysł lotniczy tracił na znaczeniu.
Republika Francuska wybrała odmienny kierunek. Po opracowaniu i opanowaniu produkcji zarówno głowic jądrowych, jak i triady ich nosicieli, także siłami własnego przemysłu, zdecydowała się na opuszczenie struktur wojskowych NATO, co nastąpiło w 1966 r. Mimo że nie było to wyjście całkowite, gdyż nie obejmowało politycznych struktur sojuszu, był to kolejny krok ku umocnieniu statusu mocarstwa, przynajmniej na skalę regionalną. Trzeba przy tym zauważyć, że Francja zakładała i zakłada, że własny parasol jądrowy nie jest wyłącznie środkiem odstraszania, używanym w obronie żywotnych interesów państwa, ale może także stanowić kluczowy element europejskiej polityki bezpieczeństwa, co zostało wprost powiedziane także przez prezydentów Francji – w tym Jacques’a Chiraca, Nicolasa Sarkozy’ego i Emmanuela Macrona.
Budowa silnej energetyki jądrowej, utrzymywanie narodowych programów zbrojeniowych czy zbrojne interwencje – jawne i skryte – były kolejnymi krokami w tej sferze. Nie oznaczało to zerwania więzi z innymi państwami. Przeciwnie, Francja brała udział w szeregu wspólnych przedsięwzięć zbrojeniowych i lotniczych, jak – z Wielką Brytanią – Concorde, Lynx i Jaguar, z Niemcami –
– Alpha Jet, konsorcjum Airbus (początkowo z Wielką Brytanią i Niemcami), aczkolwiek potrafiła z nich także wyjść, na skutek czego dziś na rynku myśliwców wielozadaniowych obecny jest powstałe siłami niemiecko-brytyjsko-włosko-hiszpańskiego konsorcjum Eurofighter Typhoon i francuski Dassault Rafale, choć pierwotnie Francja uczestniczyła w programie Future European Fighter Aircraft. Z militarnej perspektywy charakterystyczne dla francuskiej polityki były także liczne interwencje zbrojne, przede wszystkim w Afryce. Z racji częstego użycia lotnictwa doczekała się wręcz żargonowego określenia „dyplomacja Jaguarów”, aczkolwiek innym tradycyjnym narzędziem były lekkie, ekspedycyjne formacje wojsk lądowych, w tym Legii Cudzoziemskiej.
Zakończenie zimnej wojny oznaczało, choć początkowo nie zawsze uchwytną, zmianę w tej sytuacji. Na pozór mogło się wydawać, że Stany Zjednoczone i Europa tworzą wspólną, niepodzielną strefę rządów prawa, liberalnej demokracji i wolnego handlu, czerpiącą korzyści zarówno ze współpracy, jak i z handlu z innymi regionami, a użycie siły zbrojnej będzie miało charakter niemal policyjny, dyscyplinujący tych, którzy chcieliby zakłócać nowy porządek świata. Zwiastunem nowych czasów była operacja „Pustynna Burza”, gdzie wielka koalicja pod wodzą Stanów Zjednoczonych, wspierana przez państwa Europy, przy zgodzie, a przynajmniej milczącej akceptacji nawet ZSRS i ChRL, sprawnie pokonała siły irackie przy minimalnych stratach własnych. Wydawać się mogło, że tak społeczność międzynarodowa będzie postępować w przyszłości.
Szybko okazało się jednak, że ismayowskie „keep Americans in” ma swoje ograniczenia. Stany Zjednoczone były skłonne interweniować tam, gdzie ich interesy były bezpośrednio zagrożone, nie zawsze uwzględniając interesy sojuszników. Dało się to odczuć choćby w 2002 r., gdy doszło do politycznego pęknięcia w Europie na tle poparcia lub jego braku dla kolejnej wojny z Irakiem i administracja George’a W. Busha nie tylko nie wzięła pod uwagę sprzeciwu Niemiec i Francji, ale także retoryką o „starej i nowej Europie” ten podział pogłębiała.
Co więcej, już operacja w Somalii [interwencja z lat 1992–1993 – przyp. red.] pokazała, że amerykańska potęga, jak każda, ma swoje ograniczenia. Nie każdy problem można rozwiązać licząc na własną przewagę techniczną, a amerykańskie społeczeństwo niechętnie reagowało na nawet relatywnie nieduże, w porównaniu z innymi konfliktami, straty. Otworzyło to okres, w którym amerykańskie interwencje starano się sprowadzić do ataków z wykorzystaniem lotnictwa i pocisków manewrujących, a nawet i wtedy ze sporą niechęcią.
Gdy okazało się, że Amerykanie mogą nie chcieć pełnić roli „globalnego żandarma”, stało się jasne, że nowym wyzwaniom nie są w stanie zaradzić także narzędzia wcześniej używane, jak choćby siły pokojowe Organizacji Narodów Zjednoczonych, które nie powstrzymały wojen i czystek etnicznych na Bałkanach. Nie nadawały się do tego w pełni również zimnowojenne siły zbrojne, tworzone z myślą o działaniach innego rodzaju.
W ślad za nową wizją użycia siły, już nie w wojnie między wielkimi blokami militarnymi, ale w konfliktach lokalnych, także wobec „państw zbójeckich” czy w „państwach upadłych”, szło przekształcanie sił zbrojnych w formacje z założenia interwencyjne, które powinny być w stanie radzić sobie z lokalnymi konfliktami na tle etnicznym czy religijnym. Początkowo Europa ograniczała się w tej sferze do decyzji wyłącznie politycznych.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu