Zakłócanie łączności odbywało się początkowo w sposób bardzo prymitywny: po ręcznym odszukaniu częstotliwości, na której nadawała radiostacja przeciwnika, zaczynano nadawać na niej komunikaty głosowe, nakładające się na rozmowy nieprzyjaciela. Z czasem zaczęto stosować zakłócenia szumowe, do których nie trzeba było wykorzystywać wielu operatorów, a tylko radiostacje o dużej mocy. Kolejne kroki to automatyczne poszukiwanie częstotliwości i dostrajanie się do niej, bardziej skomplikowane rodzaje zakłóceń itd. Gdy pojawiły się pierwsze urządzenia radiolokacyjne, zaczęto szukać sposobów zakłócenia także ich pracy. W czasie II wojny światowej były to głównie metody pasywne, czyli tworzenie chmur dipoli (paski metalizowanej folii), które odbijały impulsy radarów przeciwnika.
Po II wojnie światowej liczba i różnorodność urządzeń elektronicznych używanych przez wojsko do łączności, rozpoznania, nawigacji itp. błyskawicznie rosła. Z czasem pojawiły się także urządzenia, wykorzystujące elementy satelitarne. Uzależnienie wojska od łączności bezprzewodowej systematycznie rosło, a trudności z jej utrzymaniem nierzadko paraliżowały działania bojowe. Na przykład podczas wojny falklandzkiej w 1982 r. brytyjscy morscy piechurzy mieli tak wiele radiostacji, że te nie tylko zakłócały się wzajemnie, ale i zablokowały działanie transponderów systemu „swój-obcy”. Wskutek tego Brytyjczycy stracili więcej śmigłowców od ognia własnych żołnierzy, niż przeciwnika. Rozwiązaniem doraźnym okazał się zakaz używania radiostacji na szczeblu drużyna–pluton i zastąpienie ich… chorągiewkami sygnałowymi, których wielką ilość dostarczono specjalnym samolotem z magazynów w Anglii.
Trudno się dziwić, że niemal we wszystkich armiach świata istnieją jednostki walki radioelektronicznej. Jest także oczywiste, że ich sprzęt należy do szczególnie chronionych – przeciwnik nie powinien wiedzieć, jakie metody zakłócania mu zagrażają, jakie urządzenia mogą po ich zastosowaniu stracić efektywność itd. Szczegółowa wiedza na ten temat daje możliwość opracowania zawczasu kontrposunięć: wprowadzenia innych częstotliwości, nowych metod szyfrowania przesyłanych informacji lub wręcz nowych sposobów użycia sprzętu elektronicznego. Dlatego publiczne prezentacje sprzętu do walki radioelektronicznej (WRE, ang. ECM – electronic countermeasures, ros. REB – radioelektronnaja borba) nie zdarzają się często i nieczęsto podaje się szczegółowe charakterystyki takiego sprzętu. Podczas salonu lotniczo-kosmicznego MAKS 2015, który odbył się w sierpniu 2015 r. w Moskwie, pokazano rekordowo dużo takich urządzeń i podano nieco informacji na ich temat. Przyczyny takiej jawności są prozaiczne: rosyjski przemysł obronny jest ciągle niedofinansowany przez budżet i zamówienia centralne, stąd sporą część dochodów musi czerpać z eksportu. Znalezienie klientów zagranicznych wymaga marketingu produktów, co jest procesem kosztownym i długotrwałym. Rzadko bowiem bywa tak, że zaraz po publicznej prezentacji nowego sprzętu wojskowego pojawia się klient gotowy kupić go od razu i zapłacić z góry za niesprawdzone rozwiązania. Dlatego przebieg kampanii marketingowej ma zwykle przebieg następujący: najpierw pojawiają się w mediach kraju producenta ogólnikowe i zwykle entuzjastyczne informacje o „nowej, rewelacyjnej broni”, potem podaje się informacje o przyjęciu jej do uzbrojenia w kraju producenta, następnie ma miejsce pierwsza publiczna prezentacja, zwykle w aurze sensacji i tajemnicy (bez danych technicznych, dla wybranych osób), a wreszcie pokazuje się dopuszczony do eksportu sprzęt na którymś z prestiżowych salonów militarnych.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu