Koncepcja myśliwca wieżyczkowego była pokłosiem I wojny światowej. Brytyjczycy, doświadczywszy pierwszych nalotów, szukali skutecznego sposobu ich odpierania. Ówczesne myśliwce dysponowały tylko niewielką przewagą prędkości nad bombowcami, przez co, atakując je od tyłu, były zbyt długo wystawione na ogień obronny. Stąd wziął się pomysł uzbrojenia myśliwca tak, by mógł atakować bez narażania się na ostrzał.
Ta koncepcja nie była całkiem pozbawiona sensu. Bombowce miały wiele martwych pól ostrzału, szczególnie z boków i od dołu. Niemcy w późniejszym okresie z dużym powodzeniem stosowali w myśliwcach nocnych zamontowane na stałe działka strzelające ukośnie do góry (tzw. Schräge Musik). Samolot z obrotową wieżyczką na grzbiecie teoretycznie mógł to samo, tylko lepiej. Utrzymując kurs równoległy do przeciwnika i rażąc go pod dowolnym, optymalnym kątem, w założeniu miał być czymś w rodzaju latającej baterii przeciwlotniczej.
Pierwszym myśliwcem w służbie RAF, który wyposażono w grzbietową wieżyczkę z napędem silnikowym, był dwupłatowiec Hawker Demon. W połowie 1935 r. Ministerstwo Lotnictwa, mimo że już zakontraktowało budowę szybkich i silnie uzbrojonych myśliwców Hurricane i Spitfire, ogłosiło przetarg, który miał wyłonić następcę Demona. Zgodnie ze specyfikacją F.9/35, ów myśliwiec miał być całkowicie pozbawiony uzbrojenia do strzelania na wprost – przewidziano jedynie cztery karabiny maszynowe w grzbietowej wieżyczce.
Przetarg wyłonił dwóch faworytów. Pierwszym, z racji doświadczenia w projektowaniu myśliwców, był Hawker. Boulton Paul myśliwce produkował od 1915 r., ale tylko cudze (m.in. Sopwith Camel i Hawker Demon). Do tego przetargu wystartował jednak z „asem w rękawie” – licencją na produkcję elektro-hydraulicznej wieżyczki strzeleckiej francuskiego koncernu SAMM, znacznie nowocześniejszej od ówczesnych konstrukcji brytyjskich. Samolot Boulton Paula, przyszły Defiant, otrzymał oznaczenie P.82. Hawker swój projekt nazwał Hotspur. Oba, na podobieństwo Demona, były konstrukcjami jednosilnikowymi.
Niedługo później Ministerstwo Lotnictwa zainteresowało się francuskim działkiem Hispano-Suiza kal. 20 mm i zapragnęło uzbrojonych weń myśliwców – także tych wieżyczkowych. Z tego względu rozważało rezygnację ze wszystkich samolotów już projektowanych zgodnie z wcześniejszą specyfikacją F.9/35. W siedzibie koncernu Boulton Paul zapanował popłoch. Realizację projektu P.82 przyspieszono, a przedstawicieli RAF oszukiwano co do tempa prac, pokazując im samolot, w którym część wyposażenia montowano tylko na czas ich wizyt w fabryce.
W połowie 1937 r. Ministerstwo Lotnictwa ogłosiło kolejny przetarg na myśliwiec wieżyczkowy. Zgodnie ze specyfikacją F.11/37, teraz chciało samolot dwusilnikowy, uzbrojony w cztery działka kal. 20 mm – wszystkie cztery zamontowane w grzbietowej wieżyczce! Boulton Paul, którego projekt P.92 był najmniej abstrakcyjny (np. Armstrong-Whitworth zaproponował samolot napędzany dwoma wielkimi śmigłami pchającymi), tym razem wygrał przetarg. Projektu już nie zdążył zrealizować – w maju 1940 r., w obliczu niemieckich postępów na Zachodzie, kontrakt anulowano, po niewczasie racjonalizując produkcję samolotów dla RAF.
Te ministerialne fanaberie spowolniły prace nad Defiantem. Prototyp, jeszcze bez wieżyczki (którą zastąpiono balastem), wykonał pierwszy lot w sierpniu 1937 r. Hotspur, największy konkurent Defianta, miał jeszcze większe opóźnienie i ostatecznie ten projekt zarzucono. Tym sposobem Boulton Paul został jedynym dostawcą myśliwców wieżyczkowych dla RAF i kiedy zadeklarował, że do wiosny 1940 r. może wyprodukować aż 450 Defiantów, na taką liczbę otrzymał zamówienie. Niedługo później zwiększono je o kolejne 200.
Pierwszy egzemplarz seryjny został oblatany w lipcu 1939 r. Próbne walki z Hurricane’ami wykazały, że z powodu znacznie większego jednostkowego obciążenia mocy, podobnie jak obciążenia jednostkowego powierzchni skrzydeł, w takim starciu Defiant nie ma szans. Nic dziwnego – chociaż był wielkości Hurricane’a i napędzał go taki sam silnik (Rolls-Royce Merlin III), z „garbem” wieżyczki ważył o ponad 850 kg więcej. Początkowo jednak wydawało się, że to bez znaczenia. Stworzono go przecież do zwalczania bombowców, a nie pojedynków z myśliwcami. Kiedy jednak do nich doszło, to właśnie ta „nieruchawość” – a nie, wbrew obiegowej opinii, brak strzelających na wprost karabinów maszynowych – okazała się przyczyną ciężkich strat Defiantów. Dla szybkiego i silnie uzbrojonego przeciwnika, jak Bf 109, były po prostu łatwym, bo niemal statycznym celem.
Kwartet Browningów w wieżyczce rozstawiono na tyle szeroko, że po jej obróceniu do przodu i opuszczeniu luf, kokpit mieścił się między nimi. To dawało możliwość strzelania także do przodu – ale tylko ukośnie do góry (min. pod kątem 16°), ponad tarczą śmigła, gdyż samolotu nie wyposażono w synchronizator. Nie miałoby to zresztą większego sensu. Karabiny znajdowały się dość daleko z tyłu i zsynchronizowanie wszystkich czterech z ruchem obrotowym śmigła tak, by mogły prowadzić ogień przez jego krąg, wymagałoby znacznej redukcji ich szybkostrzelności. Mimo to również pilota wyposażono w spust karabinów (ale nie w celownik) – zapewne po to, by nie czuł się całkiem „bezbronny”. Dyskomfort strzelca zamkniętego w ciasnej wieżyczce musiał być jeszcze większy. Mógł się z niej wydostać przez rozsuwane drzwiczki albo dolny właz. To drugie wyjście było niebezpieczne, gdyż groziło nadzianiem się na radiową antenę mieczową, zamontowaną dalej z tyłu w spodzie kadłuba (antena chowała się automatycznie dopiero po wypuszczeniu podwozia).
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu