Druga wojna o Górski Karabach między Armenią a Azerbejdżanem rozpoczęła się 27 września 2020 r. i zakończyła 9 listopada tego samego roku podpisaniem porozumienia o zawieszeniu broni, wynegocjowanego za pośrednictwem Federacji Rosyjskiej i Turcji. Po 44 dniach zaciętych walk, wynik konfliktu okazał się klęską Armenii, która utraciła tereny okupowane przez nią od czasu pierwszej wojny w latach 1992–1994, a także ok. 30% Nagorno-Karabachskiego Obwodu Autonomicznego, niegdyś części Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, zamieszkałego w większości przez Ormian (szerzej w WiT 10, 11 i 12/2020).
Bardzo niekorzystne dla Armenii rozstrzygnięcie konfliktu wywołało burzę wzajemnych oskarżeń pomiędzy lokalnymi politykami a wojskowymi. Były prorosyjski prezydent i premier Serż Sarkisjan, odsunięty od władzy w kwietniu 2018 r. i zastąpiony w fotelu premiera przez Nikola Pasziniana, publicznie i dobitnie skrytykował sposób prowadzenia wojny przez rządzącą ekipę. 16 lutego w wywiadzie dla ArmNewsTV poddał krytyce m.in. użycie przeciwko Azerbejdżanowi starych i niecelnych pocisków systemu Elbrus, które trafiły w zamieszkałe rejony kilku miast, co według niego uczyniło tylko azerbejdżańskie ataki bardziej bezwzględnymi. Natomiast najnowocześniejszych w armeńskim arsenale pocisków balistycznych Iskander, zakupionych za jego kadencji, wojskowi użyli dopiero w ostatnim dniu wojny, atakując siły przeciwnika w zajętym przez nie armeńskim mieście Szusza, zamiast wykorzystać je przeciwko celom na terenie Azerbejdżanu już na początku wojny.
Wywołany do tablicy Paszinian odpowiedział publicznie na te zarzuty 23 lutego. Według niego Iskandery zostały rzeczywiście użyte, ale okazały się bezużyteczne, bowiem albo nie eksplodowały, albo działały prawidłowo tylko w ok. 10% [co by to nie miało oznaczać – przyp. red.]. Dodał też, że to były prezydent powinien odpowiedzieć, dlaczego tak właśnie się stało. Pytany o to przez dziennikarzy zastępca szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Armenii gen. por. Tiran Chaczatrian, wypowiedział się lekceważąco o „rewelacjach” premiera na temat skuteczności Iskanderów, nazwał je nonsensem, za co w konsekwencji został zdymisjonowany. Ministerstwo Obrony Republiki Armenii odmówiło początkowo komentowania słów premiera.
Według rosyjskich źródeł porozumienie o zakupie systemu rakietowego 9K720E Iskander-E przez Armenię zawarto jeszcze w 2013 r., a sprzęt dostarczono pod koniec 2015 r. Po raz pierwszy zaprezentowano je 21 września 2016 r. na defiladzie z okazji 25. rocznicy niepodległości, zorganizowanej w Erywaniu. Pokazano je obok systemów rakietowych „ziemia–ziemia” odziedziczonych po ZSRS, tj. 9K79 Toczka i znacznie starszych 9K72 Elbrus. W defiladzie, oprócz dwóch samobieżnych wyrzutni 9P78E, wzięły też udział dwa wozy transportowo-załadowcze rakiet 9T250E.
Po defiladzie pojawiły się spekulacje, czy zaprezentowane Iskandery należały do Armenii, czy też zostały „wypożyczone” od Rosji do celów propagandowych – wywarcia odpowiedniego wrażenia na skonfliktowanym z Armenią Azerbejdżanie, tym bardziej, że w kwietniu 2016 r. miały miejsce kolejne starcia w spornym Górskim Karabachu. Zakup Iskanderów poddawano w wątpliwość zważywszy, że w Rosji proces przezbrajania brygad rakietowych w Iskandery nabierał dopiero tempa, a według niektórych rosyjskich oficjeli, ich sprzedaż na eksport wchodziła w rachubę dopiero po zaspokojeniu własnych potrzeb.
W lutym 2017 r. te wątpliwości rozwiał ówczesny minister obrony Armenii Wigen Sarkisjan, zapewniając w wywiadzie dla rosyjskiej agencji informacyjnej Sputnik, że pokazane na defiladzie elementy systemu Iskander zostały przez Armenię zakupione, są własnością jej sił zbrojnych i są przez nie kontrolowane. Minister Sarkisjan podkreślił, że chociaż Iskandery uważane są za broń odstraszania, mogą zostać użyte jako broń uderzeniowa. Ewentualna decyzja co do tego będzie zależała od rozwoju sytuacji, a jest to broń mogąca spowodować „nieodwracalne skutki” dla infrastruktury państwa, przeciwko któremu zostałaby użyta. W podobnym tonie wypowiadali się też inni armeńscy politycy i wojskowi.
Z tych buńczucznych oświadczeń można było odnieść wrażenie, że zakup Iskanderów uważano za coś w rodzaju wejścia w posiadanie broni ostatecznej. Podobnie zresztą przedstawiano zakup w Rosji wielozadaniowych samolotów bojowych Su-30SM, które miały zmieść z nieba statki powietrzne Azerbejdżańskich Sił Powietrznych.
Oficjalnie nie podano, ile wyrzutni i pocisków do nich zakupiła Armenia. Materiały reklamowe KB Maszynostrojenija mówią, że minimalną jednostką systemu 9K720E Iskander-E mogącą działać samodzielnie jest dywizjon. W rosyjskich brygadach rakietowych dywizjon Iskanderów ma cztery wyrzutnie. Jeżeli Armenia zakupiła jeden dywizjon, to powinna mieć cztery wyrzutnie i zapas co najmniej dwóch rakiet do każdej z nich tj. osiem, aczkolwiek niektóre nieoficjalne źródła rosyjskie mówią, że to co pokazano na defiladzie, to całość sprzętu, jaki ma Armenia. To samo można wywnioskować z dokładniejszej analizy oficjalnych materiałów filmowych prezentujących ćwiczenia armeńskich Iskanderów. Oprócz dwóch „prawdziwych” wyrzutni, wprawne oko może dostrzec co najmniej jedną samobieżną makietę (wabik?). Co więcej, po ostatnich wydarzeniach, w telewizji Rossija 1 podano, że Armenia otrzymała dotąd tylko… cztery pociski bojowe.
Zagadkową kwestią pozostaje twierdzenie Pasziniana o niskiej skuteczności Iskanderów użytych w wojnie jesienią 2020 r. Trudno posądzić go, że te informacje zmyślił, raczej od kogoś je otrzymał (czy aby od osoby kompetentnej?). Nie da się bowiem uzyskać 10% skuteczności w przypadku wystrzelenia nawet czterech pocisków, bo może ona wynieść: 100, 75, 50, 25 lub 0%! Być może siła rażenia była dziesięciokrotnie mniejsza od oczekiwanej? Niewielka jest nadzieja, że kiedykolwiek się dowiemy, co Paszinian miał na myśli.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu