Tymczasem na terenie neutralnej Hiszpanii życie biegło całkiem spokojnie. Gdy w miastach krajów ogarniętych wojną obowiązywało zaciemnienie, Las Palmas i jego port były jasno oświetlone, nie było widać żadnych posterunków wojskowych czy innych śladów wojny, może poza jednym wyjątkiem – w porcie stało kilkanaście statków należących do jednego z walczących państw i gdyby nie wojna, to ich w Las Palmas nie byłoby. Jeden z nich nosił nazwę Corrientes sugerującą przynależność do Hiszpanii albo innego państwa, w którym językiem urzędowym jest hiszpański. Jednak Hiszpania była przecież neutralna, a przyglądając się namalowanej na rufie tego frachtowca nazwie łatwo można było ustalić banderę państwa, którą ów frachtowiec nosił. Bowiem pod nazwą była namalowana nazwa portu macierzystego statku – Hamburg.
Tego majowego wieczoru właśnie na Corrientesie doszło do niespodziewanego wydarzenia – jego śródokręciem nagle targnęła eksplozja. Załoga frachtowca szybko zorientowała się, że w burcie jednostki jest spora wyrwa, przypominająca trafienie pociskiem armatnim. Wyglądało to tak, jakby Corrientes był ostrzelany. Jednak – choć tego się spodziewano – nie padł więcej żaden wystrzał, poza tym w porcie nie było ani jednego wrogiego okrętu, który mógłby być sprawcą ataku. Co prawda w sąsiednim porcie La Luz stał uzbrojony francuski statek, ale miał on działo o wiele mniejszego kalibru niż pocisk, który miał trafić w Corrientesa, jak wynikałoby z rozmiarów uszkodzeń, ponadto obie jednostki dzielił pas lądu. Sprawa zagadkowego wybuchu jednak już po kilku godzinach zeszła na dalszy plan, bowiem rano 10 maja do Las Palmas dotarła najważniejsza wiadomość dnia – niemieckie odziały dokonały inwazji na dotychczas neutralne Holandię, Belgię i Luksemburg, a tym samym wojna w zachodniej Europie przestała być wojną tylko z nazwy. O przyczynie eksplozji na Corrientesie dowiedziano się dopiero po jej zakończeniu, ale wiele pytań dotyczących sprawcy ataku pozostaje bez odpowiedzi do dzisiaj.
Wszystko zaczęło się banalnie w 1920 r., gdy brytyjska stocznia H. & C. Grayson Ltd w Garston koło Liverpoolu (dziś w jego granicach) zbudowała niewielki, mający pojemność 2456 BRT parowy frachtowiec Le Rhin dla francuskiego armatora Devéry et Chaumet (według innych danych Maurel & Frères et Cie z Bordeaux), który już 3 lata później sprzedał go armatorowi Compagnie de Navigation Paquet z Marsylii. Służba statku, który mógł także przewozić 21 (lub 20) pasażerów w 7 kabinach, przebiegała przez prawie 20 lat bez szczególnych wydarzeń. To uległo gwałtownej zmianie, gdy na pokładzie Le Rhina pojawiła się postać, będąca oprócz statku głównym bohaterem tej opowieści, a dzieje tego człowieka były od tego momentu nieodłączne z dziejami frachtowca do końca jego morskiej służby.
Życiorys owej postaci jest pełny zagadek, niedopowiedzeń i przypuszczeń. Już samo jego nazwisko – Claude André Michel Péri – budzi wątpliwości, ponieważ również podaje się, że nazywał się Jacques Costa. Być może te drugie dane były fałszywe, a używane podczas działalności tego człowieka, który był nikim innym jak oficerem francuskiego wywiadu wojskowego – Deuxiéme Bureau. Zresztą na tym nie koniec z jego zmianą nazwiska, o czym mowa jest dalej.
O miejscu urodzenia Périego również istnieją różne informacje – była to albo Korsyka, albo francuskie Indochiny (obszar dzisiejszego Wietnamu, Laosu i Kambodży). Urodzony w 1907 r. Péri na pewno w Indochinach się wychował, a być może jego rodzina pochodziła z Korsyki. Potem wstąpił do marynarki wojennej, w której dosłużył się stopnia porucznika (lieutenant de vaisseau), i rozpoczął pracę w wywiadzie wojskowym – znów nie wiadomo kiedy. W Indochinach pod koniec lat 30., zapewne podczas służby wywiadowczej, poznał młodszą o 4 lata Madeleine Victorine Guesclin Bayard – również (od 1937 r.) agentkę francuskiego wywiadu. Jej życiorys także zawierał tajemnice – pomijając jej działania Bayard była wdową, gdyż jej mąż został zamordowany w niejasnych okolicznościach przez bliżej nieokreślonych „terrorystów”, lecz niewykluczone, że byli to pospolici przestępcy. Péri i Bayard stali się parą także w życiu prywatnym i byli związani ze sobą do końca swych dni.
Tymczasem Le Rhin po wybuchu II wojny światowej został w 1939 r. wyczarterowany przez francuskie Ministerstwo Kolonii do „zadań specjalnych”, lecz brak jest informacji o istocie tych zadań. Wszystko wskazuje na to, że za owym wyczarterowaniem stał francuski wywiad wojskowy. Frachtowiec został uzbrojony w armatę kal. 100 mm i 2 wkm-y Hotchkissa kal. 13,2 mm, ale było to typowe uzbrojenie dla statków mogących się w ten sposób obronić przed atakiem wynurzonego okrętu podwodnego. W istocie parowiec miał być użyty przez francuski wywiad do specjalnej akcji, a tę miał przeprowadzić Péri. Wykorzystano sytuację, że frachtowiec, pływając między Marsylią a portami we francuskich koloniach w północnej i zachodniej Afryce, mógł bez podejrzeń zawinąć do często mijanego portu w Las Palmas na hiszpańskich Wyspach Kanaryjskich, leżących niedaleko zachodniego wybrzeża Afryki.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu