Jeżeli zapowiedzi Bagheriego doczekają się realizacji, morska rywalizacja w basenie Zatoki Perskiej, w zachodniej części Oceanu Indyjskiego i nad Morzem Czerwonym wraz z krytycznie ważną cieśniną Bab al-Mandab, ale także na Morzu Śródziemnym (baza w Syrii), wejdzie zapewne w zupełnie inną, bardziej niebezpieczną fazę. W tym kontekście przyjrzenie się siłom morskim głównych graczy wydaje się bardziej niż zasadne.
Irańska deklaracja związana jest z rozwojem sytuacji na Bliskim i Środkowym Wschodzie, na których to obszarach obserwować możemy od kilkunastu lat powolne kształtowanie się nowego układu sił. Jest to proces wielowątkowy.
W „wielkiej grze” uczestniczy cała plejada graczy: mocarstwa zewnętrzne – USA, Rosja, państwa Europy Zachodniej, ale również, choć w mniejszym stopniu Indie i Chiny, państwa arabskie znad Zatoki Perskiej, Egipt, Iran, podmioty niepaństwowe (Al-Kaida w rozmaitych wcieleniach, tzw. państwo islamskie i jego przybudówki, libański Hezbollah), a także Turcja, Egipt i inni. Ważnym, choć często pomijanym, elementem owych zmagań jest rywalizacja szyicko-sunnicka, mająca również wymiar etniczny, gdyż pokrywa się ona, w dużej mierze, z konfliktem persko-arabskim. Obecnie, godząc się na pewne uproszczenie, zaakceptować można pogląd, że szyici osiągają w zmaganiach poważne sukcesy. Dość niezwykła koalicja złożona z sił rosyjskich, Alawitów Baszszara al-Assada, Hezbollahu i oddziałów irańskich zdobyła dominującą pozycję w Syrii. Szyici z sojusznikami zdominowali również Irak, a zajdyci (odłam islamu rytu szyickiego) z jemeńskiego ruchu Huti skutecznie stawiają opór koalicji kierowanej przez Arabię Saudyjską, utrzymując rozległe obszary w północno-zachodniej części kraju (w tym wybrzeża Morza Czerwonego). W zasadzie jedyną spektakularną porażką szeroko rozumianego żywiołu szyickiego było stłumienie – przy wydatnej pomocy Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich – rebelii w Bahrajnie w 2011 r. W ogniu stoi więc cały „szyicki półksiężyc”, od śródziemnomorskich wybrzeży Syrii (z bardzo niepewną sytuacją w Libanie) po Jemen, z wyjątkiem w postaci roponośnej Wschodniej Prowincji państwa Saudów, w której jednak zamieszkuje znacząca szyicka mniejszość. Sytuacja jest więc dla Arabii Saudyjskiej i innych naftowych państw zachodniego wybrzeża Zatoki Perskiej niezwykle niebezpieczna. Trudno więc dziwić się, że nakreślony wyżej konflikt rozlewa się również na obszary morskie, zwłaszcza jeżeli uwzględni się fakt, że zmagania toczą się w bezpośredniej bliskości dwóch kluczowych dla ponadregionalnego bezpieczeństwa cieśnin morskich – Ormuz i Bab al-Mandab.
Saudyjskie siły morskie powstały formalnie dopiero w 1957 r., ale początkowo rozwijały się powoli. Sytuacja zmieniła się, gdy Wielka Brytania, pełniąca rolę „stabilizatora regionu”, ogłosiła pod koniec lat 60. zamiar wycofania się z terytoriów na wschód od Adenu. Pierwszymi nowoczesnymi okrętami Saudów były 3 ścigacze torpedowe niemieckiego typu Jaguar dostarczone w 1969 r. Nie pozostały one jednak na Zatoce Perskiej zbyt długo, gdyż w 1971 r. dwa przekazano Pakistanowi. Wykorzystując opuszczenie regionu przez Brytyjczyków Iran w 1971 r. obsadził strategicznie ważne, umożliwiające kontrolę zachodniego wylotu Cieśniny Ormuz, wyspy Wielki i Mały Thumb oraz Abu Musa. Już trzy miesiące później Arabia Saudyjska zwróciła się do USA z formalną prośbą o pomoc w rozwoju floty. W 1974 r. Amerykanie zadeklarowali wolę budowy dowództwa w Rijadzie, infrastruktury bazowej w Al-Dżubail nad Zatoką Perską i w Dżuddzie nad Morzem Czerwonym oraz stworzenia systemu szkolenia kadr. Za tym podążyły dostawy okrętów.
W następnych latach Saudowie zamówili je ponadto w Wielkiej Brytanii, Francji, a w ostatnich latach zawarli duży kontrakt na dostawę jednostek patrolowych z Niemiec (patrz „Morza i Okręty” 5/2016) i z USA.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu