2 i 4 lutego władze Stanów Zjednoczonych oraz Francji poinformowały o zwiększeniu wsparcia militarnego dla Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ma to związek z rosnącym zagrożeniem ze strony rebeliantów Huti, którzy coraz śmielej atakują cele w tym państwie przy użyciu pocisków balistycznych oraz bezzałogowych aparatów latających.

2 lutego Sekretarz Obrony Stanów Zjednoczonych poinformował, że władze amerykańskie podjęły decyzję o skierowaniu do baz w Zjednoczonych Emiratach Arabskich wielozadaniowych samolotów bojowych 5. generacji. Dodatkowym wsparciem ma być obecność na wodach tego państwa niszczyciela rakietowego USS Cole (DDG 67), który ma wspierać system wczesnego ostrzegania oraz zestawy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Także samoloty (F-22A Raptor bądź F-35A Lightning II) dzięki swoim możliwościom operacyjnym, mają stanowić ważny element wsparcia dla obrony przeciwlotniczej Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Dotychczas Amerykanie, w tym kraju, utrzymywali zestawy Patriot, które w ostatnich dniach zestrzeliły przynajmniej dwa pociski balistyczne zmierzające w kierunku bazy Al Dhafra.

4 lutego francuska Minister Sił Zbrojnych także zadeklarowała, że rząd w Paryżu zatwierdził zwiększenie zaangażowania militarnego w obronę Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kontyngent francuski ma obejmować m.in. wielozadaniowe samoloty bojowe Dassault Rafale (w liczbie siedmiu egzemplarzy). Ich głównym zadaniem ma być ewentualne zwalczanie celów powietrznych zmierzających w strategiczne ważne obszary państwa arabskiego.

W ostatnich dniach Zjednoczone Emiraty Arabskie stały się celem wzmożonych ataków ze strony rebeliantów Huti, których bazy znajdują się na terytorium Jemenu. Fala rozpoczęła się około 17 stycznia, a w odparciu aktywowano m.in. zestaw THAAD znajdujący się na wyposażeniu sił zbrojnych tego kraju. Co ważne, jeden z ataków miał także miejsce w czasie wizyty w Dubaju prezydenta Izraela – może to z kolei zaowocować sprzedażą zaawansowanych systemów obrony przeciwrakietowej produkcji izraelskiej.