Polityka zakupów uzbrojenia dla Sił Zbrojnych Iranu jest dość nietypowa. Państwo to, eksporter ogromnych ilości ropy naftowej (w 2018 r. siódmy jej producent na świecie), teoretycznie może pozwolić sobie na zakupy najnowocześniejszego uzbrojenia, tak jak czynią to inne kraje Zatoki Perskiej, a w niedawnej przeszłości także np. Libia czy Wenezuela. Na dodatek Iran potrzebuje silnego wojska, gdyż od dziesięcioleci jest skonfliktowany z Arabią Saudyjską, używa bardzo agresywnej retoryki wobec Izraela, a sam jest obiektem równie napastliwych wypowiedzi ze strony Stanów Zjednoczonych.
Tymczasem Iran kupuje za granicą relatywnie niewiele broni. Po zamówieniu w Rosji i Chinach sporej liczby względnie prostego uzbrojenia na początku lat 90., najwyraźniej w celu uzupełnienia ogromnych strat w sprzęcie poniesionych podczas wojny z Irakiem, Republika Islamska ograniczyła zakupy do minimum. Nieoczekiwanym zastrzykiem dość nowoczesnego sprzętu latającego była ucieczka kilkudziesięciu maszyn irackich do Iranu podczas „Pustynnej Burzy” w 1991 r. Później kupowano głównie sprzęt dla jednostek obrony przeciwlotniczej. Były to: radzieckie systemy S-200WE, rosyjskie Tory-M1 i wreszcie S-300PMU-2 oraz nieliczne stacje radiolokacyjne. Kupiono ich jednak mniej, niż potrzeba choćby do obrony najważniejszych ośrodków przemysłowych i obiektów militarnych. Zainwestowano także w chińskie pociski przeciwokrętowe i kilka typów niewielkich kutrów rakietowych.
Zamiast importu, Iran postawił na samodzielność, czyli opracowanie i produkcję własnego uzbrojenia. Pierwsze kroki w tym kierunku podejmował w latach 70. jeszcze szach Mohammad Reza Pahlawi, najbardziej dalekowzroczny szef współczesnego Iranu. Industrializacja kraju, postęp społeczny i laicyzacja nie miały jednak społecznego poparcia, czego dowiodła rewolucja islamska z 1979 r., po której większość osiągnięć szacha została zaprzepaszczona. Utrudniło to także budowę przemysłu zbrojeniowego. Z drugiej strony w wyniku rewolucji, oprócz sił zbrojnych, pojawił się nowy wewnętrzny zleceniodawca takich prac – Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, pasdaranów. Formację tę rozwinięto jako rodzaj przeciwwagi dla niepewnego politycznie wojska, ale szybko okrzepła i rozrosła się do rozmiarów równoległych sił zbrojnych z własnym lotnictwem, marynarką wojenną i wojskami rakietowymi.
Dla państwa, które nie miało tradycji w dziedzinie opracowywania zaawansowanego uzbrojenia, a na dodatek jego baza naukowa i przemysłowa jest dość słaba, ogromne znaczenie ma właściwy wybór priorytetów oraz skoncentrowanie na nich najlepszych sił, czyli najlepiej kwalifikowanego personelu i środków w postaci bazy laboratoryjno-produkcyjnej.
W przypadku konstruowania i produkcji pocisków manewrujących (zwanych także skrzydlatymi) kluczowe są dwie sfery – układy napędowe i aparatura kierowania. Płatowiec może bazować na klasycznych rozwiązaniach lotniczych, a głowicą bojową może być nawet pocisk artyleryjski dużego kalibru lub bomba lotnicza. Natomiast brak nowoczesnego silnika skutkuje małym zasięgiem i niską niezawodnością pocisku, a niedostępność precyzyjnej aparatury kierowania powoduje bardzo niską celność oraz niemożność stosowania skomplikowanej trajektorii lotu, utrudniającej wykrycie i przechwycenie pocisku.
Jeśli chodzi o aparaturę kierowania, to w przypadku pocisków manewrujących istnieje możliwość wykorzystania rozwiązań z innego sprzętu. Iran wiele lat temu postawił na bezzałogowce, poczynając od niewielkich maszyn taktycznych, a kończąc na bezzałogowych samolotach dalekiego zasięgu. Początkowo były to konstrukcje dość prymitywne, ale stopniowo i cierpliwie je doskonalono. Korzystano w tym celu z rozwiązań skopiowanych z podobnych maszyn zagranicznych. Irańscy „handlowcy” kupowali cywilne bezzałogowce, gdzie tylko się dało, nie wyłączając Izraela. Zarządzono także prawdziwe polowanie na wraki tego typu sprzętu, znajdowane na terytorium kontrolowanym przez proirańskie formacje w Syrii, Libanie, Iraku, Jemenie… Niektóre maszyny trafiały wprost do Iranu, gdyż przede wszystkim Stany Zjednoczone, ale zapewne także i Izrael, wysyłały zwiadowcze bezzałogowce relatywnie często i głęboko nad terytorium Republiki Islamskiej. Niektóre ulegały awariom, inne były zestrzeliwane przez obronę przeciwlotniczą. Jednym z najbardziej spektakularnych „spadów” był, tajny do dziś, amerykański Lockheed Martin RQ-170 Sentinel, który w stanie niemal nienaruszonym wpadł w ręce Pasdaranów w grudniu 2011 r. Oprócz kopiowania kompletnych bezzałogowców i wykorzystania skopiowanych z nich rozwiązań we własnych konstrukcjach, Irańczycy na pewno mogli zastosować szereg ich komponentów podczas budowy pocisków manewrujących. Zapewne najważniejszym była aparatura kierowania. Wchodziła w rachubę zarówno aparatura do zdalnego sterowania, jak i kierowania bezwładnościowego, wspomaganego przez sygnały odbiorników nawigacji satelitarnej. Ważne były także żyroskopowe układy stabilizacji, aparatura autopilotów itd.
W sferze silników do pocisków manewrujących sytuacja jest bardziej złożona. O ile lekkie pociski mogą korzystać z komercyjnych źródeł napędu, nawet silników tłokowych, to nowoczesne pociski wymagają silników o szczególnej konstrukcji. Niewiele pomaga w tym przypadku doświadczenie w dziedzinie konstruowania silników rakietowych, które zwykle zapewniają duży ciąg, ale pracują krótko i świetnie nadają się do skierowania rakiety na, zwykle beznapędową, trajektorię balistyczną. Pocisk manewrujący jest natomiast podobny do samolotu – porusza się po płaskiej trajektorii, wykorzystując siłę nośną skrzydeł, a jego prędkość musi być podtrzymywana przez nieprzerwaną pracę silnika. Taki silnik musi być niewielki, lekki i cechować się jak najmniejszym zużyciem paliwa. Do pocisków dalekiego zasięgu optymalne są silniki turbowentylatorowe, do szybkich pocisków o mniejszym zasięgu lepiej nadają się silniki turboodrzutowe. Irańscy konstruktorzy nie mieli w tej dziedzinie żadnych doświadczeń, co oznacza, że musieli szukać pomocy za granicą.
Bardzo użyteczne dla irańskiego programu budowy pocisków manewrujących byłoby uzyskanie dostępu do zagranicznych konstrukcji o takim bądź podobnym przeznaczeniu. Wiadomo, że wywiad irański był bardzo aktywny w Iraku po zakończeniu „Pustynnej Burzy” i niemal na pewno zdobył resztki zestrzelonych pocisków Tomahawk. Podobno kilka takich pocisków „zabłądziło” podczas pierwszego ataku i rozbiło się na terytorium Iranu. Ćwierć wieku później co najmniej jeden z pocisków systemu Kalibr-NK, odpalonych z rosyjskich okrętów na Morzu Kaspijskim 7 października 2015 r. przeciw celom w Syrii, uległ awarii i spadł na terytorium Iranu.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu