Zaloguj
reklama Rekord
reklama Rekord

Okręty podwodne dla Marynarki Wojennej. Polska racja stanu czy polityczna kpina?

Fot. Ministerstwo Obrony Narodowej

W dniu Święta Marynarki Wojennej 28 listopada 2024 r. padły z pokładu ORP Błyskawica kolejne deklaracje polityków o pilnej potrzebie pozyskania okrętów podwodnych dla morskiego rodzaju Sił Zbrojnych RP. Prezydent RP Andrzej Duda i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz zapewnili solidarnie, że pozyskanie okrętów w ramach projektu Orka stanowi priorytet oraz podstawę bezpieczeństwa narodowego na Bałtyku. Tymczasem zakup okrętów podwodnych dla MW trwa już prawie trzy dekady i przypomina kiepski spektakl z politykami jako aktorami i podwodniakami jako widzami. Choć zmieniają się aktorzy, to ich role są te same, tylko widzów ubywa, więc kolejne przedstawienie może się odbyć już przy pustej sali.

Obraz polskiej floty podwodnej AD 2024 tworzą niedomagający ORP Orzeł i dwa wycofane ze służby Kobbeny, wyniesione na cokoły chwały polskiego oręża na morzu ‒ jako eksponat Muzeum Marynarki Wojennej oraz obiekt szkoleniowy Akademii Marynarki Wojennej. A jeszcze w 1989 r. Marynarka Wojenna dysponowała nowoczesnym wówczas Orłem i dwoma, odkupionymi od ZSRS, okrętami projektu 641 (NATO Foxtrot), których pod polską banderą miały przesłużyć jeszcze ponad dekadę (wycofano je ze służby w 2003 r.). Dlatego, w przygotowanych pod rządami lewicy i zatwierdzonych we wrześniu 1997 r., założeniach rządowego programu modernizacji SZ RP na lata 1998-2012 (Armia 2012), znalazł się zapis o potrzebie zakupu nowego okrętu podwodnego dla MW. Polscy podwodniacy spoglądali w tym czasie z nadzieją na skandynawski program Viking, ale ich marzenia o nowym okręcie rozwiały pustki w państwowej kasie. Załogi Foxtrotów musiały się przesiąść na niewiele młodsze, ale zmodernizowane i lepiej utrzymane eksnorweskie Kobbeny (weszły do służby w norweskiej flocie wojennej w latach 1964‒1966, a w latach 90. poddane zostały gruntownej modernizacji; Projekt przejęcia okrętów nazwano Kobben dla Polski), a zgodę na ich pozyskanie wydał w 1999 r. minister obrony narodowej w rządzie AWS Bronisław Komorowski.

Cztery Kobbeny weszły do służby pod biało-czerwoną banderą w latach 2002‒2004 i, jak onegdaj Foxtroty, również one miały stać się rozwiązaniem pomostowym do czasu zakupu nowych jednostek. Okres pozostawania w służbie Kobbenów określono początkowo na lata 2008‒2012, ale ciągły brak decyzji w sprawie ich następców przedłużył ich służbę do lat 2017‒2021, kiedy już musiano na nich opuścić bandery z powodu wyeksploatowania. W tym czasie zamiar pozyskania trzech OOP znalazł się w planie przygotowanym przez Dowództwo Marynarki Wojennej (DMW) wiosną 2006 r., a wniosek o realizację Wymagania Operacyjnego pn. Okręt Podwodny Nowego Typu (OPNT) uzyskał akceptację Rady Uzbrojenia 22 września 2006 r. Szefem resortu obrony narodowej (wówczas w rządzie PiS, LPR i Samoobrony )był wtedy Radosław Sikorski.

Kobbeny (tu ORP Kondor) miały być rozwiązaniem pomostowym, ale nie doczekały się następców. Fot. Tomasz Grotnik

Kiedy w listopadzie 2007 r. rządy w Polsce objęła koalicja PO-PSL, nikt w Gdyni nie przypuszczał, że dla planów modernizacji MW rozpoczął się okres kilkuletniego zastoju. Najpierw rząd Donalda Tuska odrzucił propozycję ustanowienia wieloletniego Narodowego Programu Budowy Okrętów, przedłożonego Radzie Ministrów 29 maja 2008 r. przez Komisję Obrony Narodowej Sejmu RP, a kryzys finansów państwa pod koniec 2008 r. stał się wygodną wymówką do nic nierobienia w sprawie odbudowy floty, tym bardziej tej podwodnej. Ministrem obrony narodowej był już wówczas Bogdan Klich (PO).

Nie zważając na nieprzychylny klimat dla modernizacji floty, ówczesny dowódca MW wadm. Andrzej Karweta wymógł w styczniu 2008 r. na ministrze Klichu powołanie zespołu eksperckiego, który miał rozpoznać europejski rynek okrętów podwodnych. Karweta wierzył naiwnie w zbawcze „5 minut” dla Marynarki Wojennej, które miały nastąpić po sytych latach modernizacji innych rodzajów Sił Zbrojnych RP. DMW nie kryło wówczas zainteresowania zakupem jednostek dostosowanych do działań na Bałtyku, czyli głównie szwedzkich i niemieckich, ale obszar zainteresowania rozszerzono wkrótce o ofertę francuską. Nowe okręty miały być wyposażone w system napędowy niezależny od powietrza atmosferycznego (Air Independent Propulsion, AIP), a poza tradycyjnym orężem ‒ torpedami i minami, być uzbrojone także w kierowane pociski rakietowe.

W odpowiedzi na te oczekiwania, Szwedzi zaproponowali włączenie Polski do programu budowy okrętu typu A26, którego prototyp miał wejść do linii w szwedzkiej flocie w 2017 r., zaś pierwsza polska jednostka tego typu miała być gotowa w 2021 r. Do tego czasu MW RP miała wykorzystywać, jako rozwiązanie pomostowe, dwa okręty typu A17 Västergötland, użyczone ze składu szwedzkiej Marinen. Z kolei Francuzi zaproponowali okręt typu Scorpène, który byłby gotowy dla MW RP już w 2015 r., ale nie miał sprawdzonego systemu AIP. Wkrótce jednak Francuzi wzbogacili swoją ofertę deklaracją uzbrojenia Scorpène w pociski manewrujące, a Niemcy rzucili na szalę zmagań o polskiego klienta okręty typu 214. Integralną częścią ich oferty był zakup ‒ od ręki ‒ zbudowanego dla Grecji okrętu typu 214 Papanikolis (S120).

Niewykorzystane szanse Klicha

Papnikolisa zwodowano w Kilonii w 2004 r. jako prototyp rodziny okrętów typu 214, przez co nie był on pozbawiony wad „wieku dziecięcego” i choć usterki szybko usunięto, targana kryzysem finansowym Grecja odmówiła jego przyjęcia. Sytuacja ta doprowadziła do impasu pomiędzy zamawiającym a stocznią HDW, wykonawcą i właścicielem okrętu, z którego wyjście niemiecka firma znalazła poprzez odsprzedanie jednostki Polsce. Grecy zaaprobowali takie rozwiązanie, które następnie zatwierdził niemiecki Bundestag. Była to dla MW RP szansa pozyskania w krótkim czasie nowoczesnego okrętu podwodnego, którego wprowadzenie do służby zmieniłoby nie tylko oblicze polskiej floty wojennej, ale przede wszystkim zwiększyłoby jej zdolności operacyjne na Bałtyku.

Walory Papanikolisa w morzu zaprezentowano polskim podwodniakom w październiku 2008 r. Testy wypadły nadzwyczaj pomyślnie, a Niemcy oferowali nam dalsze próby. Wyposażony w sprawdzony napęd AIP i uzbrojony w osiem wyrzutni torped, przystosowanych do odpalania pocisków Harpoon okręt, zaoferowano nam wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym za kwotę 350 mln EUR, płatną w 20 ratach w ciągu kolejnych 10 lat. Niestety, mimo oficjalnego potwierdzenia przez MON w grudniu 2008 r. chęci pozyskania okrętu i wyrażenia na piśmie zainteresowania budową dwóch kolejnych jednostek tego samego typu, w lutym 2009 r. minister Klich polecił zawiesić rozmowy, bez oficjalnego podania przyczyn tej decyzji. Dopiero po jakimś czasie do moich uszu doszła informacja, że na jego postanowieniu zaważył list polskiego attaché obrony w Paryżu, krytyczny wobec walorów technicznych i bojowych Papanikolisa. Kurtyna w dół.

Prototypowy okręt typu 214 Papanikolis na próbach morskich. Fot. thyssenkrupp Marine Systems

Mimo to, w Planie rozwoju SZ RP na lata 2009-2018, zatwierdzonym pod koniec 2009 r., znalazł się zapis o wprowadzeniu do służby pierwszego OPNT w 2017 r. i pozyskanie kolejnego po roku 2018. W wyniku wznowionych konsultacji z oferentami, Francuzi zaproponowali dostarczenie pierwszego Scorpène w 2016 i kolejnego w 2018 r., Szwedzi zaś zapowiedzieli przyspieszenie dostawy pierwszego A26 dla Polski na rok 2018, a Niemcy podtrzymali sprzedaż Papanikolisa i dostarczenie drugiej jednostki tego samego typu w 2016 r. Jednak projekt nie ruszył z miejsca, a ministra Klicha do działania nie zdopingowała nawet oferta jego greckiego odpowiednika, który w październiku 2010 r. zaproponował odsprzedanie Polsce dwóch okrętów typu 214 budowanych dla rodzimej floty w Hellenic Shipyards w Skaramangas. Mimo pozytywnej opinii wydanej w tej sprawie przez DMW, minister Klich nie podjął rozmów z Grekami. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że ostatni rok jego urzędowania na stanowisku ministra zamknął się dla resortu nadwyżką budżetową w wysokości 746 mln PLN z tytułu niewykorzystanych środków na modernizację SZ RP, która trafiła do Skarbu Państwa. Kwota ta przekraczała sumę dwuletnich rat za Papanikolisa lub odpowiadała wysokości 20% przedpłaty wymaganej przez każdego z trzech oferentów okrętu. Tym samym Bogdan Klich nie wykorzystał danej mu przez los szansy wpisania się do księgi chwały polskiego oręża na morzu.

Nadzieja jest matką głupców, ale zawsze umiera ostatnia

W marcu 2012 r. powiało optymizmem. Nowy minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak (PO) ogłosił podczas sesji wyjazdowej MON i SGWP w Gdyni treść Koncepcji rozwoju Marynarki Wojennej RP do roku 2030. Upublicznienie zapisów niejawnego dokumentu, zaaprobowanego wcześniej przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, brzmiało jak otwarta deklaracja rządzących chęci poprawy stanu technicznego MW RP. Koncepcja zakładała pozyskanie dwóch lub optymalnie trzech OPNT, a plany te uszczegółowiono w Programie operacyjnym „Zwalczanie zagrożeń na morzu”, części Planu modernizacji technicznej SZ RP w latach 2013-2022/30. To wówczas, projektowi OPNT nadaliśmy nazwę Orka uznając, że cechy tego pięknego i zabójczego ssaka odpowiadają charakterowi okrętów, które miały wejść do służby kolejno w 2018, 2021 oraz 2024 r.

W międzyczasie pojawiła się jeszcze inna możliwość szybkiego poprawienia kondycji polskiej floty podwodnej, gdy Niemcy zaproponowali nam użyczenie U32, okrętu typu 212A ze składu Deutsche Marine. W toku dwustronnych uzgodnień ustalono, że okręt będzie służyć pod polską banderą począwszy od 2015 r. i pozostawać w składzie MW do czasu wprowadzenia pierwszej Orki. Propozycja wychodziła naprzeciw potrzebom operacyjnym i szkoleniowym polskich podwodniaków, toteż DMW dokonało wstępnych uzgodnień, kalkulacji kosztów oraz zasad szkolenia polskiej załogi w Centrum Szkolenia Załóg Okrętów Podwodnych (Ausbildungszentrum U-Boote) w Eckernförde. Oferta była dla nas bardzo korzystna finansowo, a polscy podwodniacy mieli rozpocząć szkolenie w Eckernförde już wiosną 2014 r. Niestety, w związku z reformą systemu dowodzenia SZ RP, z końcem grudnia 2013 r. DMW rozwiązano i sprawą nie miał się już kto zająć, choć Niemcy powtarzali później ofertę leasingową jeszcze co najmniej dwukrotnie. Po raz ostatni miało to miejsce w 2017 r., w trakcie wizyty kanclerz Angeli Merkel w Polsce, ale kierowane już wówczas przez Antoniego Macierewicza MON nie podjęło tematu.

Jako ciekawostkę warto również odnotować, że równolegle do polsko-niemieckich negocjacji nt. leasingu U32, MON wystąpiło w 2013 r. do jego niemieckiego odpowiednika z sugestią zakupu budowanego wówczas dla Deutsche Marine okrętu U35 typu 212A. Ta zaskakująca inicjatywa była jednak od początku skazana na porażkę, więc międzyresortowa korespondencja w tej sprawia miała krótki żywot z powodu sprzeciwu Federalnego Ministerstwa Obrony w Berlinie, jak i dowództwa niemieckiej floty.

Nadlatują francuskie pociski manewrujące

Mimo deklaracji polityków dotyczących modernizacji floty w oparciu o zapisy Koncepcji rozwoju MW RP do roku 2030, procedury związane z pozyskaniem Orki i tym razem nie ruszyły z miejsca. Jedynie w ówczesnym Inspektoracie Uzbrojenia trwały kolejne spotkania z potencjalnymi oferentami, w trakcie których na sile zyskiwała coraz bardziej francuska oferta uzbrojenia Orek w pociski manewrujące. Koncepcja ta zyskiwała systematycznie liczne grono zwolenników, głównie w obozie politycznym PiS, a jednym z ośrodków ją propagujących było Narodowe Centrum Studiów Strategicznych (NCSS), kierowane wówczas przez Tomasza Szatkowskiego, późniejszego podsekretarza stanu w MON i ambasadora RP przy NATO. Pod koniec 2013 r. NCSS opublikowało raport pt. Geografia wojskowa Bałtyku. Wnioski dla kierunków modernizacji SZ RP (J. Bartosiak, T. Szatkowski, Raport rekomendacyjny Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Geografia wojskowa Bałtyku. Wnioski dla kierunków modernizacji SZ RP, Warszawa, grudzień 2013), rekomendujący wykorzystanie na Bałtyku okrętów podwodnych uzbrojonych właśnie w pociski manewrujące. W styczniu 2014 r. Szatkowski przedłożył wnioski z Raportu członkom Parlamentarnego Zespołu ds. WP, a zaraz po jego wystąpieniu Francuzi zaprezentowali polskim parlamentarzystom ofertę okrętu Scorpène uzbrojonego w pociski manewrujące MBDA Missile de Croisière Naval (MdCN). W ślad za tym, w lutym 2014 r. francuski koncern oficjalnie zadeklarował gotowość sprzedaży Polsce okrętów podwodnych wraz z MdCN, a posunięcie to, w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę, zdawało się wpisywać w inicjatywę stworzenia narodowego potencjału odstraszania, określanego mianem „Polskich Kłów”. Lobbing okazał się skuteczny.

W maju 2014 r. sekretarz stanu w MON Czesław Mroczek potwierdził fakt prowadzenia analiz związanych z doposażeniem Orki w pociski manewrujące, a Inspektorat Uzbrojenia wysłał zapytanie o możliwości pozyskania takich rakiet nie tylko we Francji, ale także w Stanach Zjednoczonych i w … Republice Korei. Zgłoszono zainteresowanie zakupem 24 pocisków, z których osiem miało trafić do naszego kraju już w 2022 r.

Okręt typu Scorpène dla Polski miał być uzbrojony w pociski manewrujące. Fot. Naval Group

Ostateczna decyzja o zakupie Orki z pociskami manewrującymi zapadła w styczniu 2015 r., a postępowanie na ich pozyskanie planowano zainicjować już w sierpniu tego roku, zaś podpisanie umowy zaplanowano na 2017 r. MON zapewniło także, iż pierwsze dwie jednostki będą pozyskane w 2022 r., a trzecia po tym roku. Już wkrótce jednak wiceminister Mroczek zaskoczył dziennikarzy informacją o podpisaniu we wrześniu 2015 r. deklaracji o wspólnym pozyskaniu okrętów podwodnych z Norwegią i ogłosił powrót do idei odrębnego zakupu okrętów oraz pocisków manewrujących. Kurtyna.

Rakietami w okna Kremla

Wszystko wskazuje na to, że powrót do koncepcji pozyskania Orek uzbrojonych w pociski manewrujące nastąpił tuż po objęciu jesienią 2015 r. urzędu ministra obrony narodowej przez Antoniego Macierewicza. Nowy szef MON był owładnięty tą wizją od czasu prezentacji Szatkowskiego w Sejmie RP w styczniu 2014 r. Ideę tę Macierewicz rozwinął nawet w wydanej w 2015 r. książce swego autorstwa „Przeciwnik musi się spodziewać ciosu wyprzedzającego”, w której przekonuje, że dzięki takiemu uzbrojeniu okrętów podwodnych „Rosjanie byliby świadomi, iż agresja na Polskę oznacza możliwość zniszczenia ich ośrodków dowodzenia”. Pogląd ten znalazł także pokłosie w zapisach Strategicznego Przeglądu Obronnego 2016, którego jawną treść znamy z opracowania pn. Koncepcja Obronna RP z 2017 r. Pracami nad przygotowaniem SPO kierował …Tomasz Szatkowski, wówczas już podsekretarz stanu w MON. Potrzebę dysponowania okrętami podwodnymi uzbrojonymi w pociski manewrujące uzasadniał jako jeden z głównych filarów zintegrowanego systemu antydostępowego na Bałtyku (A2/AD, anti access area denial). Z kolei sekretarz stanu w MON Bartosz Kownacki, odpowiedzialny w resorcie za modernizację techniczną wojska, potwierdził w kwietniu 2016 r., iż zakup okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi stał się warunkiem sine qua non realizacji projektu, a Macierewicz zapowiedział uczynienie z projektu Orka jednego z priorytetowych zadań w programie modernizacji technicznej SZ RP. Skorygowano jedynie termin wejścia okrętów do służby na lata 2024‒2026.

MON kierowane przez Macierewicza zaniechało jednocześnie rozmów z Norwegami o wspólnej realizacji projektu okrętu podwodnego, co Kownacki dał jasno do zrozumienia w trakcie norwesko-polskiej debaty w redakcji dziennika „Rzeczpospolita” w Warszawie, 24 października 2016 r. Gdy więc do końca stycznia 2017 r. strona polska nie przedstawiła Norwegom stanowiska w sprawie dalszej współpracy obustronnej, norweska minister obrony, Ine Eriksen Søreide, ogłosiła 3 lutego 2017 r. decyzję o zawiązaniu bilateralnego partnerstwa z Niemcami, w celu przygotowania wspólnego projektu okrętu podwodnego typu 212CD (Common Design). Polska utraciła tym samym możliwość uczestnictwa w przedsięwzięciu, które nie tylko zwiększało szanse na szczęśliwy finał realizacji projektu Orka, ale także na sporą redukcję kosztów i bonifikatę w postaci współpracy przemysłowej. Budowę pierwszego okrętu typu 212CD, niemiecko-norweskie konsorcjum rozpoczęło w Kilonii we wrześniu 2021 r., a jego wejście do służby pod norweską banderą zaplanowano na rok 2029.

Okręt typu 212CD. Rys. thyssenkrupp Marine Systems

Tymczasem rok 2017 stał w MON pod znakiem intensywnych prac mających na celu urzeczywistnienie idei budowy i serwisowania okrętów podwodnych w Polsce. Działania w tym kierunku podejmowała Polska Grupa Zbrojeniowa, a minister Macierewicz ogłosił zamiar budowy okrętów podwodnych w Szczecinie. W tej kwestii, co najmniej Francuzi i Niemcy byli zainteresowani wykorzystaniem infrastruktury tamtejszej firmy ST3 (obecnie własność Vestas) do budowy okrętów podwodnych. Nie poznałem francuskich planów w tym zakresie, ale niemiecki holding stoczniowy thyssenkrupp Marine Systems (tkMS) przedłożył PGZ w lipcu 2017 r. koncepcję budowy linii produkcyjnej okrętów podwodnych na bazie zmodernizowanej w tym celu infrastruktury ST3. Zapewniało to stronie polskiej niezależność w procesie zabezpieczenia cyklu życia okrętów podwodnych, a jednocześnie umożliwiało realizację zadań produkcyjnych w ramach łańcucha dostaw kooperacyjnych realizowanych dla tkMS. Niemcy byli także gotowi do utworzenia ośrodka doskonalenia zawodowego kształcącego pracowników w unikatowych specjalnościach związanych z budową i obsługą techniczną okrętów podwodnych. W ten sposób strona polska otrzymałaby nie tylko niezależność w obsłudze i modernizacji własnych okrętów podwodnych, ale także możliwość serwisowania innych jednostek tej klasy. W przypadku włączenia się Polski do realizacji norwesko-niemieckiego projektu wspólnej budowy okrętów podwodnych 212CD, tkMS deklarował gotowość do transferu do Polski wysoko zaawansowanych technologii wytwarzania kadłuba lekkiego okrętów podwodnych. Niestety, w antyniemieckiej retoryce rządu PiS, taki kierunek realizacji projektu Orka nie mieścił się w ideologicznej logice kierownictwa MON, więc oferta tkMS trafiła do szuflady biurka jednego z dyrektorów PGZ, zaś niemiecki koncern zamiast w Polsce zainwestował wkrótce 300 mln EUR w modernizację własnej stoczni w Kilonii.

Zamierzenia MON w stosunku do realizacji Orki znalazły potwierdzenie w Planie modernizacji technicznej na lata 2017‒2022, którego założenia zaprezentowano 7 września 2016 r. Bartosz Kownacki zapowiedział zakończenie negocjacji z trzema oferentami w 2017 i podpisanie kontraktu w 2018 r. Znamienny jest jednak fakt, że nikt ze strony polskiej nie prowadził w tym czasie oficjalnych rozmów ani z Niemcami ani ze Szwedami, zaś we wrześniu 2017 r. minister Macierewicz udał się na rozmowy do Paryża, po których polska prasa donosiła o dokonanym przez niego wyborze francuskiego Scorpène. W listopadzie tego samego roku, do Francji udała się także delegacja pod kierownictwem Kownackiego, której zadaniem było uzgodnienie warunków zakupu czterech (!) okrętów typu Scorpène. Wizytę tę poprzedziło pisemne zalecenie Kownackiego do kierowników wszystkich komórek odpowiedzialnych za realizację projektu Orka, zakazujące na okres miesiąca kontaktu z konkurencją Francuzów. Nie przeszkodziło to jednak resortowi obrony zapewnić w komunikacie z grudnia 2017 r. o prowadzonej współpracy z trzema oferentami okrętów i zamiarze wskazania partnera strategicznego w programie Orka w styczniu 2018 r. W rzeczywistości jednak karty były już rozdane, a przychylny ówczesnej władzy portal informacyjny wpolityce.pl ujawnił tydzień później, iż MON podpisze kontrakt na okręty podwodne uzbrojone w pociski manewrujące z francuskim koncernem Naval Group. Fakt zakończenia uzgodnień potwierdził również Macierewicz, w wywiadzie udzielonym Dziennikowi Gazeta Prawna z 15 kwietnia 2019 r. Do ogłoszenia sukcesu Francuzów jednak nie doszło, gdyż w efekcie rekonstrukcji rządu Antoni Macierewicz otrzymał 8 stycznia 2018 r. dymisję, a nie błogosławieństwo dla realizacji swoich planów.

Nikt ci tyle nie da, co polityk obieca

Gdy Mariusz Błaszczak zasiadł po Macierewiczu na stołku ministra obrony narodowej, ponownie zawiesił program Orka. Nie wiadomo, czy zadecydowała o tym wysokość kwoty kontraktu za francuskie okręty, czy też brak uzgodnień tych wydatków z premierem Mateuszem Morawieckim, ale ówczesny inspektor MW kadm. Mirosław Mordel przypłacił dymisją krytykę tej decyzji. MON starało się jeszcze w 2019 r. załagodzić kryzys pomysłem wypożyczenia okrętów podwodnych ze Szwecji, ale temat upadł, zaś Orka trafiła na półkę na kolejne cztery lata.

Dopiero w maju 2023 r., w trakcie konferencji Defence24 Day, minister Błaszczak zapowiedział wznowienie projektu, podnosząc kurtynę kolejnego aktu przedstawienia. Wiele wskazuje jednak na jego działanie obliczone na przedwyborczą autopromocję, gdyby bowiem intencje ministra były szczere, wówczas podjąłby decyzję według scenariusza znanego z zakupu czołgów, systemów rakietowych, samolotów i śmigłowców. Zamiast kolejnej zapowiedzi uruchomienia projektu, minister Błaszczak mógł przecież polecić wznowienie współpracy z Norwegami lub realizację gotowej już umowy z Francją. Tymczasem Orkę puszczono po raz kolejny na orbitę procedur przetargowych, a na wstępne zapytanie ofertowe Agencji Uzbrojenia odpowiedziało dziewięć podmiotów, skutkując wielomiesięcznymi pracami analitycznymi i stratą tak cennego dla podwodniaków czasu. Jakby tego było mało, w antrakcie przedstawienia dało się słyszeć głosy o wyposażeniu Orki w napęd nuklearny, a ostatnio o jej zastąpieniu lub uzupełnieniu tzw. miniOrką. To przysłowiowa woda na młyn przeciwników zakupu okrętów podwodnych, którzy takie autorskie pomysły klasyfikują jako dowód na to, że marynarze sami nie wiedzą czego chcą.

Sposobu i zakresu realizacji projektu Orka nie zmienił także następca Błaszczaka, Władysław Kosiniak-Kamysz. Agencja Uzbrojenia zakończyła wprawdzie w czerwcu 2024 r. wstępne konsultacje rynkowe i przekazała rekomendacje Radzie Modernizacji Technicznej, która jednak na posiedzeniu z 23 lipca nie podjęła decyzji w sprawie dalszej realizacji projektu. Mimo to, szef AU gen. bryg. Artur Kuptel zapowiedział wszczęcie postępowania pod koniec 2024 lub w I połowie 2025 r., a w Gdyni minister Kosiniak-Kamysz potwierdził podpisanie kontraktu z dostawcą Orki w 2025 r. Jeżeli tak by się rzeczywiście stało, to biorąc pod uwagę czas niezbędny na uzgodnienia, budowę i próby odbiorcze okrętu, to pierwsza Orka ma szansę podnieść biało-czerwoną banderę nie wcześniej niż w 2034 r. To bardzo odległy termin, zwłaszcza w obliczu narastania realnego zagrożenia ze strony Rosji, toteż przydało by się rozwiązanie pomostowe w postaci leasingu okrętów do czasu wprowadzenia Orek do służby. MON nie planuje jednak takiego rozwiązania, choć nie wyklucza, że opcja taka może być wynikiem negocjacji z potencjalnym wykonawcą projektu. Oby tak się stało.

Po czynach ich poznacie

Prawie trzy dekady bezskutecznych zmagań Gdyni z Warszawą o pozyskanie nowych okrętów podwodnych to alegoria intelektualnej słabości i decyzyjnej niemocy polskich elit politycznych spod wszystkich barw partyjnych. Politycy nie czuli i nie czują morza, a Bałtyku nadal nie postrzegają jako obszaru, na którym rozstrzyga się bezpieczeństwo narodowe i sojusznicze w równym stopniu, jak ma to miejsce na lądzie oraz w powietrzu. O ile jednak od dekady notujemy pewne drgnięcie decyzyjne w dziedzinie jednostek nawodnych, o tyle zrozumienie znaczenia okrętów podwodnych dla naszej obronności to już dla wielu galaktyka wyobraźni.

Swoje szanse na przekucie słów w czyny mieli na polu pozyskania OPNT/Orki wszyscy ministrowie obrony III Rzeczypospolitej, ale to najbardziej kontrowersyjny Antoni Macierewicz był najbliżej udowodnienia swego morskiego patriotyzmu. Wprawdzie sukces jego starań przypisać bardziej należy skutecznemu lobbingowi wśród funkcjonariuszy PiS niźli zapobiegliwości MON, to jednak pomijając prawną zasadność tych poczynań, ministrowi Macierewiczowi nie można odebrać determinacji i wiary w czynienie dobra. Ale nawet ten wyczyn został zdyskredytowany przez jego partyjnego kolegę, który zamiast okrętów podwodnych wybrał czołgi, samoloty i rakiety. A gdy już zdymisjonował Inspektora MW i należycie zdyskontował poczynione zamówienia zbrojeniowe, rzucił na koniec swej kadencji hasło wielkiego powrotu do realizacji projektu Orka. Trudno o większą hipokryzję polityka i jego rechot nad upadłym potencjałem polskiej floty podwodnej.

Dlatego spektakl pt. Orka trwa na dobre, choć nie wiadomo, czy to jeszcze dramat, czy już komedia? Z tego powodu deklaracje, jak te złożone na Błyskawicy w święto marynarzy, nie robią na mnie specjalnego wrażenia. Co warte są bowiem słowa prezydenta RP, który w maju kończy swoją drugą kadencję, albo zapewnienia ministra obrony, który ciągle odwleka moment podpisania umowy na Orkę? Uwierzę, gdy zobaczę tego pięknego i groźnego ssaka morskiego urzeczywistnionego w szarej stali jego kadłuba!

Okręty podwodne nie są potrzebne Marynarce Wojennej. One są niezbędne Siłom Zbrojnym RP, jako komponent narodowego i sojuszniczego systemu odstraszania, rozpoznania, wskazywania celów, dowodzenia i działania sił specjalnych. To najskuteczniejszy środek zwalczania wrogich okrętów podwodnych, a tej zdolności Siły Zbrojne RP praktycznie już nie mają. Ich pozyskanie powinno stać się polską racją stanu i wynikać ze świadomego działania polskich elit politycznych i ośrodków planowania operacyjnego oraz dowodzenia SZ RP, a nie być wypadkową ich fobii i osobistych upodobań.

Zamiast podsumowania

Jak każdy kiepski spektakl, również ten pt. Orka, miał swoich klakierów, którzy mniej lub bardziej świadomie opóźniali lub wprost sabotowali proces pozyskania nowych okrętów podwodnych. Bez wątpienia zaliczyłbym do nich wszelkiej maści lobbystów i tzw. pożytecznych idiotów, którzy nakręceni przez tych pierwszych nie przestawali zawsze oraz przy każdej okazji mówić „ze znawstwem” o okrętach podwodnych. Ale nie zabrakło ich również wśród swoich, ludzi w marynarskich mundurach, żeby wspomnieć tylko decyzję z 2015 r. nowego wówczas kierownictwa Rady Budowy Okrętów, które do kosza wyrzuciło petycję do polityków o przyspieszenie prac nad pozyskaniem Orki, przygotowywaną dopiero co przez jej członków.  Na znak protestu przeciwko tej decyzji, z prac w RBO wycofał się inicjator petycji, były szef Sztabu MW wadm. w st. spocz. Henryk Sołkiewicz, podwodniak i oficer bez reszty oddany sprawie modernizacji MW, a głównie jej floty podwodnej.

Krzysztof Marciniak

Autor jest emerytowanym oficerem Marynarki Wojennej, w latach 2011‒2014 pełnił funkcję zastępcy, a następnie szefa Zarządu Planowania Rozwoju MW (N5) w Sztabie MW w Gdyni. Był współautorem i koordynatorem opracowania Koncepcji Rozwoju MW do roku 2030 oraz Programu Operacyjnego „Zwalczanie zagrożeń na morzu w latach 2012-22/30”. Z ramienia Dowódcy MW odpowiadał także za realizację projektu pozyskania okrętu podwodnego typu 214 Papanikolis oraz przewodniczył ze strony polskiej Grupie Roboczej ds. Współpracy Marynarki Polski i Niemiec (POL-GER Navy WG). Po przejściu na emeryturę angażował się na rzecz realizacji programu Orka po stronie przemysłowej. W artykule wykorzystano materiał prezentowany przez autora w 2014 r. w trakcie posiedzenia Rady Budowy Okrętów, a następnie, opublikowany w formie rozszerzonej w suplemencie książki pt. „Ewolucyjny rozwój sił okrętowych Marynarki Wojennej w latach 2010-2030” pod redakcją Henryka Sołkiewicza, wyd. Gdynia, 2018 r.

Teldat

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przemysł zbrojeniowy

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Siły Powietrzne

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Samoloty i śmigłowce
Uzbrojenie lotnicze
Bezzałogowce
Kosmos

WOJSKA LĄDOWE

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Wozy bojowe
Artyleria lądowa
Radiolokacja
Dowodzenie i łączność

MARYNARKA WOJENNA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Okręty współczesne
Okręty historyczne
Statki i żaglowce
Starcia morskie

HISTORIA I POLITYKA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Historia uzbrojenia
Wojny i konflikty
Współczesne pole walki
Bezpieczeństwo
usertagcalendar-fullcrosslisthighlightindent-increasesort-amount-asc