Zaloguj
reklama Rekord
reklama Rekord

Baltops 2017 – desant na Wicko

Morskie ćwiczenia państw NATO Baltops są organizowane od 1972 r. Wymyślono je w USA w epoce, kiedy zimna wojna była bliska przekształceniu w gorącą – trwała wojna w Wietnamie i „dojrzewała” kolejna konfrontacja na Bliskim Wschodzie. Po 1990 r. do udziału zaczęto zapraszać „niezrzeszone” kraje bałtyckie, od 1993 r. uczestniczy w nich także Marynarka Wojenna RP.

W tym roku ćwiczenia rozpoczęły się w Szczecinie, a zakończyły w niemieckim Kiel (więcej na ten temat w Morzu 7/2017). Jednym z kluczowych elementów ćwiczenia był desant na plażę w Wicku koło Ustki, który odbył się 14 czerwca. W rzeczywistości nie była to, choćby miniaturowa, operacja bojowa, a pokaz dla polskich „najważniejszych gości”, którzy jednak gremialnie przedsięwzięcie zignorowali, a także przedstawicieli mediów.

Nadlatuje B-52H.

Nadlatuje B-52H.

Najpierw „samobójcze”, bo rozmieszczone wprost na plaży, pozycje obronne zajęli żołnierze 7. Brygady Obrony Wybrzeża, wsparci przez bwp BWP-1. Z pokładu desantowego okrętu-doku USS Arlington (LPD-24) zaczęto „wodować” desant. Okręt, należy do typu San Antonio, ma wyporność 22 600 ton, zabiera na pokład do 14 pojazdów, dwa poduszkowce LCAC, może równocześnie przyjąć do czterech śmigłowców CH-53E lub zmiennopłaty CV-22 Osprey. Oprócz tego może nań zostać zaokrętowanych do 700 żołnierzy desantu. Jednostka jest bardzo nowoczesna i ma krótki staż operacyjny, gdyż została przyjęta do służby 7 grudnia 2012 r.

AAV-7 wychodzi na brzeg

AAV-7 wychodzi na brzeg

Poduszkowiec LCAC z symbolicznym ładunkiem na morzu…

Poduszkowiec LCAC z symbolicznym ładunkiem na morzu…

… na brzegu…

… na brzegu…

… i po zatrzymaniu turbin.

… i po zatrzymaniu turbin.

Z doku-ładowni Arlingtona najpierw zeszły na wodę oba poduszkowce, a po nich transportery gąsienicowe AAV-7. Zanim te ostatnie podeszły do brzegu, nadleciał od strony morza pojedynczy bombowiec strategiczny B-52H – jeden z dwóch  uczestniczących w ćwiczeniu. Maszyny te należały do 2nd BW – 2. Skrzydła Bombowego z Barksdale w Louisianie. Jedna z maszyn przyleciała do Europy – do bazy Fairford w Wielkiej Brytanii z USA, a druga dołączyła z bazy Al Udeid w Katarze, skąd w ramach operacji Inherent Resolve bombardowała cele w Iraku. Co ciekawe, w celu zabezpieczenia ich przebazowania, do Fairford przerzucono 800 (ośmiuset!) ludzi personelu naziemnego. B-52H zabiera do 140 ton paliwa i do 31,5 tony uzbrojenia. Nad Bałtykiem ćwiczył zrzut min dennych Mk 62 Quick Strike. Są to faktycznie bomby Mk 82 o wagomiarze 226 kg z modułem stabilizacji Fin Mk15 lub BSU-86B i ciśnieniowo-magnetyczno-akustycznym zapalnikiem TDD Mk57.

B-1B w locie z dużą prędkością.

B-1B w locie z dużą prędkością.

Po nim nadleciały dwa polskie Jastrzębie, następnie dwa niemieckie Taifuny z Laage (uzbrojone w pociski „powietrze-powietrze” IRIS-T), po nich, niezapowiedziany B-1B, a na końcu MV-22 Osprey. Bombowiec należał do 28th BW z Ellsworth AFB w Luizjanie. To jedno z dwóch skrzydeł USAF używających samolotów tego typu. Dwa B-1B międzylądowały w Fairford, a potem uczestniczyły w ćwiczeniach Saber Strike i Baltops. Oprócz tego z USA do Europy przerzucono cztery zbiornikowce KC-135 i jeden samolot wczesnego ostrzegania E-3. Osprey należał do Marine Corps Air Station z Camp Pendleton. Ospreye są niewątpliwie atrakcyjne dla jednostek desantowych – są znacznie szybsze od śmigłowców i mogą startować/lądować pionowo. Z drugiej strony, to jedne z najdroższych maszyn transportowych w historii (w przeliczeniu na tonę ładunku), a ich niezawodność pozostawia nadal sporo do życzenia.

Niemiecki Taifun osłania desant.

Niemiecki Taifun osłania desant.

Zbliża się samotny MV-22.

Zbliża się samotny MV-22.

Z daleka desant „wspierały” fregaty – nad horyzontem na chwilę pojawiła się sylwetka nowoczesnego holenderskiego Evertsena (F 805, typ De Zeven Provincien). W rzeczywistości większość dużych okrętów bojowych ma dość ograniczone możliwości wspierania operacji desantowych. Mają zwykle możliwość rażenia punktowych celów lądowych za pomocą pocisków kierowanych, ale ich artyleria jest z zasady niemal symboliczna i jej siły ognia nie wystarcza do obezwładnienia nawet słabej obrony na brzegu.

Polski trałowiec „wykonuje przejście w przybrzeżnej zagrodzie minowej”. W głębi USS Arlington.

Polski trałowiec „wykonuje przejście w przybrzeżnej zagrodzie minowej”. W głębi USS Arlington.

Kolejnym etapem pokazu było umowne trałowanie min na podejściu do plaży. Dokonały tego polski trałowiec ORP Dąbie i estoński EML Wambola (typu Lindormen). Następnie do brzegu podeszły amerykańskie transportery AAV-7 z desantem marines pierwszego batalionu 23. Pułku Piechoty Morskiej. Jednostka bazuje w Houston w Teksasie, została sformowana w listopadzie 1942 r., uczestniczyła w zdobywaniu Wysp Marshalla, Saipanu i Iwo Jimy, w 2004 r. trafiła do Iraku, a siedem lat później do Afganistanu. Gdy amerykańscy żołnierze po pokazie zwiedzali niewielką wystawę polskiego sprzętu, dała się zauważyć specyficzna cecha naszych sojuszników – z zadawanych przez nich pytań wynikało, że bardzo słabo znają polskie uzbrojenie. Dziwne to podwójnie, gdyż znaczną jego część powinni znać z zajęć „armie obce”, gdyż używają go także obecni i potencjalni przeciwnicy Ameryki.

Po transporterach AAV, które sprawnie wyszły na polską plażę, zbliżyły się do niej poduszkowce LCAC (Landing Craft Air Cushion). Posuwały się majestatycznie, żeby nie powiedzieć ślamazarnie, jeśli zważyć na ich maksymalną prędkość, przekraczającą 70 km/h, co jest zresztą ich wielkim atutem jako środka desantowego. Przywiozły na brzeg po jednym samochodzie HMMWV, które jednak nie zostały nawet wyładowane. Taki ładunek także nie imponuje, gdyż LCAC może przewieźć nawet czołg M1 Abrams.

W desancie wzięły także udział dwa polskie okręty desantowe proj. 767, OORP Gniezno i Kraków, nazywane obecnie eufemistycznie „transportowo-minowymi”. Podeszły do brzegu, ale nie otworzyły nawet furt dziobowych. Przyczyna jest prozaiczna ‒ Wojsko Polskie nie bardzo ma obecnie czego desantować. Nasze Rosomaki i bwp są wprawdzie pojazdami pływającymi, ale ich dzielność morska jest niewielka, a na dodatek nikt nie ćwiczy takich operacji. Wcześniej, „z braku laku”, na pokazach desantowano transportery inżynieryjne PTS, ale po spektakularnym wypadku jednego z nich i one nie są dziś uznawane za bezpieczne. Także w przeszłości potencjał desantowy Wojska Polskiego nie był wielki, mimo dysponowania całą dywizją desantową (jej siła była bliższa lekkiej brygadzie) i licznych okrętów desantowych. Rozbudowa takich sił do wcześniejszych rozmiarów nie ma sensu, ale całkowita rezygnacja z nich jest niewątpliwie nierozważna.

Konkluzja jest jednoznaczna ‒ pokaz był bardzo sprawnie zrealizowany i efektowny, tego rodzaju prezentacje są potrzebne choćby po to, żeby podatnicy mogli przekonać się, na co jest przeznaczana niemała część płaconych przez nich podatków. Jest to także okazja do pochwalenia się profesjonalizmem sił zbrojnych. Cele te zostały osiągnięte, mimo niemal zupełnego braku zainteresowania polityków uczestnictwem w pokazie.

Tomasz Szulc Foto: Tomasz Szulc
Teldat

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przemysł zbrojeniowy

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Siły Powietrzne

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Samoloty i śmigłowce
Uzbrojenie lotnicze
Bezzałogowce
Kosmos

WOJSKA LĄDOWE

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Wozy bojowe
Artyleria lądowa
Radiolokacja
Dowodzenie i łączność

MARYNARKA WOJENNA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Okręty współczesne
Okręty historyczne
Statki i żaglowce
Starcia morskie

HISTORIA I POLITYKA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Historia uzbrojenia
Wojny i konflikty
Współczesne pole walki
Bezpieczeństwo
usertagcalendar-fullcrosslisthighlightindent-increasesort-amount-asc