70-działowa fregata Gienierał-Admirał w Tulonie w 1868 r. Fot. „Kriejsiera Rossijskowo Impieratorskowo Fłota 1856-1917”
Epoka żaglowców nigdy nie była żadnym okresem marazmu i braku postępu, jak chcieliby ją widzieć (i czasem opisują) laicy w tej dziedzinie, pasjonujący się naprawdę historią morską zupełnie innych okresów. W rzeczywistości wszystkie zasady konstrukcyjne, wyposażenie i uzbrojenie ulegały ciągłym zmianom w ramach systematycznego doskonalenia. Wraz z nimi trzeba było modyfikować także klasyfikacje. Co prawda pewną rolę odgrywała w tym względzie również moda – bywały okresy, kiedy za „eleganckie” uznawano tylko „okrągłe” liczby (stąd 60-, 70-, 80-, 90- i 100-działowce), czasami z tym radykalnie zrywano i nawet te same co poprzednio okręty przemianowywano na 64-, 74- i 98-działowce. W każdym razie pod koniec XVIII w. wręcz synonimem okrętu liniowego wielkich flot stał się 74-działowiec. Jego szczególna rola wyniknęła z faktu, że w praktyce okazał się najmniejszym i najtańszym okrętem wciąż zdolnym do bezproblemowego przenoszenia (w dolnej baterii) najcięższych ówcześnie dział okrętowych. Oczywiście salwa burtowa majestatycznych trójpokładowców była sumarycznie większa, jednak – poza mało znaczącymi wyjątkami – żaglowce te nie nosiły wcale armat większego kalibru czy masy.
W stosunku do ówczesnych fregat zadowalano się zazwyczaj uzbrojeniem złożonym z nominalnie około 40 dział. Artyleria rzeczywista liczyła na ogół więcej sztuk, co w drugiej połowie wojen napoleońskich przerodziło się
w całkiem już absurdalne różnice między klasą nominalną a faktyczną liczbą armat. Próby naprawy tego stanu rzeczy w długim okresie względnego pokoju w Europie po Waterloo zaowocowały w Royal Navy stopniowym zanikiem liniowców 74-działowych (pojawiły się za to z powrotem w marynarce francuskiej u progu wojny krymskiej, ale chodziło naprawdę już o inne okręty) i budową brytyjskich fregat 46-działowych (później 50-działowych), a także rosyjskich i francuskich fregat 60-działowych (następnie 56-działowych). Warto w tym momencie przypomnieć sobie, że przecież jeszcze podczas wojny siedmioletniej (1756-1763) suma 60 armat jednoznacznie kojarzyła się z silnym okrętem liniowym.
Przejęcie około połowy XIX w. dominującej roli przez okręty śrubowo-żaglowe znów wywróciło wcześniejsze klasyfikacje. W Royal Navy najmniejsze liniowce miały teraz 60 dział, zaś największe fregaty niosły po 51 dział. W marynarce francuskiej najmniejszy liniowiec z napędem śrubowo-żaglowym uzbrojono w 70 dział, wszystkie pozostałe minimum w 80 dział. Na największych fregatach tej kategorii instalowano we Francji po 58 armat.
Liczba „74” przestała mieć niemal magiczne znaczenie, jakie nadawano jej jeszcze na początku XIX stulecia. Jak jednak widać z tego pobieżnego przeglądu, nigdy nie była kojarzona z żadną, choćby największą fregatą, w żadnym okresie.
W Europie i obu Amerykach używano konsekwentnie pochodzącej jeszcze z około połowy poprzedniego stulecia definicji „prawdziwej” fregaty, jako żaglowca o dwóch ciągłych i równocześnie zakrytych pokładach, z których jednak dolny pozbawiony był furt i służył za pokład mieszkalny załogi (co pozwoliło zmienić jego położenie), dając korzystne, wysokie usytuowanie głównej baterii ponad poziomem wody, przy bardzo dobrych proporcjach kadłuba.