Okazją do prezentacji militarnych nowinek są w Iranie zwykle defilady wojskowe, organizowane wielokrotnie w ciągu roku z różnych okazji. 18 kwietnia przypada Dzień Sił Zbrojnych Islamskiej Republiki Iranu, ale w tym roku – zapewne z powodu pandemii COVID-19 – zamiast wielkich przedsięwzięć z udziałem licznej publiczności, zorganizowano uroczystości na terenie obiektów wojskowych, które transmitowano w lokalnych i centralnych mediach.
Same prezentacje miały ograniczony charakter, często uczestniczyły w nich tylko pojedyncze pojazdy każdego z typów. Niemal na pewno niektóre z nich były prototypami. Wśród sprzętu dominowały konstrukcje należące do kategorii, którym w Iranie najwyraźniej przyznano wysoki priorytet – sprzętu przeciwlotniczego i bezzałogowców. Wcześniej takim priorytetowym kierunkiem była budowa pocisków balistycznych. Miało to nie tylko polityczne uzasadnienie. Wbrew pozorom zbudowanie prostego pocisku rakietowego klasy „ziemia–ziemia” jest stosunkowo łatwe. Problemy zaczynają się, gdy próbuje się zapewnić mu niezależną od zasięgu wysoką celność, duży udźwig i skrócić oraz uprościć procedury przedstartowe. Za podobną można uznać sytuację w przypadku bezzałogowców. Niewielki, zdalnie sterowany samolot potrafi zbudować nawet bardziej rozgarnięty uczeń szkoły podstawowej. Zbudować klasyczny samolot lub czterowirnikowiec zdolny do przenoszenia prostego uzbrojenia jest nieco trudniej, a prawdziwe bojowe bezzałogowce wymagają głębokiej wiedzy inżynierskiej, dostępu do zaawansowanych technologii i sporych środków na testy oraz uruchomienie produkcji. Początkowo, w dużej mierze za sprawą ich konstrukcyjnej prostoty, irańskie bezzałogowe systemy powietrzne (BSP) za granicą oceniano bardzo krytycznie, wręcz z lekceważeniem. Jednak co najmniej od czasu, gdy irańskich bezzałogowców używa jemeński Ansar Allah przeciw siłom koalicji arabskiej z Arabią Saudyjską na czele (szerzej w WiT 6, 7 i 9/2020), te oceny trzeba było zweryfikować. Ostatecznym dowodem na dojrzałość irańskich konstrukcji był atak w nocy z 13 na 14 września 2019 r. na największe na świecie rafinerie w Abqaiq i Churajs, chronione przez rozbudowane środki przeciwlotnicze, w tym zestawy rakietowe Shahine i Patriot. Wiele obiektów obydwu rafinerii z powodzeniem zaatakowały właśnie wyprodukowane w Iranie bezzałogowce.
W tegorocznych kwietniowych uroczystościach wzięły udział nowe maszyny bezzałogowe kilku typów. Największą był Kaman-22, bardzo podobny do amerykańskiego GA-ASI MQ-9 Reaper. To jedna z najbardziej skomplikowanych irańskich maszyn tej klasy, a od swego amerykańskiego pierwowzoru na pierwszy rzut oka różni się wyraźnie mniejszą głowicą optoelektroniczną zamontowaną pod przodem kadłuba. Kaman-22 ma sześć belek podskrzydłowych do przenoszenia uzbrojenia o nośności do 100 kg i jedną belkę podkadłubową. Pokazano też systemy z drugiego bieguna – niewielkie, bardzo proste maszyny Nezaja, które jednak mają działać na zasadzie roju, liczącego od trzech do dziesięciu aparatów, czyli atakować cele wspólnie, a nawet wymieniać się w locie informacjami [bardziej prawdopodobne jest, że jeden z aparatów pełni rolę lidera, pozostając pod kontrolą stacji naziemnej, a pozostałe podążają za nim – przyp. red.]. Czy nowe maszyny rzeczywiście to potrafią – nie wiadomo. Zespół tworzy dziesięć maszyn, a ich zasięg wynosi od 10 do 400 km, w zależności od modelu (pokazano trzy różnej wielkości i konstrukcji). Podobno działanie w takiej odległości od miejsca startu ma być możliwe po przetransportowaniu maszyn w pobliże celu na grzbietach nieco większych bezzałogowców Jasir. Niewykluczone, że to one mają pełnić funkcję „intelektualnego zaplecza” dla maszyn bojowych – wskazywać im cele, wymieniać informacje ze stanowiskiem dowodzenia itd.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu