Amerykanie postawili na trudnowykrywalne odrzutowe samoloty bojowe, ale tym samym bardzo ograniczyli sobie różne możliwości. Co prawda samoloty tej klasy charakteryzują się wysoką przeżywalnością na polu walki, ale mają one często ograniczony taktyczny promień działania i ograniczony udźwig uzbrojenia. Jeśli zaś podwiesimy lotnicze środki bojowe poza komorami uzbrojenia, wówczas traci się własności stealth. To, co zaniedbano, to na przykład zdolność do rażenia celów powietrznych na dużych odległościach. A przecież w czasach zimnej wojny dysponowano w US Navy myśliwcem F-14 Tomcat uzbrojonym w kierowane pociski rakietowe „powietrze-powietrze” AIM-54C Phoenix o zasięgu maksymalnym 185 km i pod tym względem Stany Zjednoczone zdecydowanie górowały nad każdym potencjalnym przeciwnikiem. Obecnie zaś podstawowym amerykańskim pociskiem „powietrze-powietrze” jest AIM-120C AMRAAM o zasięgu 105 km. W tym czasie w Rosji wprowadzono do uzbrojenia samolotów myśliwskich MiG-31BM, a następnie Su-35S i Su-57 kierowany pocisk rakietowy „powietrze-powietrze” R-37M o zasięgu maksymalnym 200-300 km. W trakcie obecnego konfliktu w Ukrainie, pociski te wykazały się niestety wysoką skutecznością, zadając wymierne straty lotnictwu ukraińskiemu. Inaczej jest w Europie Zachodniej, tu powstał kierowany pocisk rakietowy „powietrze-powietrze” Meteor o porównywalnym zasięgu do rosyjskiego, a zatem również w granicach 200-300 km. Dlatego francuski samolot myśliwski Rafale czy zachodnioeuropejski Typhoon może podjąć równorzędną walkę z rosyjskimi maszynami na dużych odległościach, zaś amerykański myśliwiec F-35 musi podejść znacznie bliżej, licząc na to, że nie zostanie wykryty dzięki cechom stealth, a to nie zawsze – jak się okazuje – jest takie pewne.
Jednym z głównych wyzwań współczesnych Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych jest bazowanie. Tradycyjnie możliwość globalnego oddziaływania USAF opierała się na międzykontynentalnych bombowcach strategicznych oraz na myśliwcach taktycznych, które znajdowały się w pobliżu teatru działań operacyjnych. Obecnie jednak Amerykanie mają tylko 33 bazy lotnicze poza swoimi granicami, a zatem nie zawsze mają możliwość przerzucenia znaczących sił lotniczych w rejon konfliktu. Pewnym rozwiązaniem jest możliwość korzystania z baz sojuszniczych, ale tu mogą wystąpić różne ograniczenia.
Ponadto Amerykanie dostrzegli, że wobec dużej łatwości współczesnego rozpoznania bazy poza granicami Stanów Zjednoczonych są o wiele bardziej narażone na różne formy wrogiego ataku. Dlatego jednym z pierwszych wyzwań jest wszechstronna, wieloaspektowa obrona baz lotniczych. Jednym z rozwiązań są węzły lotniskowe, znane w terminologii USAF jako Base cluster, które są wspólnie bronione, a dodatkowo zapewniają sobie osłonę wzajemną. W przypadku ataku lotniczego nie można bowiem zaatakować tylko jednej z nich, bo atakujący poniesie poważne straty dzięki myśliwcom startującym z pozostałych miejsc. Jednocześnie wrogie bazy lotnicze też będą narażone na atak.
Ale wyzwań współczesnego pola walki jest znacznie więcej. Przede wszystkim chodzi o to, że obecnie mamy do czynienia z przeciwnikiem o porównywalnych możliwościach bojowych. Po zakończeniu zimnej wojny przeciwnicy amerykańskiego lotnictwa dysponowali sprzętem starszych generacji (Nowa Jugosławia, Irak, Libia), o dużo mniejszych możliwościach. Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych zwykle uzyskiwały przytłaczającą przewagę, tak jakościową, jak i ilościową. Obecnie jednak coraz częściej mówi się o przeciwniku, który jest w stanie wystawić jakościowo porównywalne siły, używane w sposób zmasowany i również zdolne do wykonywania precyzyjnego ataku. Sposobem na przeciwstawienie się takiemu przeciwnikowi jest poszukiwanie jego słabości. A słabość ta może polegać m.in. na scentralizowanym dowodzeniu oraz na wynikającej stąd inercji. Dlatego jedną z metod jest przeciwstawienie się za pomocą „agresywności” (agility) rozumianej jako zdolność manewrowa i szybkość reagowania na pojawiające się okazje na polu walki w taki sposób, żeby uzyskać większe tempo operacyjne od przeciwnika.
W nowej koncepcji działania ACE przywołuje się pętlę OODA pułkownika Johna Boyda: Observe – Orient – Decide – Act, czyli obserwuj – zbuduj świadomość sytuacyjną – decyduj – działaj. Dlaczego ta koncepcja jest nazywana pętlą? Ano dlatego, że jest to działanie cykliczne: każde działanie wywołuje zmianę sytuacji, którą znów trzeba obserwować, i znów przejść przez cały cykl. Według płk. J. Boyda każdy, kto jest w stanie tą pętlą poruszać się szybciej niż przeciwnik, osiąga zdecydowaną przewagę nad nim, stawia go w sytuacji w której reaguje on na nasze posunięcia, więc traci on inicjatywę, a tym samym zdolność do skutecznego oddziaływania. Sposobem na osiągnięcie wysokiego tempa działania w skali operacyjnej ma być zdecentralizowane działanie kierowane przez dowódców niższych szczebli, którzy znając ogólny zamysł podejmują samodzielne decyzje co do użycia siły powietrznej w zaistniałej sytuacji. Istotą sprawy jest dynamiczna zmiana uprawnień dowódców na podstawie decyzji centralnych. W konkretnej sytuacji uprawnienia do podejmowania określonych decyzji na niższych szczeblach można delegować lub wycofywać, w zależności od potrzeb i sytuacji. Istnieje też coś takiego, jak Conditions Based Authorities, czyli uzyskanie określonych uprawnień do podejmowania decyzji na niższych szczeblach przy wystąpieniu określonych warunków.
Do realizacji założeń ACE konieczne jest przede wszystkim uzyskanie swobody działania (freedom of action) oraz prowadzenie takich działań, by wytworzyć dużą ilość celów, zmuszając przeciwnika do podejmowania trudnych decyzji co do wyboru kolejności zwalczania. Jednocześnie konieczny może być manewr lotniskowy, by utrudnić przeciwnikowi atakowanie własnego lotnictwa na ziemi.
Zgodnie z założeniami, potrzebne do realizacji tej koncepcji będzie: dysponowanie personelem latającym zdolnym do funkcjonowania w różnych specjalnościach oraz gotowym do działania w układzie ekspedycyjnym, wprowadzenie procedur umożliwiających dynamiczną zmianę uprawień dowódców oraz właściwie „skrojone” siły do wykonywania konkretnych misji bojowych.
Co do pierwszego wymogu, to chodzi o to, by mniejszymi siłami uzyskać większe tempo operacyjne w zakresie Mission Generation – ilości wykonywanych misji, czyli odtwarzania gotowości bojowej i ewentualnego usprawniania samolotów, tak by uzyskać wysokie tempo operacji, w zakresie Base Operating Support (BOS), czyli możliwości zaopatrywania bazy i wykonywania w niej niezbędnych zadań zabezpieczających, w tym w zakresie ochrony bazy oraz wreszcie w zakresie dowodzenia i kierowania. Istotą sprawy jest też to, by poszczególni członkowie personelu wyszkolili się w różnych specjalnościach uzyskując w ich ramach uprawnienia. W sytuacji, gdyby jednostki lotnicze poniosły straty na ziemi, nie nastąpi załamanie się obsługi, ze względu na to, że jeden człowiek może przejąć funkcję dwóch różnych specjalności. Jednocześnie personel ten ma mieć umiejętność radzenia sobie z obsługą samolotów oraz radzenia sobie z utrzymaniem bazy przy ograniczonej ilości personelu oraz naziemnego sprzętu obsługowego.
Co do dowodzenia misją, to trzeba się liczyć z faktem, że USAF nie uzyskają tego poziomu dominacji z powietrza, jakim cieszyły się w dotychczasowych konfliktach z o wiele mniej wymagającym przeciwnikiem. W istocie poziom powietrznej przewagi może podlegać różnym fluktuacjom w czasie, w zależności od zmiennych losów operacji. Trzeba się przygotować na sytuacje, w których będzie mowa o lokalnej przewadze w powietrzu w miejsce stałej wyraźnej przewagi w skali teatru działań wojennych. I właśnie w takich sytuacjach może się przydać wspomniane delegowanie uprawnień do podejmowania decyzji na niższe szczeble dowodzenia. W takich sytuacjach wzrasta elastyczność dowodzenia, dzięki której można błyskawicznie wykorzystać sytuację posiadania w danym momencie lokalnej przewagi powietrznej dla zadania określonych strat nieprzyjacielowi.
Wymaga to znacznych zmian nie tylko proceduralnych, ale też mentalnościowych oraz wymaga od dowódców niższego szczebla spojrzenia ze znacznie wyższego poziomu operacyjnego, by zrozumieć istotę całościowej sytuacji i by efektywnie wpisać się w realizację zamiaru wyższego dowódcy. Trzeba więc dobrze poznać cały teatr działań wojennych, jego specyfikę oraz istniejącą sytuację. Podejmując decyzję dowódca niższego szczebla musi uwzględnić takie czynniki, jak: sytuacja przeciwnika, sytuacja wojsk własnych, priorytety operacyjne zarówno sił połączonych jak i komponentu lotniczego, możliwości i priorytety logistyki. Trzeba też dokładnie uwzględnić, jakie uprawnienia zostały delegowane na niższy szczebel i należy działać w ramach tych delegowanych uprawnień.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu