Na łamach „Wojska i Techniki” niejednokrotnie podnosiliśmy interesujący wątek modernizacji sprzętowej Wojenno-Morskowo Fłota Federacji Rosyjskiej (WMF) w ostatnich latach. Z lektury artykułów, powstałych w oparciu o źródła i opracowania rosyjskojęzyczne, można wysnuć wniosek, że Moskwa radzi sobie nieźle z produkcją seryjną bojowych okrętów nawodnych o wyporności do ok. 1000 t, jak też pomocniczych i specjalnych. Wszystko powyżej tego limitu rodzi problemy. Nawet jedyna, pozornie wyłamująca się z tej klamry seria – korwety odmian proj. 20380 (typ Stierieguszczij), powstaje w bólach, bo biorąc pod uwagę, że od położenia stępki prototypu upłynęło 19 lat, a dwie stocznie zbudowały łącznie osiem jednostek, to wynik ten w skali państwa wielkości Rosji nie imponuje. Z większych okrętów udało się dość płynnie zrealizować program produkcji trzech dozorowców proj. 11356R, bazujących na planach Buriewiestników z lat 60. minionego wieku. Niezłe tempo ma też budowa konwencjonalnych okrętów podwodnych proj. 636.6, również osadzonych technicznie głęboko w zimnowojennej historii, ale jednostki tej klasy, w tym z napędem jądrowym, to zupełnie inna kategoria.
Jednocześnie ostatnie dwie dekady obnażyły bezlitośnie słabość dawnego kolosa w zakresie zaspokojenia zapotrzebowania jego flot na okręty oceaniczne, tzw. I rangi. Jakkolwiek nie można lekceważyć Karakurtów czy Bujanów-M, lekkich jednostek uderzeniowych pozbawionych systemów obrony przeciwlotniczej średniego zasięgu, za to uzbrojonych w pociski manewrujące do atakowania odległych instalacji w głębi lądu, mogących w warunkach zaskoczenia i własnej osłony lotniczej zadać poważne straty, to w wielu sytuacjach nie zastąpią one okrętów dużej wyporności. To samo dotyczy wspomnianych korwet, także mających uzbrojenie przeciw celom lądowym, a ponadto pociski przeciwokrętowe kilku typów.
Ważnym narzędziem polityki Kremla, ale i Waszyngtonu, są okręty nawodne dużej wyporności, adekwatnie uzbrojone i mogące w okresie bez napięć prezentować samodzielnie banderę w dowolnym rejonie świata. Amerykanie mogą w tym celu wykorzystać liczną flotę niszczycieli typu Arleigh Burke, wciąż budowanych w kolejnych odmianach. Szykują się też do uruchomienia produkcji fregat typu Constellation, wypierających niemal trzy razy więcej od korwet WMF, o lotniskowcach nie wspominając. Natomiast Rosjanie mogą obecnie wystawić zaledwie pojedyncze jednostki dużej wyporności, wszystkie zbudowane w latach 80. Chodzi tu o krążownik atomowy Piotr Wielikij proj. 11442 (drugi jest w remoncie), trzy krążowniki rakietowe proj. 1164 Atłant (WiT 5 i 6/2019) i o duże okręty zwalczania okrętów podwodnych (BPK, bolszyje protiwołodocznyje korabli) proj. 1155 Friegat, znane szerzej jako typ Udałoj.
Na nowe, podobnej wielkości, na razie rosyjska flota nie ma co liczyć. Nawet fregaty proj. 22350, pierwsze większe okręty zaprojektowane po rozpadzie ZSRS (wyporność pełna 5400 t), powstają w ślimaczym tempie i od położenia stępki prototypowego Admirał fłota Sowietskowo Sojuza Gorszkowa upłynęło 14 lat, w czasie których bandery podniosły… dwie takie jednostki. Świadczy to dobitnie o problemach finansowych, ale też technicznych, co raportowały nawet rosyjskie media. Katastrofalne pogorszenie już złej sytuacji przyniosły sankcje nałożone przez Unię Europejską i Ukrainę po aneksji Krymu w 2014 r. W ich wyniku Rosja straciła dostęp do sprzętu produkcji zachodniej, w tym silników wysokoprężnych czy systemów przeciwminowych, jak też doszło do przerwania łańcucha kooperacyjnego z południowym sąsiadem, co odcięło stocznie rosyjskie od dostaw turbin gazowych, przekładni redukcyjnych i innych podzespołów oraz napraw i remontów tych maszyn, a także innych produktów ukraińskiego przemysłu obronnego. Na pewien czas sparaliżowało to całkowicie produkcję okrętów w Rosji, w tym tak ważnych jak trzy kolejne dozorowce proj. 11356R (dwa w najwyższym stopniu zaawansowania sprzedano Indiom) oraz zahamowało i tak wolne tempo budowy fregat typu Gorszkow. Problem silników wysokoprężnych (m.in. do małych okrętów rakietowych typu Bujan-M) rozwiązano doraźnie ich importem z Chińskiej Republiki Ludowej, co ze względu na ich jakość okazało się nietrafionym pomysłem, zaś problem uzależnienia od Ukrainy w zakresie dostaw i serwisu turbin gazowych starano się rozwiązać od dłuższego czasu. Dzięki temu dopiero niedawno przemysł rosyjski przekazał pierwszy w pełni rodzimy zespół napędowy M55R do Admirała fłota Gołowki, trzeciej fregaty proj. 22350.
W takiej sytuacji nie pozostało nic innego, jak reanimować stare okręty. Najbardziej spektakularną transformacją będzie – o ile zakończy się sukcesem – remont i modernizacja ciężkiego krążownika z napędem jądrowym Admirał Nachimow (eks-Kalinin) wg proj. 11442M. Program ten jest wart odrębnego omówienia, dodajmy więc tylko, że chodzi o przywrócenie sprawności technicznej okrętu o wyporności 25 860 t i wymianie jego niemal całego przestarzałego uzbrojenia oraz elektroniki na nowe. Na razie proces przekształcił się w przysłowiową skarbonkę. Zakończono już modernizację małego okrętu rakietowego Smiercz proj. 12341 Owod (szerzej w WiT 4–5/2020), co świadczy, że zdaniem Kremla nawet postępy w produkcji małych jednostek są zbyt wolne.
Trwają natomiast próby po remoncie i modernizacji BPK Marszał Szaposznikow, okrętu będącego – przynajmniej teoretycznie – odpowiednikiem amerykańskich niszczycieli, który wzbudził postrach wśród amerykańskich publicystów. Bo w US Navy raczej nie…
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu