Obrona przeciwlotnicza ma dla władz w Teheranie priorytetowe znaczenie. Lądowy atak na to duże państwo jest mało prawdopodobny i zupełnie niemożliwy bez długotrwałego przygotowania, gromadzenia sił w basenie Zatoki Perskiej i indoktrynowania światowej opinii publicznej przeciw Iranowi. Natomiast atak z powietrza jest możliwy niemal w każdej chwili, przede wszystkim siłami lotnictw Arabii Saudyjskiej i Stanów Zjednoczonych. Irańskie lotnictwo myśliwskie jest słabe i rozproszone – trudno byłoby mu zapewnić skuteczną ochronę przestrzeni powietrznej, nawet w przypadku ataku o ograniczonym charakterze. Dlatego obrona przeciwlotnicza musi opierać się na naziemnych stacjach radiolokacyjnych i rakietowych systemach przeciwlotniczych. Niezależnie od tego władze Iranu zdecydowały się najpierw na rozbudowę rakietowego potencjału ofensywnego.
W „spadku” po czasach szacha Mohammada Rezy Pahlawiego w Siłach Zbrojnych Islamskiej Republiki Iranu znalazły się liczne systemy MIM-23 HAWK, które do dziś pozostają w linii bez zauważalnych modernizacji (choć Irańczycy chwalą się takową, określaną Mersad) i zestawy Rapier. I jedne, i drugie są obecnie zupełnie przestarzałe i w najlepszym przypadku mogłyby uzupełniać strukturę obrony przeciwlotniczej zwalczając najłatwiejsze cele. Obronę najpierw wzmocniono sprzętem zakupionym w Chińskiej Republice Ludowej. Były to bardzo już wtedy przestarzałe systemy HQ-2 (kopie radzieckich S-75), które z czasem nieznacznie zmodernizowano i nazwano Sajjad-1 oraz trochę nowocześniejsze FM-80 (Crotale), znane w Iranie jako JaZahra. Nieco nowszy sprzęt sprowadzono z Rosji, począwszy od lat 90. Były to systemy dalekiego zasięgu S-200WE, w których liczbę kanałów celu zwiększono, kupując dodatkowe stacje naprowadzania rakiet (system Fadżr-8) i 29 samobieżnych zestawów 9K331 Tor-M1. I jednych, i drugich kupiono jednak tak mało, że mogły posłużyć do ochrony dosłownie kilku obiektów. Dopiero niedawno, bo w listopadzie 2016 r., dostarczono pierwsze systemy S-300PMU-2, ale w zupełnie symbolicznej liczbie (dwa zestawy pułkowe) w stosunku do potrzeb.
Gdy pojawiły się pierwsze zdjęcia oryginalnych irańskich rakietowych systemów przeciwlotniczych, analitycy nie mieli właściwie żadnych wątpliwości – były to dość prymitywne makiety, zarówno wyrzutni, jak i samych pocisków. Bodaj tylko nośniki były w miarę autentyczne, a co najmniej były w stanie poruszać się samodzielnie. Co ciekawe, pokazywano je konsekwentnie na kolejnych defiladach i dało się zauważyć następujące powoli zmiany w ich konstrukcji, zmierzające najwyraźniej w kierunku ich większego „realizmu”. Z czasem zaczęto prezentować filmy z odpaleń rakiet, pokazywano też sprzęt rozwinięty w terenie – systemy złożone z kilku wyrzutni i stacji radiolokacyjnych, a przywódcom Iranu demonstrowano w świetle reflektorów pociski o coraz bardziej realistycznym wyglądzie.
Dla porządku należy wymienić nowe pociski, demonstrowane od 2012 r. Pierwszy, do systemu Raad, przypominał pocisk 9M38 systemu Buk. Drugi, do systemu Sajjad-2 – amerykański Standard SM-1. Trzeci, pokazywany tylko w postaci cylindrycznego „pojemnika transportowo-startowego”, udawał pocisk do S-300P. Najciekawszy był jednak pocisk systemu Sajjad-3, po raz pierwszy pokazany w 2014 r. Nie był bowiem kopią żadnej rakiety zagranicznej, a pod względem układu aerodynamicznego najbardziej przypominał rosyjski 9M317 z systemu Buk-M2. Miał jednak większe rozmiary i wyraźnie mniejsze wydłużenie od tego ostatniego.
Podobieństwa do rakiet zagranicznych nie wykazywał także pocisk, ujawniony w 2014 r. bez żadnego oznaczenia i przez jakiś czas nazywany przez zagranicznych analityków Sajjad-4 (sajjad to w farsi łowca/myśliwy). Początkowo nie było nawet wiadomo, jaka jest konfiguracja jego powierzchni aerodynamicznych, gdyż na zdjęciach była widoczna tylko część głowicowa. Ponieważ przednia część kadłuba miała kształt stożka, inaczej niż cylindryczne korpusy innych irańskich pocisków przeciwlotniczych, było wiadomo, że nie jest to ani Sajjad-2, ani 3. Dopiero defilada z kwietnia 2015 r. rzuciła światło na szczegóły konstrukcji nowej rakiety, gdyż pocisk tego typu przewieziono na kołowej platformie przed trybuną honorową. Okazało się, że nowa rakieta powtarza aerodynamiczne rozwiązania Sajjada-3 – niewielkie powierzchnie aerodynamiczne znajdują się w tylnej części kadłuba, a za nimi umieszczono cztery stery płytowe.
Stopniowo ujawniano także informacje na temat nowego systemu. Podobno prace nad nim zainicjowano na osobiste polecenie ajatollaha Alego Chamanei, gdy Rosja, stosując się do sankcji nałożonych na Iran rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1929 z czerwca 2010 r., wycofała się ze sprzedaży systemu S-300PMU-2, którą uzgodniono w 2007 r. Nowy system miał pod względem osiągów odpowiadać temu ostatniemu, co oznaczało: zasięg rażenia celów aerodynamicznych ok. 150 km, możliwość równoczesnego rażenia wielu celów i ograniczone zdolności przeciwbalistyczne. Równocześnie pracowano nad odpowiednim pociskiem, radarami, środkami łączności i transmisji danych oraz aparaturą dowodzenia. Na dodatek zaplanowano, że wszystkie komponenty systemu będą mobilne. Nadano mu nazwę Bawar-373. Bawar to „wiara” w języku farsi, a 373, to imię Mahomet w transkrypcji liczbowej. System miał być gotowy już w 2013 r., co było zupełnie nierealne, później termin przesunięto na koniec 2015 r. W 2016 r. pokazano po raz pierwszy publicznie komponenty systemu: radar, wyrzutnię i stanowisko dowodzenia.
W sierpniu 2019 r. w Teheranie zaprezentowano cały system, złożony z dwóch typów radarów, kabiny dowodzenia i czteropojemnikowych wyrzutni, których w baterii jest sześć (podobno początkowo planowano zastosowanie wyrzutni dwupojemnikowych na lżejszych nośnikach). Pojemniki transportowo-startowe są prostopadłościenne, usztywnione gęstym żebrowaniem i do startu są ustawiane pionowo. To istotne novum, gdyż wszystkie wcześniejsze irańskie pociski przeciwlotnicze startują z nachylonych w kierunku celu pojemników/wyrzutni. Wyrzutnie są zamontowane na ciężarówkach Zoljanah w układzie 10×10 i ładowności 30 ton. Zapewne o ich wyborze zadecydowała jednak nie ładowność, a dopuszczalna długość ładunku. Wcześniej, od 2012 r., samochody tego typu demonstrowano bez ładunku użytecznego, ale z futurystyczną kabiną, z której zrezygnowano na rzecz jak najbardziej klasycznego rozwiązania. Radary i stanowisko dowodzenia umieszczono na ciężarówkach Zafar w układzie, odpowiednio, 8×8 i 6×6.
Podczas prezentacji wszystkich elementów systemu pokazano pocisk z zapewne fikcyjnym numerem seryjnym. Najważniejsze jednak, że było też na nim oznaczenie typu – SD4 – czyli, jak można domniemywać Sajjad-4! Podano też informację, że system może wykorzystywać także inne pociski, zapewne Sajjad-2 i 3.
Nie ma wiarygodnych informacji na temat metody naprowadzania pocisków. Ich zasięg ma wynosić ponad 200 km, a maksymalna wysokość lotu zwalczanych celów 27 km, co oznacza, że sposób kierowania powinien być kombinowany. Najpierw układ bezwładnościowy, czyli pocisk kieruje się w stronę punktu w przestrzeni wybranego przez komputer systemu jako optymalny wobec ekstrapolowanego położenia celu. Potem następuje korekta trajektorii za pomocą sygnałów radiowych, wysyłanych z ziemi (uplink), a na końcowym odcinku trajektorii konieczne jest naprowadzanie precyzyjne. Mogłoby to być naprowadzanie półaktywne (na odbite od celu sygnały wysyłane przez radar naziemny), ale wtedy moc stacji naprowadzania rakiet musiałaby być bardzo duża. Innym sposobem jest TVM, czyli śledzenie celu za pomocą radaru rakiety (metoda stosowana w Patriotach i S-300P) i korygowanie trajektorii sygnałami z ziemi, jeszcze innym – naprowadzanie aktywne z zastosowaniem radiolokatora oraz komputera pocisku, co oznacza, że krótko przed trafieniem rakieta przestaje być zależna od informacji przekazywanych z ziemi. Metoda półaktywna jest najprostsza, TVM – najodporniejsza na zakłócenia, a aktywna umożliwia niemal równoczesne rażenie kilku celów. W pociskach Sajjad-2 i 3 zastosowano najprawdopodobniej naprowadzanie półaktywne, zapewne w odmianie LOBL (lock-on before launch), w której głowica rakiety zaczyna odbierać sygnały odbite od celu jeszcze przed startem, o czym świadczą otwierane z wyprzedzeniem pokrywy pojemników startowych. Który z tych sposobów został wybrany dla Sajjada-4, nie wiadomo. Wskazówką mogłyby być zdjęcia próbnych startów. Widać na nich przednie części pocisków, co wymagało zdemontowania przedniej części pojemników startowych. Wnętrze pojemników jest zabezpieczone cienką przeponą, z której wystają czepce balistyczne. Mogłoby to wskazywać na zastosowanie sprawdzonej metody półaktywnej w odmianie LOBL. Nie jest to jednak oczywiste, gdyż rakiety startują pionowo, a sygnał odbity od celu dociera pod tym mniejszym kątem elewacji, im bardziej cel jest odległy. Antena głowicy naprowadzania pocisku musiałaby więc być ruchoma w zakresie bliskim 180°, aby system funkcjonował prawidłowo. Nawet jednak wtedy sygnał odbity od celu odległego o 200 km byłby bardzo słaby i lepiej byłoby zastosować metodę kombinowaną. Jeśli jednak tak zrobiono, to po co komplikowano konstrukcję pojemników i procedurę startową?
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu