W celu wsparcia działań okrętów podwodnych przeciwko alianckiej żegludze na Atlantyku 27 października 1940 r. w morze wypłynął krążownik ciężki Admiral Scheer. Na jego pokładzie znajdował się wodnosamolot Arado Ar 196 A-2, T3+BH, którego załogę stanowili obserwator, Oblt.z.S. Ulrich Pietsch oraz pilot, Fw. Galliant.
W nocy z 31 października na 1 listopada 1940 r., korzystając z silnego sztormu dochodzącego do 11 stopni w skali Beuforta, opadów deszczu, śniegu i panujących ciemności, krążownik, niezauważony przez patrolujące okręty brytyjskie, pokonał Drogę Duńską, pomiędzy Islandią a Grenlandią i wypłynął na Atlantyk.
Wodnosamolot, pomimo wzburzonego morza wystartował po raz pierwszy 5 listopada 1940 r., co tak wspominał obserwator, Oblt.z.S. Pietsch:
Następnego ranka zwlokłem się dość wcześniej ze swojej koi. „Panie Oberleutnant, ma pan natychmiast przybyć do kapitana” – zameldował mi goniec. W porządku, już idę!
Przez mój zaspany umysł przemknęło natychmiast: Na pewno musi być lotna pogoda! Kiedy szykowałem się do wyjścia, zwracałem uwagę na ruchy okrętu; nasza łajba prawie się nie kołysała, a o burty nie obijały się fale. Kiedy wyszedłem na górny pokład moje pierwsze spojrzenie skierowałem na powierzchnię morza: Do diabła, dzisiaj musi się udać! Szybciej niż zwykle znalazłem się na pomoście, gdzie czekał na mnie dowódca. Jest piękny poranek! Jasno czerwona zorza nad rysującym się ostro horyzontem zapowiada rychłe pojawienie się słońca, którego promienie odbijają się już od wiszących nad nami chmur. Melduję swoje przybycie! – wyprężam się przed dowódcą. „No, Pietsch, jak będzie dzisiaj z rozpoznaniem?”
Raz jeszcze spoglądam na powierzchnię wody i bez namysłu oświadczam: dzisiaj musi się udać, panie kapitanie! – „Dobrze, proszę w takim razie przygotować samolot!” – Tak jest, panie kapitanie! Jak dziecko stojące przed zamkniętymi drzwiami do pokoju, gdzie znajdują się gwiazdkowe prezenty, cieszę się ze swojej pierwszej akcji bojowej. Szybko pokonuję schody w dół i docieram do moich mechaników, którzy jeszcze śpią. Wstawać! Na górę! Natychmiast przygotować samolot do startu. Powiadomcie mojego pilota! Czas startu zostanie wam przekazany.
Wracam na pomost, aby omówić z dowódcą i oficerem nawigacyjnym szczegóły mojego lotu rozpoznawczego.
Pięknie, doskonale – „Kiedy może pan wystartować?”
W ciągu czterdziestu pięciu minut, panie kapitanie!
„A więc start o godzinie siódmej! Poleci pan, jak ustaliliśmy wykonać rozpoznanie i stwierdzić, czy na tym obszarze znajduje się konwój. Jeżeli tak, proszę ustalić kurs, prędkość, skład i ewentualną obecność nieprzyjacielskiej eskorty. Po zauważeniu konwoju natychmiast zawrócić i złożyć meldunek optycznym środkiem łączności. Żadnej komunikacji radiowej! Samotnie płynące parowce omijać. W żadnym wypadku nie może pan pozwolić, aby was dostrzeżono! A teraz proszę się przygotować!”
Opuszczam pomost i idę do swojej kabiny. Przechodząc krzyczę jeszcze do moich mechaników: Start o godzinie siódmej. Zatankować do pełna! Nie podwieszać bomb!
W kabinie kreślę na mapie kurs swojego lotu. Wyznaczam dokładnie kurs okrętu, jego pozycję, czas i planowaną trasę. Dzwonię do pomieszczenia radiostacji z prośbą o podanie zakresu fal, na których, zawsze kiedy jestem w powietrzu, mogę nadać pilne meldunki w przypadku awaryjnej sytuacji. Następnie zawiadamiam obsługę katapulty, aby na czas przygotowała swój sprzęt.
Jest godzina 6:45. Zakończyłem swoje przygotowania. Lornetka, aparat fotograficzny, torba nawigacyjna, hełmofon, spadochron i wszystko, co będzie potrzebne podczas lotu pakuję do samolotu. Czeka tu na mnie już mój pilot. Dzień dobry, Galliant – pozdrawiam go – Czy już pan wie, że dzisiaj znajdziemy konwój? „Dzień dobry, panie Oberleutnant! Tego jeszcze nie wiem, ale myślę, że nam się uda!”
Tak się przywitaliśmy. Co pan sądzi, Galliant, o lądowaniu? – „Jest super, da się zrobić, panie Oberleutnant!” – Też mam taką nadzieję!
Na przywitanie zeszło nam kilka minut, a teraz spieszę, aby na czas dotrzeć na pomost. Melduję posłusznie, że samolot pokładowy jest gotów! – brzmi mój meldunek skierowany do dowódcy. „Dobrze, startujcie. Raz jeszcze chciałbym podkreślić: Nie używać radiostacji i w żadnym wypadku nie pozwolić, aby was dostrzeżono!” – Tak jest! Melduję gotowość do startu samolotu pokładowego! – „Dobrze, powodzenia, i mam nadzieję, że coś pan dostrzeże!” Kiedy chciałem już opuścić pomost, zawołał mnie oficer wywiadu: „A kiedy pan coś zobaczy, to proszę wracając pokiwać skrzydłami. Jeżeli będzie to konwój, to po wszystkim znajdzie się butelka szampana!” – Tylko jedna, panie kapitanie?
Schodzę w dół na środkowy pokład. Kręci się tam wielu żołnierzy, palaczy i marynarzy, wszyscy chcą zobaczyć pierwszy start samolotu podczas tego rejsu. Czuję się, prawie jak podczas biegu przez rózgi. Wszystkie oczy wpatrzone są we mnie, w każdej twarzy mogę wyraźnie wyczytać słowa: Wróć do nas z konwojem! No tak, wszyscy oni mają ochotę do walki i każdy z nich nie może się już doczekać na pierwszy ostry strzał oddany do wroga.
Katapulta jest już przygotowana. Silnik mojego samolotu został rozgrzany, przeszedł też próbę pełnej mocy, ruchome prowadnice z osadzonym na nich wodnosamolotem zaklinowane zostały we właściwej pozycji, napełniono butle ze sprężonym powietrzem. Do godziny siódmej zostało jeszcze tylko kilka minut.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu