Lt.Col. Oris Johnson, dowódca 422. NFS, atakuje Focke-Wulfy Fw 190 przechwycone w pobliżu Aachen o zmierzchu 24 października 1944 r. Rys. Nicolas Trudgian, www.nicolastrudgian.com
Amerykanie, przystępując do wojny, praktycznie nie dysponowali myśliwcami nocnymi. Z tego względu w Europie ich lotnictwo armijne (USAAF) początkowo użytkowało samoloty Bristol Beaufighter produkcji brytyjskiej. Na Pacyfiku natomiast wprowadzono do służby samoloty Douglas P-70 Nighthawk – improwizowaną konwersję szturmowego A-20 Havoc. Wyposażone w pokładowy radar SCR-540, zadebiutowały w składzie 6. NFS (Night Fighter Squadron). Począwszy od lutego 1943 r., pododdział tego dywizjonu w sile sześciu samolotów stacjonował na wyspie Guadalcanal. Nad ranem 19 kwietnia Capt. Earl Bennett (pilot) i Cpl. Edwin Tomlinson (operator radaru) odnieśli pierwsze zwycięstwo zapisane na konto myśliwca nocnego USAAF w drugiej wojnie światowej, zestrzeliwując japoński bombowiec Mitsubishi Ki-21 Sally.
Wkrótce jednak okazało się, że P-70 ma za małą prędkość wznoszenia i pułap operacyjny, by skutecznie przechwytywać japońskie samoloty. Z tego względu 6. NFS pozyskał i zmodyfikował na swoje potrzeby dwa myśliwce dzienne P-38G Lightning, które przebudowano na samoloty dwumiejscowe i wyposażono w radar SCR-540 zamontowany w standardowym, podkadłubowym zbiorniku na paliwo. Tymczasem drugi pododdział 6. NFS skierowano do Port Moresby na Nowej Gwinei, skąd w kwietniu 1943 r. rozpoczął nocne patrole. Były one równie mało skuteczne, co te nad Guadalcanalem, dlatego we wrześniu oba pododdziały 6. NFS wróciły na Hawaje.
Pierwszą jednostką USAAF na Pacyfiku przezbrojoną w P-61 był wspomniany 6. NFS, który otrzymał je 1 maja 1944 r. Po kilku tygodniach intensywnego szkolenia, dywizjon został wysłany do wsparcia wojsk desantowych na Marianach. Sześć P-61 wylądowało na Saipanie 21 czerwca, trzy dni później rozpoczynając nocne patrole nad wyspą. Pierwsze zwycięstwo zapisane na konto P-61 Black Widow zdobyła 30 czerwca załoga P-61A-1 o imieniu „Moonhappy”, w składzie 2/Lt. Dale Haberman i F/O Raymond Mooney, zestrzeliwując bombowiec Mitsubishi G4M Betty. Notabene, przechwycenia odbywały się trójetapowo. Najpierw kontroler zbierający informacje z naziemnych stacji radiolokacyjnych, tzw. GCI (od Ground-Controlled Interception), przekazywał załodze myśliwca, gdzie szukać przeciwnika. Po przybyciu we wskazany rejon, operator radaru namierzał cel radiolokatorem pokładowym i naprowadzał pilota do chwili, gdy ten dostrzegł przeciwnika.
Do połowy następnego miesiąca, gdy naloty na Saipan praktycznie ustały, dywizjon zgłosił jeszcze trzy zestrzelenia (6, 7 i 14 lipca – same G4M Betty). Japończycy wrócili dopiero, gdy zdali sobie sprawę, że na Marianach stacjonują czterosilnikowe bombowce ciężkie Boeing B-29 Superfortress, które wkrótce wezmą na cel Tokio. Nocą 2/3 listopada 1944 r. dywizjon zgłosił jedno zwycięstwo, 25 i 26 grudnia po trzy, jedno 1 stycznia i dwa następnego dnia. Wszystkie zestrzelone samoloty zostały rozpoznane jako samoloty bombowe dalekiego zasięgu G4M Betty, oprócz ostatniego – załoga w składzie F/O John Szpila i jego operator radaru F/O Alfred Borges zgłosiła P1Y Frances, bombowiec lotnictwa Cesarskiej Marynarki Wojennej. 2/Lt. Robert Ferguson, pilot P-61A-5 (n/s 42-5554) „The Virgin Widow”, tak zapamiętał swoje pierwsze zwycięstwo powietrzne:
Wystartowaliśmy na przechwycenie o godzinie 22:00. Nasz GCI miał na radarze intruza, który zbliżał się szybko na wysokości 6000 m. Był jeszcze w odległości około 65 km. Zaszliśmy go od tyłu i skracaliśmy dzielący nas dystans. Tamten wytracał wysokość. Zredukowałem prędkość do ok. 200 km/h, aby go nie wyprzedzić. Ward [2/Lt. Charles Ward, operator radaru – przyp. aut.] ostrzegł mnie, że wciąż zbliżamy się za szybko. Opuściłem podskrzydłowe klapy. Wtedy zawołał do mnie, żebym wykonał ostry zwrot o 360o i obniżył wysokość, ile się da. Podczas zwrotu wytraciliśmy jakieś 2000 m. Wciąż byliśmy za wysoko. Jeszcze raz zawinąłem samolotem o 360o, tracąc mniej więcej tyle samo wysokości, co poprzednio. Bombowiec musiał zejść nad samą wodę. Po trzecim zwrocie znalazłem się poniżej 500 m!
Zacząłem obawiać się, że próbujemy przechwycić kuter, a nie samolot, i że za moment wyrżniemy w ocean. Na tak niewielkiej wysokości nasz radar łapał dużo zakłóceń i w końcu zgubiliśmy echo. Mój R/O twierdził, że nieprzyjacielski samolot jest wciąż znacznie niżej od nas! Po tym pościgu wysłano nas na kolejne dwa, które okazały się równie frustrujące i bezowocne. Po jakimś czasie, kiedy zajęliśmy miejsce wysoko na naszej „grzędzie”, GCI poinformował nas, że kolejny intruz leci w naszą stronę. Tym razem był w odległości 70 km i często zmieniał wysokość lotu. Ward namierzył intruza w odległości ośmiu km.
Mieliśmy problem typowy dla P-61 – lecąc o 65 km/h szybciej niż nasz cel, zbliżaliśmy się do niego o wiele za szybko. Wypuściłem klapy i nasza prędkość spadła o 80 km/h. Teraz intruz zaczął zostawiać nas w tyle. Wciągnąłem klapy i wyrwaliśmy do przodu, aż znaleźliśmy się 360 m za nim i na tej samej wysokości. Skróciłem dystans do 90 m. Wtedy dojrzałem go. To był Betty. Nacisnąłem spust, trafiając go w lewy silnik i bok. Wewnątrz kadłuba nastąpił mały wybuch. Zobaczyłem czerwoną łunę. Załoga Betty miała problem... Pożar na pokładzie!
Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko. Gdyby teraz bombowiec eksplodował, nam też by się dostało. Przymknąłem przepustnice i odbiłem w prawo. Lecieliśmy na jego skrzydle. Wytracałem prędkość, by zająć pozycję do jeszcze jednego ataku. Betty leciał coraz wolniej, a jego dziób zaczął opadać. Pożar szybko rozprzestrzeniał się i po chwili bombowiec płonął jak pochodnia po sam ogon. Opuścił dziób i runął do morza, eksplodując przy uderzeniu. Wróciliśmy do bazy o północy. Tam podliczono, że wystrzeliliśmy 100 pocisków kalibru 20 mm. Nasza Wdowa już nie była dziewicą! [aluzja do nazwy samolotu: „The Virgin Widow” – przyp. aut.
Wraz z początkiem 1945 r. na Saipan przybyły pozostałe dwa dywizjony myśliwców nocnych 7. AF (Armii Powietrznej USAAF) – w styczniu 548. NFS, a miesiąc później 549. NFS. Na przełomie lutego i marca Amerykanie zdobyli Iwo Jimę. Ta niewielka wyspa posłużyła jako baza myśliwców P-51 Mustang eskortujących B-29 nad Japonię. Z tego względu była, podobnie jak lotniska na Marianach, priorytetowym celem dla japońskich bombowców. Już na początku marca, kiedy jeszcze trwały walki o północną część wyspy, przerzucono tam 548. NFS, a w drugiej połowie miesiąca 549. NFS. Ponadto na krótko dołączył pododdział ze składu 6. NFS, który 25 marca zdobył swoje dwa ostatnie zwycięstwa powietrzne. Jedno z nich zgłosiła załoga samolotu P-61 „Sleepy Time Gal” pod dowództwem Capt. Ernesta Thomasa:
Kontakt radarowy złapaliśmy w odległości około jedenastu km. Jako że wskazania radaru naziemnego co do wysokości, na której leciał intruz, nie zawsze były precyzyjne, wypracowałem technikę pomagającą mojemu R/O namierzyć przeciwnika. Na zmianę opuszczając i podnosząc dziób samolotu, zwiększałem obszar, który przeszukiwał nasz pokładowy radar. Skracaliśmy dystans, podczas gdy intruz wznosił się powoli, kierując się na południe od Iwo Jimy. Najwyraźniej minął wyspę, która była jego celem i podążał dalej poprzednim kursem. Mój strzelec, kapral Jessie Tew, za pomocą lornetki rozpoznał go jako Betty.
Bombowiec leciał tak powoli, że przy każdym kolejnym podejściu pojawiał się w zasięgu wzroku zbyt późno, byśmy zdążyli go trafić. Raz za razem odbijaliśmy w bok, robiliśmy zwrot o 360o, łapaliśmy kontakt radarowy i próbowaliśmy ponownie. Trwało to około 45 minut. W tym czasie intruz wciąż nabierał wysokości, lecąc dalej na południe. Byliśmy już na granicy naszego zasięgu, ale otrzymaliśmy pozwolenie, by kontynuować pościg jeszcze kawałek dalej. Chwilę później Japończyk wyrównał lot, a my szybko zaszliśmy go od tyłu. W końcu z odległości 200 m, patrząc kątem oka, dojrzałem go. Mój R/O odliczał głośno odległość do celu: 200, 120, 60 metrów... Nagle bombowiec zaczął wykonywać zwrot w lewo. Nie wiem, czy jego pilot zauważył nas, czy też w końcu zorientował się, że minął Iwo Jimę. Odbiłem w prawo, po czym zawróciłem w jego stronę. Przeciągając celownik po jego prawym silniku, wystrzeliłem krótką serię z wszystkich luf i przeleciałem tuż pod nim, omal go nie taranując. Ta pojedyncza seria załatwiła sprawę; trafiony silnik płonął.
Zapowiadało się na spektakularne zwycięstwo. Jaskrawe światło płomieni oślepiło mnie i musiałem ponownie przejść na pilotowanie według wskazań przyrządów pokładowych. Nagle całe niebo rozświetlił błysk potężnej eksplozji. Przez chwilę przerażony pomyślałem, że to mój własny samolot wybuchł. Mój R/O zameldował, że nieprzyjacielski bombowiec rozpadł się na trzy części. Najprawdopodobniej eksplodowało paliwo i ładunek bomb, które samolot wciąż miał na pokładzie. Kiedy jego fragmenty opadały w kierunku pokrywy chmur poniżej, niebem targnął kolejny silny wybuch. Nie było wątpliwości, że zaliczyliśmy zwycięstwo!
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu