Abstrahując od jego faktycznej efektywności bojowej w ewentualnym starciu z równorzędnym przeciwnikiem i kosztownego zaplecza serwisowego, czołg podstawowy M1 Abrams to bezsprzecznie jedna z ikon w historii broni pancernej. Był używany podczas niemal wszystkich wojen i interwencji zbrojnych, w jakich brały udział amerykańskie wojska lądowe od operacji „Pustynna Burza” począwszy (1991 r.), poprzez kolejną wojnę w Iraku (od 2003 r., a w rękach Irakijczyków do dziś), okupację Afganistanu i wojnę w Jemenie (od 2015 r., wozy saudyjskie). Jest to już jednak czołg leciwy – oficjalnie pierwsza wersja weszła do służby w 1980 r., choć pierwsze jednostki US Army otrzymały nowe czołgi dwa lata później. Początkowo był czołgiem właściwie przeciętnym, pod wieloma względami ustępującym Leopardowi 2 czy nawet nowym czołgom sowieckim (T-64B/BW, T-80B/BW), lecz dzięki licznym modernizacjom przeprowadzanym na przestrzeni kolejnych lat stał się bardzo skuteczną (choć niepozbawioną wad) bronią i mimo „czterdziestki na karku” wciąż należy go uznać za jeden z najlepszych czołgów świata, tym bardziej, że wciąż jest rozwijany. Aktualnie wozy eksploatowane przez US Army są modernizowane do standardu M1A2C (szerzej w WiT 5/2016), prowadzone są także prace nad kolejnym wariantem D (lub SEP v.4), a część z nich doposażana jest sukcesywnie w aktywny system obrony pojazdu Trophy HV (szerzej w WiT 12/2017, M1A2B w takiej konfiguracji debiutowały na polskich poligonach wiosną 2018 r., patrz w WiT 6/2018). Mimo kolejnych mniej lub bardziej udanych modyfikacji i modernizacji, potencjał rozwojowy Abramsa wkrótce się wyczerpie.
Obecnie US Army za największą wadę tego czołgu uważa jego masę. Ta zdecydowanie przekracza granice rozsądku już w wersji M1A2C bez Trophy HV czy pancerza dodatkowego, o innych elementach wyposażenia (np. trał przeciwminowy) nie pisząc, wynosząc ok. 70 ton, a w pełnej konfiguracji bojowej przekraczając tę wartość! Przekłada się to na znacznie szybsze zużycie elementów układu jezdnego i napędowego, wzrost zużycia paliwa (a silnik turbinowy AGT1500C o mocy 1500 KM/1103 kW nigdy nie był oszczędny), czy ograniczenie możliwości użycia czołgu, np. z powodu mniejszej liczby dostępnych dla tak ciężkiego wozu mostów czy trudności z transportem strategicznym. Ponadto kolejne modernizacje nie rozwiązują już głównych problemów Abramsa (a niektóre, np. zbyt dużą masę, pogłębiają), zaś ich zakres, i tym samym koszty, zaczyna przypominać produkcję nowego czołgu, choć niezupełnie już odpowiadającego potrzebom US Army. Problem ten dostrzegany jest od wielu lat, ale próby jego rozwiązania (np. w ramach obu programów Future Combat Systems, realizowanych z przerwami od lat 90. do 2009 r.) spełzły na niczym, bowiem pomysł zastąpienia Abramsa czołgiem lekkim albo był przedwczesny (pierwsze podejście, bardziej rewolucyjne), albo uznano go za niezgodny z doktryną użycia jednostek pancernych US Army (podejście drugie i MGV X1202 – co nie znaczy, że idea zastąpienia Abramsa czołgiem znacznie lżejszym, czy wręcz lekkim zupełnie straciła poparcie wśród oficerów US Army, patrz WiT 7/2017, 3/2019).
W opublikowanej w 2015 r. Strategii Modernizacji Pojazdów Bojowych (Combat Vehicle Modernization Strategy) TRADOC (US Army Training And Doctrine Command, Dowództwo Szkolenia i Doktryn Wojsk Lądowych Stanów Zjednoczonych) przedstawiło „mapę drogową” wymiany wszystkich głównych pojazdów US Army, począwszy najpóźniej od okresu 2032–2035 (do 2050 r., tzw. daleka perspektywa). Rozpoczęto wówczas pierwsze prace studyjne nad nowym czołgiem, zwanym na tym etapie po prostu Future Tank (czołg przyszłości). Kolejne informacje pojawiły się dopiero podczas wystawy i sympozjum AUSA 2018, kiedy gen. bryg. Ross Coffman, dyrektor interdyscyplinarnego zespołu ds. pojazdów bojowych nowej generacji (NGCV-CFT), zapowiedział wybór koncepcji przyszłego czołgu do 2023 r. Na tym etapie, jak zapewniał, możliwe było wszystko, w tym wytypowanie „czworonożnej maszyny strzelającej laserami” na wzór AT-AT z kinowej sagi „Gwiezdne Wojny” – porównanie miało symbolizować, że w tym konkretnym momencie US Army rozważała wszystkie możliwe opcje. Wówczas pojazd funkcjonował pod nazwą będącą modnym i „taktycznym” neologizmem, tj. jako Decisive Lethality Plattform (DLP, dosłownie – platforma o decydującej śmiercionośności). Niewiele było wówczas wiadomo o wymaganiach wobec tego pojazdu, prócz tego, że ma być lżejszy od Abramsa o ok. 20%, tj. mieć masę ok. 55 t. Miała też wzrosnąć siła ognia – rok wcześniej gen. Mark Milley, późniejszy szef sztabu US Army, wskazywał na konieczność zastosowania dział potężniejszych niż 120 mm armata gładkolufowa M256, najchętniej niekonwencjonalnych (np. w układzie railgun lub elektrotermalno-chemicznym). Od niedawna przyszły czołg US Army znany jest jako Optionally Manned Tank (czołg opcjonalnie załogowy), co jest wyraźnym nawiązaniem do następcy bojowego wozu piechoty M2 Bradley, OMFV (Optionally Manned Fighting Vehicle, szerzej w WiT 1/2020). Dopiero w październiku 2020 r., podczas częściowo wirtualnego wydarzenia zorganizowanego przez CCDC GVCS, żołnierze US Army oficjalnie zapoznali się z czterema koncepcjami następcy Abramsa wybranymi do dalszych prac. Zaprezentowano im konfigurację pojazdów i proponowane przez ich twórców rozwiązania na przykładzie grafik koncepcyjnych oraz modeli redukcyjnych w skali 1:35. Te ostatnie mogli porównać z modelami innych współczesnych ciężkich wozów bojowych. Na pierwszych zdjęciach (ujawniono je na początku listopada) modele i grafiki następców M1 były cyfrowo rozmyte, ale nie upłynęło wiele czasu, gdy w Internecie pojawiły się grafiki koncepcyjne przedstawiające warianty 1–3 wraz z krótkimi opisami oraz informacją na temat oczekiwań US Army wobec następcy M1.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu