Już na wstępie można stwierdzić, że omawiane wozy bojowe pomimo zewnętrznych podobieństw i technologicznych analogii różniły się od siebie pod wieloma względami. Choć sowiecki i polski czołg były w prostej linii rozwinięciem angielskiego sześciotonowca firmy Vickers-Armstrong, to ujmując rzecz za pomocą współczesnego języka, tzw. protokół rozbieżności, nie byłby dla obu wozów listą krótką. Na początku lat trzydziestych Polska zakupiła 38 czołgów Vickers Mk E w wersji dwuwieżowej, nieco później zamawiając jeszcze w zakładach w Elswick partię 22 wież dwubroniowych. Zamówienie dla ZSRR było nieco skromniejsze i ograniczyło się tylko do 15 wozów dwuwieżowych. W obu przypadkach szybko stwierdzono, że angielski czołg nie jest wolny od wad, a rodzimy przemysł jest w stanie stworzyć własny i lepszy, odpowiednik na podstawie angielskiego wzorca. W ten sposób nad Wisłą narodził się 7TP, a nad Newą T-26.
Ponieważ początkowe, dwuwieżowe warianty czołgów były do siebie bardzo podobne, skoncentrujemy się na omówieniu „pełnowartościowych” czyli jednowieżowych czołgów, będących w drugiej połowie lat trzydziestych wyznacznikiem nowoczesności. Maszyny te mogły bowiem tak jak wozy dwuwieżowe przeciwdziałać piechocie, jak również zwalczać wozy opancerzone przeciwnika, wykorzystując umieszczoną w nich broń przeciwpancerną. Chcąc dokonać możliwie wiarygodnej oceny obu pojazdów należy omówić ich najważniejsze elementy, wskazując zarówno na istniejące różnice, jak i podobieństwa.
W pierwszych latach wytwarzania wozów T-26 kadłub czołgów sowieckich był wykonany z płyt pancernych łączonych do kątownikowego stelaża za pomocą dobrze widocznych na fotografiach i dość masywnych nitów. W swojej formie powielał on wobec tego rozwiązania czołgu Vickers, przy czym nity na wozach sowieckich wydają się większe, a starannością wykonania z pewnością ustępowały angielskim odpowiednikom. Polecenie rozpoczęcia masowej produkcji T-26 wywołało w sowieckim przemyśle lawinę trudności. Pierwszą z nich stanowiła technologia wytwarzania nie tylko 13, ale nawet 10-milimetrowych płyt pancernych odpowiadających standardowi materiału zakupionego w Anglii. Z czasem odpowiednie rozwiązania zostały opanowane, jednak odbywało się to stopniowo i przy charakterystycznym dla ZSRR olbrzymim nakładzie sił i środków, nieakceptowanym w innych krajach.
Już w 1932 r. producent blach pancernych dla czołgów T-26 podjął pierwsze próby odejścia od czasochłonnych i mniej trwałych łączeń nitowych, na rzecz spawania, które udało się opanować w akceptowalnej formie dopiero na przełomie lat 1933-34. Do tego czasu Armia Czerwona dysponowała już liczbą około 2500 dwuwieżowych czołgów T-26. Połowa lat trzydziestych była dla pancernych konstrukcji sowieckich, w tym i dla T-26, przełomowa. Zaznajomiony już z projektem przemysł rozwijał masową produkcję wozów ze spawanymi kadłubami, pracując nad szeregiem dalszych modyfikacji dotyczących m.in. dwubroniowego jarzma. Tymczasem w Polsce wytwarzanie czołgów lekkich przebiegało tempem biegunowo innym niż za wschodnią granicą. Zamawiane w krótkich seriach czołgi nadal łączono z kątownikowym szkieletem za pomocą specjalnych śrub stożkowych, co podnosiło ciężar czołgu, podrażało produkcję i czyniło ją bardziej czasochłonną. Niemniej jednak, polski kadłub wykonany z płyt pancernych z jednorodnej stali utwardzanej powierzchniowo, został później oceniony przez specjalistów z Kubinki jako trwalszy niż jego odpowiednik w T-26.
Wskazanie bezsprzecznego lidera jeśli chodzi o blachy pancerne i technologię wytwarzania jest w tym przypadku utrudnione. Pancerz polskiego czołgu był bardziej przemyślany i w najbardziej istotnych miejscach grubszy niż płyty wozów sowieckich wytwarzanych do 1938 roku. Z kolei Sowieci mogli poszczycić się faktem powszechnego pod koniec lat trzydziestych spawania kadłubów czołgów. Wynikało to zarówno z wielkoskalowej produkcji wozów bojowych, gdzie omawiana techologia była znacznie bardziej opłacalna oraz nieograniczonego finansowo potencjału badawczo-rozwojowego.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu