Z punktu widzenia polskiego shiplovera położenie Wilhelmshaven ma niestety poważną wadę – jest mocno oddalone od naszej zachodniej granicy i mimo połączenia autostradowego, trzeba przygotować się na wielogodzinną podróż. Warto jednak ją odbyć, by na miejscu łatwo zapomnieć o jej trudach, widząc już z daleka pierwsze eksponaty.
Muzeum jest młodą placówką prywatną. Pierwsze kroki zamierzające do jej powstania w mieście nierozerwalnie związanym z historią niemieckiej floty podjęły władze Wilhelmshaven w 1986 r. W ich następstwie, dwa lata później powstało stowarzyszenie Förderverein Deutsches Marinemuseum eV. Jednak próby znalezienia lokalizacji dla muzeum oraz wsparcia finansowego idei, sprawiły że wysiłki te pozostały bezowocne. Z tego powodu stowarzyszenie przejęło inicjatywę. W 1998 r. udało się otworzyć placówkę. Jej siedzibą stał się budynek warsztatów torpedowych historycznej stoczni Kaiserliche Werft, powstały w 1888 r. i znajdujący się w części miasta zwanej Südstrand (Plaża Południowa, obecnie atrakcja turystyczna z licznymi kawiarniami i promenadą nad Morzem Północnym) oraz jego bezpośrednia okolica o powierzchni około 3000 m2. Budynek był używany kolejno przez Kaiserliche Marine, Kriegsmarine i Bundesmarine. Dziś można tam oglądać artefakty obrazujące służbę w tych następujących po sobie etapach istnienia niemieckiej floty, trzeba jednak jasno powiedzieć, że najwięcej z nich obejmuje okres po II wojnie światowej, czyli czasy Bundesmarine, co zresztą jest czasem jest powodem krytyki zarządzających. Wciąż najostrożniej Niemcy podchodzą do lat istnienia Kriegsmarine, choć i z tamtego okresu zachowano ciekawe eksponaty. Mottem muzeum są „Ludzie – czasy – okręty”.
Placówka nie korzysta z dotacji publicznych. Utrzymuje się ze składek stowarzyszenia i prywatnych sponsorów oraz bieżącej działalności – rocznie odwiedza ją około 100 tys. gości. Może to wydawać się niezwykłe z polskiego punktu widzenia. W naszym kraju zapewne nie przetrwałaby podobna, z licznymi okrętami i dużymi eksponatami, która nie korzystałaby z pomocy budżetu ministerialnego.
Ze względu na ograniczoną wielkość budynku, mimo jego rozbudowy w 2008 r., muzeum – podobnie jak zbliżone mu instytucje – nie jest w stanie zaprezentować całości swoich zbiorów, a tylko ich część tworzoną przez „jedynie” 600 eksponatów. Dlatego, oprócz wystaw stałych, przygotowywane są tematyczne, czasowe. Przykładem takiej była „Jutlandia – bitwa morska bez zwycięzcy”, związana z obchodami jej stulecia, które odbyły się w Niemczech i Wielkiej Brytanii w ub.r. największe starcie morskie I wojny światowej, znane w Niemczech jako Skagerrakschlacht, toczące się od 31 maja do 1 czerwca 1916 r., zaangażowane było 250 okrętów z około 95 tysiącami ludzi na pokładach. Ponad 8500 z nich zginęło w wodach Morza Północnego wraz z 25 jednostkami obu bander. Mimo tych strat do dziś stawiane jest pytanie: „kto zwyciężył?”, zaś odpowiedź na nie jest z reguły inna i dopasowana do perspektywy kraju, w którym ją usłyszymy. Wystawa przy użyciu środków multimedialnych, wycinków prasowych, modeli i innych eksponatów, dzięki którym można było poznać najważniejsze fakty dotyczące bitwy jutlandzkiej, stała się pomocą w zrozumieniu jej skutków. Zamknięto ją w końcu lutego br.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu