Tak było na przykład z pociskiem balistycznym Hwaseong-12 (patrz WiT 6/2017), udane testy 14 maja, 29 sierpnia i 15 września, czy z międzykontynentalnymi Hwaseong-14 (odpalenia 2 i 28 lipca) czy Hwaseong-15 (28/29 listopada), dwoma pierwszymi pokazanymi po raz pierwszy na defiladzie w kwietniu tego roku. W czerwcu pokazano także zdjęcia i filmy z odpaleń dwóch kolejnych typów kierowanych pocisków rakietowych, które debiutowały podczas tegorocznej defilady. Był to najnowszy wariant pocisku „ziemia–ziemia” Hwaseong-6 i odpalany z lądowej wyrzutni samobieżnej pocisk przeciwokrętowy.
Do niedawna jedynymi sprawdzonymi północnokoreańskimi rakietami „ziemia–ziemia” były kopie radzieckich pocisków 8K14 (R-17/R-300), czyli sławnych Scudów. Koreańczycy relatywnie długo produkowali ich wierne kopie i korzystali z oryginalnych wyrzutni na czteroosiowych nośnikach MAZ-543. Na eksport oferowali także prostsze wyrzutnie, zamontowane na szosowych naczepach, które mogły holować dowolne komercyjne ciągniki siodłowe. Sprzedali je m.in. do: Iranu, Iraku, Libii, Syrii, Jemenu i Pakistanu. Pierwsze lokalne modernizacje samego pocisku miały zwiększyć jego zasięg. Osiągnięto to najpierw zmniejszając masę głowicy bojowej, potem zwiększając długość zbiorników paliwa i utleniacza, czyli wydłużając rakietę. Kolejnym krokiem było połączenie obu rozwiązań, a następnym i równocześnie pierwszym naprawdę znaczącym z technicznego punktu widzenia, stało się opracowanie głowicy oddzielającej się w locie od nosiciela, mieszczącego układ napędowy. To ostatnie rozwiązanie nie tylko kolejny raz zwiększyło zasięg, ale też uczyniło pocisk trudniejszym celem dla środków radiolokacyjnych i obrony przeciwrakietowej przeciwnika.
Każde kolejne zwiększenie zasięgu skutkowało jednak spadkiem celności, która nawet w oryginalnych 8K14 o zasięgu 280 km nie była imponująca, gdyż błąd kołowy trafienia mógł wynosić nawet kilometr. W czasach ZSRR nie stanowiło to problemu, gdyż standardem dla tej rakiety były głowice jądrowe, niektóre o mocy przekraczającej 100 kT. Przy takiej sile wybuchu kilometrowe odchylenie niemal nie wpływało na skuteczność. Dla Koreańczyków z Północy, niedysponujących głowicami jądrowymi, i ich zagranicznych kontrahentów był to jednak poważny problem. Nawet po zastosowaniu głowic kasetowych, którymi zresztą KRLD albo nie dysponuje, albo ich nie eksportuje, uzyskanie zadowalających efektów użycia tak niecelnych rakiet jest bardzo problematyczne.
Dlatego, po prestiżowym etapie zwiększania zasięgu, oczywistym kolejnym krokiem powinno stać się zwiększenie celności produkowanych rakiet. Niemal równocześnie pojawiły się dwa nowe sposoby osiągnięcia tego celu. Pierwszym było wykorzystanie rozwiązań, opracowanych przez KBM z Kołomny przy konstruowaniu taktycznego systemu rakietowego 9K79 Toczka. Jego rakiety przy zasięgu 70 lub 120 km uzyskują precyzję trafienia rzędu 10 metrów! Koreańczykom udało się zakupić pewną liczbę wyrzutni 9P129 i pocisków 9M79. Być może część kupili w państwach powstałych na gruzach Związku Radzieckiego, ale najbardziej prawdopodobnym źródłem są kraje trzeciego świata, które kupiły je w ZSRR, a potem wymieniły je z KRLD na liczniejsze i prostsze w obsłudze Hwaseongi. Jest co najmniej prawdopodobne, że liczba pocisków, a szczególnie wyrzutni uzyskanych w ten sposób nie była duża i zapewne z tego powodu w Korei Północnej skonstruowano własną wyrzutnię do nich na bazie szosowej ciężarówki Tabeksan (licencyjny, uproszczony Kamaz). Pociski 9M79 to jednak konstrukcja pod każdym względem znacznie bardziej zaawansowana od 8K14 i jest co najmniej prawdopodobne, że w KRLD do dziś nie zdołano tej rakiety skopiować. Także przeniesienie precyzyjnych układów stabilizacji i kierowania z nowszego pocisku do prymitywniejszego 8K14 nie jest sprawą łatwą. Dlatego wizja powstania takiej hybrydy jest niezbyt prawdopodobna.
Drugi sposób zwiększenia celności pocisków balistycznych jest znacznie prostszy i opiera się na łatwym dostępie do sygnałów satelitów systemów nawigacyjnych, w pierwszej kolejności GPS NAVSTAR. Wiadomo wprawdzie, że w przypadku „wielkiej wojny” właściciel systemu, czyli Stany Zjednoczone, zmieni kody i uczyni sygnały bezużytecznymi dla dotychczasowych użytkowników, ale w przypadku konfliktów lokalnych takie posunięcie jest mało prawdopodobne. Koreańczycy z Północy mogą bez trudu kupować odbiorniki GPS za granicą i instalować je w swoim sprzęcie. Oczywiście, zainstalowanie odbiornika GPS w głowicy pocisku nie wystarczy, by zwiększyć jego celność. Potrzebne są niezawodne mechanizmy wykonawcze – stery gazodynamiczne lub aerodynamiczne, a najlepiej jedne i drugie, gdyż stery aerodynamiczne są skuteczne tylko na początkowym i końcowym odcinku trajektorii, czyli w miarę gęstych warstwach atmosfery.
Istnieją także dwa sposoby „tradycyjne”, niezwiązane ze specyficzną sytuacją KRLD. Pierwszy z nich, to stopniowe doskonalenie układów bezwładnościowych (żyroskopowych), niezależnych od sygnałów GPS. Tu także istnieje możliwość dyskretnego skorzystania z cudzych osiągnięć – wiadomo np. że w Chinach przez długie lata pracowano nad taką właśnie metodą poprawiania celności rakiet balistycznych i osiągnięto spore sukcesy w tej dziedzinie. Druga metoda, eksplorowana z umiarkowanym powodzeniem na świecie od lat 70., to zastosowanie układu naprowadzania na cel na końcowym odcinku trajektorii – może to być poszukująca głowica optyczna, radiolokacyjna lub termiczna. Każda z nich ma swoje wady i zalety, każda nadaje się też do wykrywania innego rodzaju celów. Problem stanowi identyfikacja obiektu ataku i ograniczone możliwości korygowania dużych odchyleń, gdyż proces wykrywania zaczyna się krótko przed upadkiem głowicy. Dla uproszczenia i przyspieszenia prac można próbować wykorzystać w tym celu dostępne głowice poszukujące uzbrojenia innego typu: bomb kierowanych, pocisków przeciwokrętowych, a nawet przeciwlotniczych. Wyniki prób ich adaptacji zwykle rozczarowują, ale pozorna łatwość takiego rozwiązania jest bardzo kusząca.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu