Gdy US Army przyjmowała w 1980 roku do służby czołg M1 Abrams firmy Chrysler Defense (obecnie General Dynamics Land Systems), jako następcę Pattonów, na pozór nie wyróżniał się on niczym istotnym, poza „gwiżdżącym” i paliwożernym, turbinowym napędem i pudełkowatą bryłą. Nie był szczególnie silnie uzbrojony, z różnych względów zachowano bowiem sprawdzoną 105 mm armatę M68 z lufą o bruzdowanym przewodzie, co było już wówczas niewystarczające. Nie zastosowano w nim – jak we wszystkich nowych czołgach sowieckich począwszy od T-64 – automatu ładowania, przez co załoga nadal była czteroosobowa. Zrezygnowano z planowanego wcześniej, w ramach programu MBT-70, zawieszenia hydropneumatycznego i innych technicznych nowinek. Był taki, jaki miał być – relatywnie tani i dość szybko dostępny, wobec wyraźnej przewagi czołgów sowieckich nad rodziną M48/M60.
Potęga Abramsa tkwiła jednak gdzie indziej. Wóz ten został bardzo silnie opancerzony – kosztem jednak znacznej masy, sięgającej 54–54,5 tony i znacznych gabarytów, oferował także załodze niespotykaną w innych konstrukcjach III generacji przeżywalność w razie penetracji pancerza i detonacji amunicji, dzięki oddzieleniu tej ostatniej od członków załogi oraz zastosowaniu w konstrukcji tzw. słabych ogniw. Miał też inną bardzo istotną cechę – niezwykłą w ówczesnych realiach łatwość wprowadzania kolejnych modyfikacji. Dzięki temu wkrótce doczekał się kolejnych odmian, pozwalających mu nie tylko nadążać za sojuszniczą (i sowiecką) konkurencją, ale też niekiedy ją prześcignąć. Od drugiej wersji produkcyjnej – M1A1 z 1986 r. – stosowano nową 120 mm armatę gładkolufową M256A1, będącą licencyjną odmianą działa Leoparda 2, armaty Rheinmetall Rh 120/L44. Przy każdej większej modyfikacji Amerykanie wymieniali lub dodawali szereg elementów wyposażenia czołgu (np. przyrządów obserwacyjno-celowniczych), kompletację pancerza zasadniczego, modernizacji doczekał się także silnik turbinowy Honeywell AGT1500 (program TIGER). Dzięki temu kolejne wersje M1 mogły nadążać za rosnącymi potrzebami Wojsk Lądowych Stanów Zjednoczonych (z czasem także Korpusu Piechoty Morskiej) i wymogami pola walki. Nie bez znaczenia były rzecz jasna ogromne środki budżetu federalnego, przeznaczane na obronę…
Przez ponad dekadę od wprowadzenia Abramsa do służby gros wysiłków konstruktorów skupiał się na zapewnieniu wojsku jak najskuteczniejszego narzędzia do walki na konwencjonalnym polu walki, nasyconego tysiącami niskich, przysadzistych czołgów sowieckich, których rozwiązania konstrukcyjne stawały się coraz bardziej zaawansowane i kłopotliwe dla NATO-wskich wojskowych. Na początku lat 90. XX wieku wszystko się jednak zmieniło… Kolejna dekada to kontynuacja modernizacji czołgów (wersje M1A2 z 1992 r. i M1A2SEP z 1998 r.), jeszcze w oparciu o zimnowojenne założenia, ale przy zastosowaniu najnowszych zdobyczy techniki, w przekonaniu, że dysponuje się czołgiem deklasującym wszystkie znajdujące się w służbie ciężkie wozy bojowe potencjalnych przeciwników. Produkcję Abramsów dla US Army i USMC zakończono w 1995 r., w kolejnych latach redukowano liczbę czołgów w linii, coraz głośniej mówiono o zmierzchu broni pancernej na współczesnym polu walki i reorientacji na lekkie, „kołowe” jednostki kawaleryjskie o znacznie większej mobilności strategicznej. Radykalną zmianę podejścia przyniósł dopiero rok 2001…
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu