Epoka żaglowców nigdy nie była żadnym okresem marazmu i braku postępu, jak chcieliby ją widzieć (i czasem opisują) laicy w tej dziedzinie, pasjonujący się naprawdę historią morską zupełnie innych okresów. W rzeczywistości wszystkie zasady konstrukcyjne, wyposażenie i uzbrojenie ulegały ciągłym zmianom w ramach systematycznego doskonalenia. Wraz z nimi trzeba było modyfikować także klasyfikacje. Co prawda pewną rolę odgrywała w tym względzie również moda – bywały okresy, kiedy za „eleganckie” uznawano tylko „okrągłe” liczby (stąd 60-, 70-, 80-, 90- i 100-działowce), czasami z tym radykalnie zrywano i nawet te same co poprzednio okręty przemianowywano na 64-, 74- i 98-działowce. W każdym razie pod koniec XVIII w. wręcz synonimem okrętu liniowego wielkich flot stał się 74-działowiec. Jego szczególna rola wyniknęła z faktu, że w praktyce okazał się najmniejszym i najtańszym okrętem wciąż zdolnym do bezproblemowego przenoszenia (w dolnej baterii) najcięższych ówcześnie dział okrętowych. Oczywiście salwa burtowa majestatycznych trójpokładowców była sumarycznie większa, jednak – poza mało znaczącymi wyjątkami – żaglowce te nie nosiły wcale armat większego kalibru czy masy.
W stosunku do ówczesnych fregat zadowalano się zazwyczaj uzbrojeniem złożonym z nominalnie około 40 dział. Artyleria rzeczywista liczyła na ogół więcej sztuk, co w drugiej połowie wojen napoleońskich przerodziło się
w całkiem już absurdalne różnice między klasą nominalną a faktyczną liczbą armat. Próby naprawy tego stanu rzeczy w długim okresie względnego pokoju w Europie po Waterloo zaowocowały w Royal Navy stopniowym zanikiem liniowców 74-działowych (pojawiły się za to z powrotem w marynarce francuskiej u progu wojny krymskiej, ale chodziło naprawdę już o inne okręty) i budową brytyjskich fregat 46-działowych (później 50-działowych), a także rosyjskich i francuskich fregat 60-działowych (następnie 56-działowych). Warto w tym momencie przypomnieć sobie, że przecież jeszcze podczas wojny siedmioletniej (1756-1763) suma 60 armat jednoznacznie kojarzyła się z silnym okrętem liniowym.
Przejęcie około połowy XIX w. dominującej roli przez okręty śrubowo-żaglowe znów wywróciło wcześniejsze klasyfikacje. W Royal Navy najmniejsze liniowce miały teraz 60 dział, zaś największe fregaty niosły po 51 dział. W marynarce francuskiej najmniejszy liniowiec z napędem śrubowo-żaglowym uzbrojono w 70 dział, wszystkie pozostałe minimum w 80 dział. Na największych fregatach tej kategorii instalowano we Francji po 58 armat.
Liczba „74” przestała mieć niemal magiczne znaczenie, jakie nadawano jej jeszcze na początku XIX stulecia. Jak jednak widać z tego pobieżnego przeglądu, nigdy nie była kojarzona z żadną, choćby największą fregatą, w żadnym okresie.
W Europie i obu Amerykach używano konsekwentnie pochodzącej jeszcze z około połowy poprzedniego stulecia definicji „prawdziwej” fregaty, jako żaglowca o dwóch ciągłych i równocześnie zakrytych pokładach, z których jednak dolny pozbawiony był furt i służył za pokład mieszkalny załogi (co pozwoliło zmienić jego położenie), dając korzystne, wysokie usytuowanie głównej baterii ponad poziomem wody, przy bardzo dobrych proporcjach kadłuba.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu