Historia europejskich badań astronautycznych Czerwonej Planety jest nader skromna. To zaledwie jedna misja, również składająca się z orbitera i lądownika. Orbiter Mars Express oraz lądownik Beagle-2 zostały wystrzelone 2 czerwca 2003 r. z Bajkonuru za pomocą rosyjskiej rakiety Sojuz-FG z dodatkowym stopniem Fregat. Dotarły w rejon Marsa w Boże Narodzenie, ale ich dalsze losy potoczyły się odmiennie. Beagle-2, niewielki, ale bogato wyposażony w aparaturę badawczą lądownik nie wysłał ani jednego sygnału i przez długie lata przypuszczano, że się rozbił. Dopiero w styczniu 2015 r. NASA odnalazła go na zdjęciach ze swego satelity Mars Reconnaissance Orbiter – okazało się, że co prawda wylądował, ale przestał funkcjonować już na pierwszym etapie działania – przy rozkładaniu paneli baterii słonecznych. Tymczasem orbiter rozpoczął mapowanie powierzchni Marsa i poszukiwanie śladów występowania na niej, bądź pod nią, wody. Funkcje te pełni zresztą do dziś, jednak jego czas pomału dobiega końca – paliwa, niezbędnego do korekt orbity i stabilizacji sondy, wystarczy co najwyżej do przyszłego roku. Europa potrzebowała zmiennika.
Jeszcze przed startem Mars Expressa europejska agencja kosmiczna ESA przewidywała realizację projektu ExoMars, składającego się ze stacjonarnego lądownika oraz łazika o nazwie Pasteur. Do startu z użyciem takiej samej rakiety, jak w przypadku Mars Expressa, miało dojść w czerwcu 2011 r. Realizowany miał być on, jako misja o najwyższym priorytecie, w ramach programu naukowego Aurora. W takiej postaci został zatwierdzony do realizacji w grudniu 2005 r. Planowano wówczas, że do transmisji danych z powierzchni zostaną wykorzystane dwa amerykańskie orbitery – funkcjonujący już Mars Global Surveyor (MGS) oraz planowany MRO. Jednak wkrótce w harmonogramie doszło do poważnych zmian – najpierw z finansowania wycofały się Włochy, główny wykonawca misji, a potem doszło do nagłej awarii MGS.
W dodatku NASA nie miała pewności, co do możliwości wykorzystania MRO jako retranslatora i w tej sytuacji ESA zdecydowała się w listopadzie 2006 r. wprowadzić do projektu własnego satelitę telekomunikacyjnego. Jednak ze względu na zbyt mały udźwig Sojuza należało go zastąpić inną rakietą – wybór padł na europejską Ariane-5, choć rozpatrywano też użycie rosyjskiego Protona. Datę startu zmieniono na listopad 2013 r. Jednak w październiku 2008 r. start przełożono na styczeń 2016 r., lądowanie zaś na początek 2017 r. – po dołożeniu opłaty za nowego satelitę i drogą Ariane, budżet projektu zaczął trzeszczeć w szwach.
W tej sytuacji w połowie 2009 r. z projektu skreślono satelitę telekomunikacyjnego, start zaś przełożono na 2018 r., przy czym w ramach podpisanej w sierpniu 2009 r. umowy pomiędzy ESA a rosyjską Federalną Agencją Kosmiczną (FKA), rakietą nośną miał zostać Proton-M. Jednakże już miesiąc wcześniej ESA zdecydowała się na inny rodzaj współpracy – z NASA.
Podpisane porozumienie o wspólnych badaniach Marsa nosiło nazwę Mars Exploration Joint Initiative (MEJI). ExoMars, znacznie przebudowany, został wówczas jego częścią. Obejmował on dwa starty amerykańskiej rakiety Atlas-5. W pierwszym, zaplanowanym na 2016 r., miano wynieść satelitę Mars Science Orbiter (przemianowanego później na TGO), przeznaczonego dla badania atmosfery Marsa, a zwłaszcza gazów, występujących w ilościach śladowych (poniżej 1%), ale mających kluczowe znaczenia dla istnienia życia, jak też mogące być jego efektem (głównie metanu, ale też pary wodnej, tlenków azotu, czy acetylenu). Wraz z nim miała lecieć długoterminowa stacja meteorologiczna, którą zamierzano osadzić na powierzchni planety. W 2018 r. wystartować wspólnie miały dwa pojazdy – wspomniany już Pasteur oraz mniejszy, amerykański MAX-C. Miały one zostać dostarczone na powierzchnię wspólnie, za pomocą techniki Skycrane, rozwijanej dla misji Mars Science Laboratory (MSL).
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu