Wybuch wojny w Korei był tylko kwestią czasu już od chwili, gdy w 1945 r. Amerykanie i Rosjanie arbitralnie podzielili ten kraj na pół, trzy lata później nadzorując utworzenie dwóch wrogich sobie państw – komunistycznego na północy i kapitalistycznego na południu.
Chociaż wojna o panowanie nad Półwyspem Koreańskim była nieunikniona, a konflikt jątrzył się od lat, armia Korei Południowej była zupełnie do niej nieprzygotowana. Nie miała broni pancernej ani praktycznie żadnego lotnictwa – Amerykanie woleli złomować olbrzymią nadwyżkę samolotów pozostałych im na Dalekim Wschodzie po II wojnie światowej niż je przekazać koreańskiemu sojusznikowi, by „nie zakłócić równowagi sił w regionie”. Tymczasem wojska KRLD (Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej) otrzymały od Rosjan m.in. dziesiątki czołgów i samolotów (głównie myśliwców Jak-9P oraz samolotów szturmowych Ił-10). O świcie 25 czerwca 1950 r. przekroczyły 38. równoleżnik.
Początkowo także Amerykanie, główni protektorzy Korei Południowej (chociaż w skład sił ONZ ostatecznie weszło 21 państw, 90% personelu wojskowego pochodziło ze Stanów Zjednoczonych) – nie byli przygotowani na odparcie ataku na taką skalę.
Jednostki USAF były zgrupowane w FEAF (Far East Air Forces), czyli Dalekowschodnich Siłach Powietrznych. Ta niegdyś potężna formacja, chociaż administracyjnie nadal złożona z trzech armii lotniczych, według stanu z 31 maja 1950 r. miała na stanie zaledwie 553 sprawne samoloty, w tym 397 myśliwców: 365 odrzutowych F-80 Shooting Star oraz 32 dwukadłubowe, dwusilnikowe F-82 o napędzie tłokowym. Trzon tych sił stanowiły 8 i 49. FBG (Fighter Bomber Group) oraz 35. FIG (Fighter Interceptor Group), stacjonujące w Japonii, wchodząc w skład wojsk okupacyjnych. Wszystkie trzy, podobnie jak stacjonująca na Filipinach 18. FBG, w latach 1949-1950 przezbroiły się z myśliwców F-51 Mustang na odrzutowce F-80 – niektóre zaledwie na kilka miesięcy przed wybuchem wojny w Korei.
Przezbrojenie w F-80, chociaż wydawało się milowym krokiem (przejście z napędu tłokowego na odrzutowy) zepchnęło je do głębokiej defensywy. Zasięg operacyjny Mustangów był legendarny. Podczas II wojny światowej myśliwce tego typu latały z Iwo Jimy nad Tokio – ok. 1200 km w jedną stronę. Tymczasem F-80 ze względu na duże zużycie paliwa miał bardzo mały promień działania – zaledwie ok. 160 km na zapasie w zbiornikach wewnętrznych. Chociaż samolot można było doposażyć w dwa zbiorniki zewnętrzne, które zwiększały jego promień działania do ok. 360 km, w takiej konfiguracji nie mógł on przenosić bomb. Odległość z najbliżej położonych Wysp Japońskich (Kiusiu i Honsiu) do 38. równoleżnika, gdzie rozgorzały walki, wynosiła ok. 580 km. Ponadto od samolotów wsparcia taktycznego oczekiwano nie tylko tego, że przylecą, zaatakują i odlecą, ale przede wszystkim tego, że będą krążyć w pobliżu, gotowe udzielić pomocy na wezwanie z ziemi.
Ewentualne przeniesienie jednostek F-80 do Korei Południowej nie rozwiązywało problemu. Ten typ samolotu wymagał wzmocnionych pasów startowych o długości 2200 m. W tym czasie nawet w Japonii istniały tylko cztery takie lotniska. W Korei Południowej nie było ani jednego, natomiast pozostałe znajdowały się w fatalnym stanie. Chociaż Japończycy podczas okupacji tego kraju zbudowali dziesięć lotnisk, po zakończeniu II wojny światowej Koreańczycy, praktycznie nie mając własnego lotnictwa wojskowego, utrzymywali w stanie używalności tylko dwa.
Z tego względu po wybuchu wojny jako pierwsze nad strefą walk pojawiły się F-82 – jedyne dostępne wówczas myśliwce USAF, których zasięg pozwalał na tak dalekie wypady. Ich załogi wykonały serię lotów rozpoznawczych w rejon Seulu, stolicy Korei Południowej, którą przeciwnik zdobył 28 czerwca. Tymczasem Syngman Rhee, prezydent Korei Południowej, naciskał ambasadora USA, by ten zorganizował dla niego samoloty bojowe – rzekomo chciał tylko dziesięciu Mustangów. W odpowiedzi Amerykanie sprowadzili do bazy lotniczej Itazuke w Japonii dziesięciu południowokoreańskich pilotów, by ich przeszkolić na samolotach F-51. Te dostępne w Japonii były jednak garstką wysłużonych samolotów, których używano do holowania ćwiczebnych celów. Szkolenie koreańskich pilotów, w ramach programu „Bout One”, powierzono ochotnikom z 8. FBG. Dowodził nimi Maj. Dean Hess, weteran walk nad Francją w 1944 r. za sterami Thunderbolta.
Wkrótce stało się oczywiste, że Mustangów będzie potrzebnych dużo więcej niż te dziesięć, na których szkolili się Koreańczycy. W bazach lotniczych Johnson (obecnie Iruma) i Tachikawa niedaleko Tokio znajdowało się 37 samolotów tego typu, które czekały na złomowanie, ale wszystkie wymagały gruntownego przeglądu technicznego. Aż 764 Mustangi służyły w amerykańskiej Gwardii Narodowej, a 794 zmagazynowano w rezerwie – te jednak trzeba było sprowadzić ze Stanów Zjednoczonych.
Doświadczenia z II wojny światowej wskazywały, że lepszym wsparciem z powietrza wojsk lądowych byłyby samoloty z silnikami gwiazdowymi, jak Thunderbolt czy F4U Corsair (te drugie były z dużym powodzeniem użytkowane w Korei przez lotnictwo US Navy i US Marines – więcej na ten temat można przeczytać w: „Lotnictwo Aviation International” 8/2019). Mustang, napędzany chłodzonym cieczą silnikiem rzędowym, był podatny na ostrzał z ziemi. Już Edgar Schmued, który zaprojektował ten samolot, przestrzegał przed użyciem go do ataków na cele naziemne, tłumacząc, że w tej roli jest absolutnie beznadziejny, gdyż pojedyncza kula karabinowa kalibru 0,3 cala może zrobić dziurę w chłodnicy i wtedy zostają ci dwie minuty lotu, zanim silnik się zatrze. Rzeczywiście, gdy w ostatnich miesiącach II wojny światowej Mustangi skierowano do ataków na cele naziemne, poniosły one duże straty od ognia przeciwlotniczego W Korei było pod tym względem jeszcze gorzej, gdyż tu przeciwnik miał zwyczaj strzelać do nisko przelatujących samolotów także z broni małokalibrowej, jak pistolety maszynowe.
Dlaczego więc nie sprowadzono Thunderboltów? Gdy wybuchła wojna w Korei, w Stanach Zjednoczonych dostępnych było aż 1167 sztuk F-47, chociaż większość zmagazynowanych – czynną służbę w jednostkach Gwardii Narodowej pełniło tylko 265. Na decyzji o użyciu F-51 zaważył fakt, że wszystkie stacjonujące wówczas na Dalekim Wschodzie jednostki myśliwskie USAF w okresie przed przezbrojeniem w odrzutowce użytkowały Mustangi (niektóre dywizjony nawet zachowały sobie pojedyncze egzemplarze do celów łącznikowych). Z tego względu miały wprawę w lataniu nimi, a personel naziemny w ich obsłudze. Ponadto część wycofanych z użycia F-51 wciąż znajdowała się na terenie Japonii, podczas gdy Thunderboltów nie było wcale – a czas naglił.
Niedługo po rozpoczęciu programu „Bout One” zapadła decyzja, by szkolenie koreańskich pilotów przenieść do ich kraju. Akurat tego dnia, po południu 29 czerwca, wybrał się tam również gen. MacArthur, by w Suwon odbyć naradę z prezydentem Rhee. Krótko po tym, jak wylądował, lotnisko zostało zaatakowane przez północnokoreańskie samoloty. Generał i prezydent wyszli na zewnątrz zobaczyć, co się dzieje. Zrządzeniem losu, właśnie wtedy nadleciały cztery Mustangi, pilotowane przez amerykańskich instruktorów. Ich piloci momentalnie rozpędzili przeciwnika. 2/Lt. Orrin Fox zestrzelił dwa szturmowce Ił-10, a Lt. Richard Burns jednego. Lt. Harry Sandlin zgłosił myśliwiec Ła-7. Zachwycony prezydent Rhee, nawiązując do amerykańskich ochotników walczących w poprzedniej wojnie nad Birmą i Chinami, okrzyknął ich „Latającymi Tygrysami Korei”.
Wieczorem tego samego dnia (29 czerwca) premier Australii wyraził zgodę na zaangażowanie w walki wyposażonego w Mustangi 77. Sqn. Był to ostatni dywizjon myśliwski RAAF, który po zakończeniu II wojny światowej wciąż stacjonował w Japonii. Dowodził nim W/Cdr Louis Spence, który na przełomie 1941/42 r., latając na Kittyhawkach w 3. Sqn RAAF, wykonał 99 lotów bojowych nad Afryką Północną i zestrzelił dwa samoloty. Później dowodził dywizjonem Spitfire’ów (452. Sqn RAAF) na Pacyfiku.
Australijczycy rozpoczęli działania 2 lipca 1950 r., ze swojej bazy w Iwakuni niedaleko Hiroszimy, eskortując bombowce USAF. Najpierw odprowadzili nad Seul samoloty B-26 Invader, które wzięły na cel mosty na rzece Han-gang. Po drodze Australijczycy musieli uciekać ostrym wirażem z linii ataku amerykańskich F-80, które ich wzięły za nieprzyjaciela. Następnie eskortowali nad Yonpo Superfortece B-29. Nazajutrz (3 lipca) zlecono im atak w rejonie między Suwon a Pyeongtaek. W/Cdr Spence poddał w wątpliwość informację, że nieprzyjaciel dotarł tak daleko na południe. Zapewniono go jednak, że cel został rozpoznany prawidłowo. W rzeczywistości australijskie Mustangi zaatakowały żołnierzy południowokoreańskich, zabijając 29 i raniąc wielu. Dywizjon poniósł pierwszą stratę 7 lipca – podczas ataku na stację rozrządową w Samcheok od ognia OPL zginął zastępca dowódcy dywizjonu, S/Ldr Graham Strout.
Tymczasem 3 lipca piloci z programu „Bout One” – dziesięciu amerykańskich (instruktorów) i sześciu południowokoreańskich – rozpoczęli działania bojowe z lotniska polowego w Taegu (K-2). Celem ich pierwszego ataku były czołowe kolumny 4. Dywizji Zmechanizowanej KRLD, posuwające się z Yeongdeungpo w kierunku Suwon. Nazajutrz (4 lipca) niedaleko Anyang, na południe od Seulu, wzięli na cel kolumnę czołgów T-34/85 i innych pojazdów. W ataku na nie zginął płk Geun-Seok Lee, przypuszczalnie zestrzelony ogniem OPL, chociaż według innej wersji wydarzeń nie zdołał wyprowadzić swojego F-51 z lotu nurkowego i rozbił się. W każdym razie, był pierwszym pilotem Mustanga, który poległ w wojnie w Korei. Co ciekawe, podczas II wojny światowej Lee, wówczas sierżant, walczył (pod przybranym nazwiskiem Aoki Akira) w lotnictwie japońskim, latając myśliwcami Ki-27 Nate w 77. Sentai. W trakcie starcia 25 grudnia 1941 r. nad Rangunem (ironią historii, właśnie z „Latającymi Tygrysami”) został zestrzelony i dostał się do niewoli.
Wkrótce potem zapadła decyzja, by pilotów koreańskich tymczasowo wycofać z walk i pozwolić im się dalej szkolić. W tym celu zostawiono im sześć Mustangów oraz Maj. Hessa i Capt. Miltona Bellovina w roli instruktorów. W działaniach bojowych zastąpili ich ochotnicy z 18. FBG (w większości z jednego dywizjonu – 12. FBS), która stacjonowała na Filipinach. Owa grupa, znana jako „Dallas Squadron”, razem z pilotami liczyła 338 osób, w tym 36 oficerów. Dowodził nią Capt. Harry Moreland, który podczas II wojny światowej (służąc w 27. FG) wykonał 150 lotów bojowych na Thunderboltach nad Włochami i Francją. Grupa przybyła do Japonii 10 lipca i kilka dni później wyruszyła do Taegu, gdzie włączyła w swój skład byłych instruktorów programu „Bout One” (oprócz Hessa i Bellovina).
Dywizjon Capt. Morelanda przyjął oznaczenie 51. FS(P) – litera „P” (Provisional) oznaczała jego improwizowaną, tymczasową naturę. Działania bojowe rozpoczął 15 lipca, mając na stanie zaledwie 16 samolotów. Pierwszym zadaniem dywizjonu było zniszczenie wyładowanych amunicją wagonów kolejowych, które pospiesznie wycofujący się Amerykanie porzucili w Daejeon. Kapitan Moreland, dowódca dywizjonu, tak wspominał jeden z pierwszych dni w Korei:
Lecieliśmy w dwa samoloty wzdłuż drogi biegnącej z Seulu do Daejeon, z zamiarem atakowania wszystkiego, co się nam nawinie pod lufy. Naszym pierwszym celem było kilka północnokoreańskich ciężarówek, które ostrzelaliśmy, następnie obrzuciliśmy napalmem.
Na okolicznych drogach panował spory ruch. Chwilę po tym, jak zawróciliśmy na południe, zauważyłem na środku pola wielki stóg siana, do którego wiodły ślady gąsienic. Przeleciałem nad nim nisko i zorientowałem się, że to zamaskowany czołg. Jako że do tego czasu zużyliśmy cały napalm, postanowiliśmy sprawdzić, czy nasze półcalowe karabiny maszynowe są w stanie coś zdziałać. Kule nie mogły przebić pancerza, ale zapaliły siano. Kiedy to nastąpiło, przelecieliśmy kilka razy tuż nad stogiem, by pędem powietrza rozniecić ogień. Płomienie dosłownie ugotowały czołg – kiedy tak krążyliśmy powyżej, nagle eksplodował. Inny pilot zauważył: Jeśli strzelałeś w taki stóg i sypały się z niego iskry, było wiadomo, że jest w nim coś jeszcze oprócz siana.
Pierwszym poległym pilotem dywizjonu był 2/Lt. Bille Crabtree, który 25 lipca, atakując cel w Kwangju, wleciał w eksplozję własnych bomb. Do końca miesiąca 51. FS(P) stracił aż dziesięć Mustangów. W tym okresie, ze względu na dramatyczną sytuację na froncie, atakował nieprzyjacielskie kolumny marszowe nawet nocą, chociaż F-51 zupełnie się do tego nie nadawał – płomienie ze strzelających karabinów maszynowych i ogień z odpalanych rakiet oślepiały pilotów.
W sierpniu dywizjon Morelanda, jako pierwszy w Korei, wprowadził do użycia przeciwpancerne pociski rakietowe ATAR kal. 6,5 cala (165 mm) z głowicą kumulacyjną. Pociski typu HVAR kal. 5 cali (127 mm) zwykle tylko unieruchamiały czołg, zrywając gąsienice. Najgroźniejszym orężem Mustangów do końca wojny pozostał napalm, przenoszony w podskrzydłowych zbiornikach. Nawet jeśli pilot nie trafił bezpośrednio w cel, ognisty rozbryzg często powodował zapalenie się gumy w gąsienicach T-34/85 i pożar całego czołgu. Napalm był też jedyną bronią, której bali się północnokoreańscy żołnierze. Gdy ostrzeliwano ich albo obrzucano bombami, nawet ci uzbrojeni jedynie w karabiny piechoty kładli się na plecach i strzelali prosto w niebo.
Capt. Marvin Wallace z 35. FIG wspominał: W atakach napalmem zaskakujące było to, że wiele ciał koreańskich żołnierzy nie miało na sobie śladów ognia. Prawdopodobnie działo się tak dlatego, że benzyna zagęszczona do postaci galarety paliła się z wielką intensywnością, wysysając cały tlen z powietrza. Ponadto wytwarzała mnóstwo duszącego dymu.
Początkowo piloci Mustangów atakowali jedynie przygodnie napotkane cele, operując w niezwykle trudnych warunkach – przy niskiej podstawie chmur, w górzystym terenie, kierując się wskazaniami kompasu i własnym wyczuciem (bogaty zbiór map i zdjęć lotniczych zaginął, gdy w 1949 r. Amerykanie wycofywali się z Korei). Skuteczność ich działań wydatnie wzrosła po tym, jak amerykańskie wojska lądowe na nowo opanowały, jakby zapomnianą po II wojnie światowej, sztukę naprowadzania na cel z pomocą radia.
W efekcie narady, która odbyła się 7 lipca w Tokio, dowództwo FEAF postanowiło przeprowadzić wtórne przezbrojenie sześciu dywizjonów F-80 w F-51 – w miarę dostępności tych drugich. Liczba wyremontowanych w Japonii Mustangów pozwoliła na wyposażenie w nie 40. FIS ze składu 35. FIG. Dywizjon otrzymał Mustangi 10 lipca i już pięć dni później rozpoczął działania bojowe z Pohang na wschodnim wybrzeżu Korei, kiedy tylko batalion inżynieryjny skończył układać stalowe, perforowane maty PSP na starym, eks-japońskim lotnisku, które od tej pory nosiło oznaczenie K-3. Ten pośpiech dyktowała sytuacja na ziemi – wojska ONZ, spychane w stronę Pusan (największego portu Korei Południowej) nad Cieśniną Cuszimską, cofały się na całej linii frontu.
Na szczęście wkrótce potem przybyły pierwsze posiłki zza oceanu. Dostarczenia ich podjął się lotniskowiec floty USS Boxer, który zabrał na pokład 145 Mustangów (79 z jednostek Gwardii Narodowej i 66 z magazynów bazy lotniczej McClelland) oraz 70 wyszkolonych w lataniu nimi pilotów. Okręt wyszedł w morze z Alameda w Kalifornii 14 lipca i w rekordowym czasie ośmiu dni i siedmiu godzin przywiózł je 23 lipca do Yokosuki w Japonii.
Ta dostawa w pierwszej kolejności posłużyła do uzupełnienia obu dywizjonów w Korei – 51. FS(P) i 40. FIS – do etatowego stanu 25 samolotów. Następnie przezbrojono 67. FBS, który wraz ze sztabem 18. FBG, swojej macierzystej jednostki, przybył z Filipin do Japonii. Dywizjon rozpoczął loty bojowe na Mustangach 1 sierpnia z bazy Ashiya na wyspie Kiusiu. Dwa dni później sztab jednostki przeniósł się do Taegu. Tam przejął kontrolę nad operującym samodzielnie 51. FS(P), następnie zmienił jego oznaczenie na 12. FBS i bezceremonialnie wyznaczył nowego dowódcę w stopniu majora (Capt. Moreland musiał się zadowolić stanowiskiem oficera operacyjnego dywizjonu). W Taegu nie było miejsca dla drugiego dywizjonu, dlatego 67. FBS pozostał w Ashiya.
Według stanu z 30 lipca 1950 r., siły FEAF miały do dyspozycji 264 Mustangi, chociaż nie wszystkie w pełni sprawne. Notorycznie zdarzało się, że piloci wykonywali loty bojowe samolotami, w których brakowało poszczególnych przyrządów pokładowych. Niektórzy wracali z uszkodzonymi skrzydłami, gdyż podczas strzelania pękały zużyte lufy karabinów maszynowych. Osobnym problemem był nienajlepszy stan techniczny przywiezionych zza oceanu F-51. W dywizjonach frontowych panowało przekonanie, że jednostki Gwardii Narodowej, które musiały oddać samoloty na potrzeby toczącej się wojny, pozbyły się tych z największym resursem (pomijając fakt, że Mustangów nie produkowano od 1945 r., dlatego wszystkie istniejące egzemplarze, nawet te fabrycznie nowe, których nigdy nie użyto, były już „stare”). Tak czy inaczej, usterki i awarie, szczególnie silników, okazały się jedną z głównych przyczyn mnożących straty wśród pilotów F-51 nad Koreą.
Walki o tzw. przyczółek pusański były wyjątkowo zaciekłe. Rankiem 5 sierpnia dowódca 67. FBS, Maj. Louis Sebille, poprowadził klucz trzech Mustangów do ataku na kolumnę zmechanizowaną, namierzoną nieopodal wioski Hamchang. Pojazdy właśnie przekraczały brodem rzekę Naktong, kierując się na przyczółek, z którego wojska KRLD rozwijały natarcie na Taegu. Samolot Sebille’a był uzbrojony w sześć rakiet i dwie bomby 227 kg. Podczas pierwszego podejścia nad cel jedna z bomb utknęła na wyrzutniku i pilot, próbując odzyskać kontrolę nad zataczającym się F-51, na moment stał się łatwym celem dla ostrzału z ziemi. Trafiony, przekazał swoim skrzydłowym przez radio, że jest ranny, przypuszczalnie śmiertelnie. Namawiany przez nich, by spróbował dolecieć do Taegu, odpowiedział: Nie dam rady. Zawrócę i dopadnę sukinsyna. Następnie zanurkował w kierunku nieprzyjacielskiej kolumny, odpalił rakiety, otworzył ogień z kaemów i rozbił się o transporter opancerzony, powodując eksplozję zakleszczonej pod skrzydłem bomby. Za ten czyn Maj. Sebille został pośmiertnie odznaczony Medalem Honoru.
Niedługo później lotnisko w Taegu (K-2) znalazło się zbyt blisko linii frontu i 8 sierpnia sztab 18. FBG razem z 12. FBS musiały się wycofać do bazy Ashiya. Tego samego dnia do Pohang (K-3) przybył, razem ze sztabem 35. FIG, drugi dywizjon tej jednostki – 39. FIS – który swoje Mustangi odebrał zaledwie dzień wcześniej. W Pohang dołączyły do stacjonującego tam 40. FIS, ale też nie na długo. Obsługa naziemna, która za dnia serwisowała samoloty, po zmroku musiała odpierać ataki partyzantów, którzy pod osłoną nocy próbowali się wedrzeć na lotnisko. Ostatecznie 13 sierpnia postępy nieprzyjaciela zmusiły całą 35. FIG do wycofania się za Cieśninę Cuszimską, do Tsuiki.
Jako ostatnia w Mustangi przezbroiła się 8. FBG, nie tracąc przy tym ani jednego dnia działań. Rankiem 11 sierpnia piloci dwóch dywizjonów składowych tej jednostki – 35. i 36. FBS – wystartowali z Itazuke do pierwszej misji na F-51 nad Koreą, na zakończenie lądując w Tsuiki, gdzie od tej pory stacjonowali. Tego dnia Capt. Charles Brown z 36. FBS wziął na cel północnokoreański T-34/85. Ten odpowiedział ogniem, w dodatku celnym. Nie jest pewne, czy był to pocisk z armaty, gdyż załogi zaatakowanych czołgów wojsk KRDL miały zwyczaj otwierać wszystkie włazy i ostrzeliwać się z pistoletów maszynowych! Tak czy inaczej, Capt. Brown miał wątpliwy zaszczyt zostania bodaj jedynym pilotem w tej wojnie, którego zestrzelił czołg (lub jego załoga).
Notabene, wśród pilotów nie było wielkiego entuzjazmu do wtórnego przezbrajania się w F-51. Jak zauważył historyk 8. FBG, wielu z nich widziało na własne oczy w poprzedniej wojnie, dlaczego Mustang nie sprawdził się w roli samolotu bliskiego wsparcia wojsk lądowych. Nie byli zachwyceni wizją demonstrowania tego jeszcze raz własnym kosztem.
W połowie sierpnia 1950 r. wszystkie regularne jednostki F-51 znalazły się z powrotem w Japonii: 18. FBG (12. i 67. FBS) w Ashiya na Kiusiu, natomiast 35. FIG (39. i 40. FIS) oraz 8. FBG (35. i 36. FBS) w pobliskiej bazie Tsuiki. Australijczycy z 77. Sqn nadal stacjonowali na stałe w Iwakuni na wyspie Honsiu, z lotniska w Taegu (K-2) korzystając tylko w celu dozbrojenia się i uzupełnienia paliwa. W Korei została jedynie szkółka lotnicza z projektu „Bout One” pod dowództwem Maj. Hessa, wyparta z Taegu na lotnisko w Sacheon (K-4), następnie do Chinhae (K-10). Hess w ramach szkolenia zabierał swoich adeptów nad pobliską linię frontu, by ich rodacy mogli zobaczyć samoloty z oznaczeniami południowokoreańskimi, co podnosiło ich morale. Ponadto sam wykonywał nieautoryzowane loty bojowe – nawet dziesięć razy dziennie (sic!) – zaskarbiając sobie przydomek „jednoosobowej armii powietrznej”.
Lotnisko w Chinhae znajdowało się zbyt blisko ówczesnej linii frontu, okalającej przyczółek pusański, by utrzymywać tam regularną jednostkę lotniczą. Na szczęście kilkanaście kilometrów na wschód od Pusan Amerykanie odkryli zapomniane, eks-japońskie lotnisko. Kiedy tylko wojska inżynieryjne odbudowały system rowów odwadniających i ułożyły metalowe maty, 8 września wprowadziły się tam Mustangi 18. FBG. Od tamtej pory lotnisko figurowało jako Pusan-East (K-9).
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu