Japonia, wyspiarskie państwo o wielkich aspiracjach i skromnych zasobach własnych, pozyskiwała wiele dóbr naturalnych (żywność, surowce itd.) kosztem sąsiednich krajów. W miarę jak Japończycy tracili dostęp do swych zamorskich zdobyczy, blokada szlaków żeglugowych nabrała kluczowego znaczenia dla obu walczących stron. W tej krwawej batalii pierwszoplanową rolę odegrały Mitchelle 345. Grupy Bombowej, noszącej przydomek „Air Apaches”.
Jednostka składała się z czterech dywizjonów: 498. BS „Falcons”, 499. BS „Bats Outa Hell”, 500. BS „Rough Raiders” i 501. BS „Black Panthers”. Powstała we wrześniu 1942 r., a do działań bojowych weszła w czerwcu 1943 r. w składzie 5. Armii Powietrznej USAAF. Przez kolejny rok atakowała japońskie lotniska, morskie konwoje i inne cele w rejonie Nowej Gwinei i Archipelagu Bismarcka – m.in. japońską bazę w Rabaul. W lipcu 1944 r. przyjęła nazwę „Air Apaches”; od tego czasu stateczniki pionowe samolotów zdobił wizerunek głowy Indianina w pióropuszu. Od lipca do listopada 1944 r. 345. BG stacjonowała na wyspie Biak, skąd wyprawiała się nad południowe Filipiny i Celebes. W listopadzie, krótko po inwazji w Zatoce Leyte, przeniosła się na położone w tym rejonie lotniska – kolejno Dulag i Tacloban, skąd początkowo wspierała wojska lądowe.
Od czasu przeprowadzki na Filipiny „Air Apaches” mieli osobiste porachunki z wrogiem. 12 listopada 1944 r. wśród statków stojących na kotwicy w Zatoce Leyte i czekających na rozładunek były dwa frachtowce – Thomas Nelson i Morrison Waite – wiozące personel naziemny wszystkich czterech dywizjonów 345. BG. Oba statki zostały trafione przez samoloty kamikadze; zginęło 92 członków personelu „Air Apaches”, a 156 odniosło obrażenia (15 zmarło w kolejnych dniach).
W połowie lutego 1945 r., po odbiciu przez Amerykanów południowej części wyspy Luzon, „Air Apaches” założyli nową bazę ponad 650 km dalej na północny wschód, w San Marcelino niedaleko Manili. Do tego czasu 345. BG przezbroiła się w B-25J, ostatnią i najliczniejszą wersję Mitchella, której produkcję rozpoczęto w grudniu 1943 r. B-25J był kompromisem pomiędzy klasycznym bombowcem a samolotem szturmowym. Miał przeszklony dziób, mieszczący stanowisko bombardiera, ale zachował cztery strzelające na wprost karabiny maszynowe, montowane po dwa po bokach kadłuba. Ten kompromis okazał się bezcelowy. W Europie, gdzie B-25 służył jako klasyczny bombowiec, w celu odciążenia samolotu często demontowano cztery boczne kaemy; z kolei na Pacyfiku, gdzie Mitchelle pełniły przede wszystkim rolę samolotów szturmowych, większość B-25J modyfikowano analogicznie jak w poprzednich wersjach, likwidując stanowisko bombardiera. Tak przebudowany B-25J dysponował potężną siłą ognia: ośmioma karabinami maszynowymi kalibru 12,7 mm w dziobie samolotu i czterema po bokach kadłuba – łącznie 12 strzelających na wprost półcalówkami (a nawet 14, gdyż górną wieżyczkę można było obrócić do przodu).
Porucznik Ralph „Peppy” Blount, jeden z pilotów 501. BS, wspominał: Lufy kaemów w dziobie samolotu zwykle były zaklinowane w dół pod kątem sześciu stopni i zsynchronizowane tak, by serie schodziły się niecałe 200 metrów przed samolotem. Na moją prośbę sierżant zbrojmistrz podniósł lufy do kąta trzech stopni i ustawił zbieżność na około 250 metrów.
„Latamy tak nisko”, powiedziałem sierżantowi, „że przy pochyleniu luf o sześć stopni będę strzelał w ziemię kilkanaście metrów przed dziobem samolotu! Nie zamierzam atakować z wysokości większej niż sześć metrów”. Po siedmiu lotach bojowych poleciłem podnieść lufy całkowicie do poziomu i przestawić zbieżność na 300 metrów. I tak miałem wrażenie, że strzelając do większości celów raczej unoszę niż opuszczam dziób samolotu1.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu