Kiedy zdecydowałeś o tym, że chcesz zostać pilotem? Czy Marynarka Wojenna była od zawsze twoim pierwszym wyborem czy może rozważałeś też Siły Powietrzne lub Korpus Piechoty Morskiej?
W 1977 r. miałem siedem lat i mój ojczym zabrał nas na pokazy lotnicze, które odbywały się w okolicy Los Angeles, gdzie wtedy mieszkaliśmy i to tam złapałem bakcyla. Oczywiście nie była to jedyna rzecz jaką chciałem wtedy robić, ale z pewnością to wydarzenie miało kluczowe znaczenie dla mojej przyszłości. Około osiem lat później będąc już w liceum podjąłem ostateczną decyzję, że chcę zostać lotnikiem i tutaj znów swój udział miał mój ojczym, gdyż w połowie trwania nauki w liceum zapytał mnie, co zamierzam robić po skończeniu szkoły. Odpowiedziałem mu wtedy, że myślę o zostaniu lotnikiem, a on stwierdził, że wydaje się, że lubię samoloty i może rzeczywiście powinienem pójść tym tropem. Uznał, że dam radę, tylko muszę poszukać informacji na temat wymagań w tym zawodzie i zacząć sukcesywnie podążać w tym kierunku i przekuć marzenie w rzeczywistość. Zrozumiałem, że każdy może osiągnąć wymarzony cel, ale potrzeba do tego odrobiny wskazówek i opieki mentora, który pomoże na najtrudniejszym początkowym etapie. Jeśli chodzi o rodzaj sił zbrojnych wydaje mi się, że Marynarka Wojenna zawsze była mi najbliższa i chyba wynika to z faktu, że mieszkałem blisko oceanu oraz z faktu korzeni rodzinnych, która pochodzi po części z Danii, którą często odwiedzałem. Muszę jednak przyznać, że w pewnym momencie byłem zachęcany do wstąpienia do Korpusu Piechoty Morskiej, który gwarantował mi przydział do lotnictwa, ale ostatecznie zdecydowałem się na US Navy i przystąpiłem do programu ROTC (Reserve Officers Training Corps), który pozwala na szkolenie podczas nauki i po jej zakończeniu wstąpienie do Marynarki.
Czy mógłbyś opisać ścieżkę jaka prowadzi na pokład lotniskowca? Jak wygląda szkolenie?
Proces ten cały czas podlega niewielkim modyfikacjom więc mogę jedynie opisać jak on wyglądał w moim przypadku. Po ukończeniu szkoły wstąpiłem do Marynarki i zostałem oficerem i w związku z wynikami w nauce oraz odpowiednimi predyspozycjami zdrowotnymi zostałem wyznaczony na kurs pilotów. Dostałem przydział do bazy Pensacola na Florydzie, ale musiałem trochę poczekać na swoją kolej z racji dużego obłożenia kandydatami. Na pierwszym etapie przeszedłem trzytygodniowy kurs wprowadzający na temat lotnictwa, na którym uczono nas podstaw rzemiosła lotniczego i oczywiście zaliczyłem standardowe szkolenie wynikające z okresu unitarnego, podobne do tego jakie zapewne macie w Polsce. Później nastąpił podział na kilka grup. Niektórzy udali się do Corpus Christi w Teksasie, ale ja zostałem w bazie Pensacola, gdzie czekało mnie kolejne sześć tygodni szkolenia zanim po raz pierwszy wsiadłem do samolotu, którym był T-34C Turbo Mentor. Jest to pierwsza maszyna jaką lecą przyszli piloci Marynarki. Na początku ćwiczone są podstawowe manewry, loty w formacji, loty w nocy, loty według wskazań przyrządów i proste akrobacje lotnicze. Pozwala to zapoznać kandydata z podstawowymi sposobami latania i z samym lataniem. Podobnie jak w przypadku samego przydziału również tutaj jest ważna ocena kandydata, która odbywa się w zasadzie na każdym etapie i po każdym locie. Po szkoleniu podstawowym nastąpiła przesiadka na samoloty T-2C Buckeye, które obecnie nie są już wykorzystywane. W tym celu udałem się do bazy Meridian w stanie Missisipi. Na tym etapie wykonuje się podobne manewry jak w przypadku T-34C z tą tylko różnicą, że teraz siedzi się w kokpicie samolotu odrzutowego i wszystko odbywa się szybciej. Już tutaj zaczynało się przygotowywanie lotnika do operowania z pokładu lotniskowca. Oznaczało to ćwiczenie lądowań z odpowiednim profilem podejścia i ustawienie samolotu zupełnie jak w przypadku lądowania na pokładzie lotniskowca, z tym że samo lądowanie odbywało się na pasie startowym, który jedynie go przypominał, ale był wyposażony w ten sam układ, te same oznaczenia i to samo oświetlenie. Kolejny etap szkolenia był związany z przesiadką na samoloty TA-4J Skyhawk, które również obecnie nie są już użytkowane, a w ich miejsce wprowadzono T-45C Goshawk. Na Skyhawkach znów ćwiczone były te same manewry jak na poprzednich maszynach, ale dodatkowym elementem była nauka walki w powietrzu i bombardowania oraz używania działka pokładowego. Każde lądowanie jakie wtedy realizowaliśmy miało nas ostatecznie przygotować do pierwszego lądowania na lotniskowcu. Odbywa się to w ten sposób, że samolot startuje z bazy lądowej, jest podprowadzony pod lotniskowiec i maszyn towarzysząca odlatuje do bazy lądowej, a pilot wykonuje pierwsze lądowanie. O ile samo wydarzenie jest dość przerażające, o tyle wkracza tutaj pamięć mięśniowa i nabyte nawyki wyuczone podczas setek lądowań zaliczonych podczas szkolenia. Jedyna różnica jest taka, że dotychczasowy obrys okrętu jest rzeczywistym okrętem i że pokład czasami faluje. Dopiero po udanym lądowaniu na lotniskowcu pilot może otrzymać „złote skrzydełka” potwierdzające jego kwalifikacje. Dodatkowo w szkoleniu wykorzystywane są również symulatory, ale kluczowe są setki lądowań na pasie przypominającym lotniskowiec, podczas których opanowywane są procedury i komendy dzięki czemu podczas właściwej próby nie trzeba o nich myśleć.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu