Zaloguj
reklama Rekord
reklama Rekord

„Ogień sprawiedliwości” - recenzja

Piotr Langenfeld zabiera nas do stworzonego przez siebie uniwersum po raz kolejny, tym razem jednak w czasy o dwie dekady późniejsze w stosunku do ostatniego tomu wojennej tetralogii „Czerwona ofensywa”. Przyznam, że po lekturze starszych „dzieł” nie byłem optymistycznie nastawiony do kolejnego przejawu twórczości tego autora (choć g’woli sprawiedliwości pierwszą część przygód Charles’a Zielinsky’ego wspominam bardzo ciepło).  Czy słusznie?


Langenfeld konsekwentnie budował swoje uniwersum. Konsekwencja nie oznacza od razu budowy dobrej ani nawet satysfakcjonującej. Można zatem odebrać książkę „Ogień sprawiedliwości”, wydaną nakładem wydawnictwa WarBook, na dwa sposoby. Pierwszy oznacza przyjęcie jej jako kontynuacji poprzednich tomów, wraz z dobrodziejstwem (złodziejstwem? – nieco brzydkie, ale może odpowiednie słowo) inwentarza. Drugi każe traktować ją jako twór odrębny, co autor (i chwała mu za to!) umożliwia poprzez zamieszczenie stosunkowo obszernego opisu realiów oraz historii najnowszej świata przedstawionego. Obydwie drogi mają swoje zalety, jak i wady. Pozostawię każdemu z Czytelników absolutną dowolność w tej materii, samemu traktując wojenne tomy jako swego rodzaju „grzech pierworodny” bardzo nierównej serii.

Mamy do czynienia z alternatywnym światem w realiach Zimnej Wojny. Polska jest państwem większym i silniejszym od rzeczywistego PRL i, co najważniejsze, należącym do NATO. Jest też, co oczywiste, państwem frontowym i jako takie musi utrzymywać bardzo silną armię. Konsekwentnie rozbudowuje przemysł zbrojeniowy, dostarczający nowe typy uzbrojenia, jak choćby rodzimy czołg Maczek. Było to niezwykle istotne, skoro Rzeczpospolitej przyszło znów pełnić rolę Przedmurza – tym razem nie w opozycji do islamskiej Turcji, lecz ZSRR.

Płynący czas zrobił swoje. Zmieniła się nie tylko Polska, podnosząca się intensywnie z wojennej ruiny, ale zmienili się też bohaterowie. Oni bowiem stanowią najlepszy łącznik z poprzednimi tomami. Spotkamy zatem i Pawła Przeszło-Stępniakowskiego, i Jana Węglińskiego z polskiej strony, zaś po drugiej stronie barykady chociażby Kuzniecowa. Ich role oczywiście zmieniły się: włos posiwiał i przerzedził się, oczy nabrały mądrości, a na pagonach przybyło gwiazdek. Oni to, wspierani przez nowe postaci, będą rozdawać karty w nadchodzącej rozgrywce.

O co jest ta gra? O to, co zwykle: o wszystko. Tam, gdzie z jednej strony ścierają się interesy supermocarstwa (w tym uniwersum będącego trochę papierowym tygrysem) i dość silnego, a tradycyjnie konkurującego o (znów nieco brzydki zwrot) przestrzeń życiową sąsiada, zawsze prędzej czy później lecą iskry. Nierzadko od drobnych na pozór wyborów zależy, czy owe iskry tylko poparzą postronnych, czy też spopielą wszystko, na co spadną. Tu decyzje zapadają szybko i bez najmniejszych sentymentów.

Jak można podsumować najnowsze dzieło Piotra Langenfelda?  Chce się powiedzieć: panie Piotrze, tak pan pisz! Chce się tak rzec, bowiem jeżeli przymknąć oko na wspomniany „grzech pierworodny”, to „Ogień sprawiedliwości” sam w sobie jest nieźle napisaną, bardzo przyjemną dla czytelnika powieścią przygodową ze znakomicie poprowadzonym wątkiem szpiegowskim i pięknymi akcentami militarnymi. Nieco bawić mogą aż bijące po oczach ściągawki wprost z innego frontu z tej samej epoki, z realnych wydarzeń, ale cóż, na czymś autor wzorować się musiał, a że zrobił to sprawnie, nie przeszkadzają one w odbiorze książki. Przy czym jednocześnie owe ściągawki są moim zdaniem swego rodzaju słabym ogniwem w ogóle sprawnie przecież napisanej powieści. Jest w tym za dużo optymizmu, za dużo się udaje: niby gdzieś spadnie samolot, niby gdzieś zapłonie czołg, niby Kennedy (który ma się dobrze i może romansować z kolejnymi pięknościami oraz z długowłosą młodzieżą testować coraz to nowsze używki) kręci nosem, ale wszystko kończy się dobrze. Tak się nie robi, nie przy tej skali działań! Zabrakło jakiegoś potknięcia, które uwiarygodniłoby całą historię.

Tym niemniej, warto sięgnąć po tę powieść, by nieco oderwać się od szarej rzeczywistości historycznej w kierunku romantycznych marzeń o tym, jak to być mogło, gdyby oni chcieli chcieć.

Bartłomiej Kucharski

Teldat

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przemysł zbrojeniowy

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Siły Powietrzne

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Samoloty i śmigłowce
Uzbrojenie lotnicze
Bezzałogowce
Kosmos

WOJSKA LĄDOWE

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Wozy bojowe
Artyleria lądowa
Radiolokacja
Dowodzenie i łączność

MARYNARKA WOJENNA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Okręty współczesne
Okręty historyczne
Statki i żaglowce
Starcia morskie

HISTORIA I POLITYKA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Historia uzbrojenia
Wojny i konflikty
Współczesne pole walki
Bezpieczeństwo
usertagcalendar-fullcrosslisthighlightindent-increasesort-amount-asc