Prognozy profesora Wiesława Barnata, zawarte w artykule w „Nowej Technice Wojskowej” nr 10/2000, dotyczące uzbrojenia głównego perspektywicznych czołgów, wskazujące, że będą to klasyczne armaty kal. 120 i 125 mm, są uzasadnione. Co prawda prof. Barnat wskazywał, że trwają prace nad armatami elektromagnetycznymi w układzie szynowym (tzw. railgun), które dziś są już o wiele bardziej zaawansowane (nad lądowymi railgunami pracuje się m.in. w Stanach Zjednoczonych, Republice Korei, Rosji oraz – wspólnie – we Francji i Niemczech, a morskie niebawem zaczną trafiać na pokłady okrętów), to jednak wciąż nierozwiązanym problemem pozostaje pojemność ogniw elektrycznych oraz konstrukcja urządzeń przekazujących energię, pozwalających oddać jej odpowiednio dużo w krótkim czasie, z właściwą powtarzalnością parametrów i częstotliwością. Oferowałyby one największy wzrost parametrów, ale też poprawiałyby bezpieczeństwo załogi (amunicja nie potrzebowałaby ładunków miotających), ale wciąż nie jest możliwe ich zainstalowanie w czołgach.
Prawdopodobnie uzbrojeniem czołgów 4. generacji pozostaną zatem klasyczne armaty 120 i 125 mm (jak amerykańska XM360E1 lub rosyjska 2A82M) albo większego kalibru (jak armata Rhein-metall 130 mm L/51). Podobnie, jak w przypadku ogólnego układu konstrukcyjnego, raczej nie należy spodziewać się eksperymentów związanych ze sposobem umieszczenia głównego uzbrojenia w wieży (o układzie bezwieżowym nie pisząc), a więc prawdopodobnie czołgi z wieżami oscylacyjnymi czy z uzbrojeniem głównym lawetowanym zewnętrznie nie rozpowszechnią się. Amunicja do nich będzie dosyłana za pomocą automatów ładowania, przy czym nie jest pewne, czy amunicja będzie znajdowała się w podwoziu (jak w T-14 czy w niedoszłym niemieckim NGP-KPz), czy w niszy wieży, i czy cały zapas będzie składowany w zmechanizowanym magazynie. 19 lat temu prof. Barnat prognozował wręcz zastosowanie wymiennych „magazynków” z amunicją, choć wydaje się to niepotrzebnie komplikować konstrukcję wozu, mimo że oczywiście przyspieszyłoby to przeładowanie amunicji. Ze względu na odizolowanie magazynu amunicji od załogi, jej członkowie mogą nie mieć do niej nawet awaryjnego dostępu (co premiowałoby umieszczenie całego zapasu amunicji w zmechanizowanym magazynie), by móc ręcznie załadować działo w sytuacji awaryjnej. Byłaby to ryzykowna decyzja, ale dostęp awaryjny oznacza równoczesną konieczność pozostawienia miejsca w wieży dla co najmniej jednego człowieka. Być może w bardziej odległej przyszłości klasyczne armaty zostaną zastąpione przez działa elektromagnetyczne lub prostsze do zbudowania elektrotermalno-chemiczne, które przy niższym zapotrzebowaniu na energię elektryczną w stosunku do railgunów pozwalają na zwiększenie energii kinetycznej przy opuszczaniu lufy przez 120 mm pocisk do poziomu armat kal. 140 mm (na przykładzie amerykańskiej testowej XM291, która osiągała energię wylotową pocisku rzędu 17 MJ). Odbędzie się to raczej przy wdrażaniu kolejnych wersji rozwojowych czołgów 4. generacji lub podczas ich gruntownej modernizacji. Gama dostępnej amunicji zostanie zredukowana prawdopodobnie do trzech rodzajów: przeciwpancernej z pociskiem podkalibrowym z odrzucanym sabotem, wielozadaniowej z zapalnikiem programowalnym i kierowanych pocisków rakietowych z głowicą przeciwpancerną lub uniwersalną. Pocisk kierowany mógłby w pewnym zakresie zwalczać także niskolecące cele powietrzne, nawet na dość znacznym dystansie (testowany obecnie rosyjski czołgowy ppk Sokoł-W – nabój 3UBK25) wg niektórych informacji ma mieć zasięg nawet 12 km, co jednak wydaje się przesadzone). Konieczne będzie znalezienie nowych rozwiązań, które pozwolą przełamywać coraz bardziej wymyślne środki ochrony wozów przeciwnika (na przykład możliwe jest zastosowanie podkalibrowych pocisków dwuczłonowych z prekursorem).
Uzbrojenie zasadnicze będzie tradycyjnie uzupełniane przez jeden–trzy 7,62 i 12,7 mm karabiny maszynowe (ale np. wg niektórych źródeł T-14 nie ma sprzężonego z armatą km!), choć być może niektóre armie zechcą eksperymentować z instalacją, niezależnie lawetowanej, armaty automatycznej lub napędowej kal. 20÷40 mm, która miałaby służyć do rażenia lżej opancerzonych celów. Idea taka pojawiła się już na przełomie lat 60. i 70. (np. w czołgu MBT-70/KPz-70), jako odpowiedź na prognozowany wzrost kalibru armat czołgowych, a więc i redukcję zapasu amunicji z ok. 40÷45 do 28÷36 naboi (co jest aktualne do dziś). Każdy z „nowych” naboi byłby więc cenniejszy niż nabój 120/125 mm, przez co szkoda byłoby używać go do zniszczenia bojowego wozu piechoty czy transportera opancerzonego. Ponadto armata taka byłaby znacznie bardziej wartościową bronią przeciwlotniczą, niż współczesne 12,7 mm wkm – dziś w tej roli mające wartość raczej psychologiczną, i poprawiają jedynie samopoczucie załodze, zaś np. 30 mm armata zapewniałaby znaczne prawdopodobieństwo eliminacji lekko opancerzonych celów i polowych stanowisk ogniowych (tym bardziej z amunicją programowalną, choć nadal jest to kosztowne rozwiązanie). Alternatywą byłyby specjalne pojazdy wspierające czołgi, podobne do rosyjskich BMPT: uzbrojone w armaty średniego kalibru, ppk i km, być może bezzałogowe (jak amerykańskie wozy klasy RCV). Poza armatą i km możliwe byłoby wykorzystanie wyrzutni kierowanych na odbite światło lasera rakiet kal. 57÷70 mm, instalowanych w zdalnie sterowanych stanowiskach uzbrojenia, ale byłaby to raczej opcja do wykorzystania podczas konfliktów asymetrycznych – analogicznie można zastąpić km (lub jeden z dwóch km) umieszczony w takim stanowisku granatnikiem automatycznym kal. 25÷40 mm. Nie można również wykluczyć integracji systemów antydronowych do samoobrony przed amunicją krążącą.
Tym, co będzie stanowić o prawdziwej rewolucji, będzie wyposażenie elektroniczne i jego architektura. Nowa generacja czołgów podstawowych będzie w znacznie większym stopniu „cyfrowa”, niż nawet wozy tzw. generacji 3+, już cechujące się bogatym wyposażeniem elektronicznym. Wskazywał na to, choć jeszcze lakonicznie, autor wspomnianego na wstępie artykułu – a świadomość decydującej roli rozwoju wetroniki jest powszechna od przełomu lat 80. i 90. Postęp w tej dziedzinie umożliwia już dziś rezygnację z rozmieszczenia członków załogi pojazdu w wieży (na razie głównie lżejszych pojazdów), co zdecydowanie zwiększa bezpieczeństwo żołnierzy. Perspektywiczne systemy kierowania ogniem (SKO) umożliwią: prowadzenie bardziej celnego ognia, skrócenie czasu reakcji ogniowej, czy skuteczną identyfikację celu przed ostrzelaniem. Trudno zresztą będzie mówić o SKO jako takim – zapewne cała wetronika zostanie zintegrowana w jeden „system systemów”. Część odpowiadająca za prowadzenie ognia będzie dzięki temu mogła korzystać np. z informacji czujników aktywnego systemu samoobrony czy kamer systemu obserwacji dookólnej (SOD) i wzajemnie. Wszystkie one będą otrzymywać dane z zewnętrznych źródeł za pośrednictwem systemu zarządzania polem walki. Sam SOD będzie poprawiał świadomość sytuacyjną załogi, która być może już wkrótce nie będzie dysponować tradycyjnymi optycznymi środkami bezpośredniej obserwacji. Stąd tym bardziej istotny będzie szybki transfer informacji z czujników pojazdu i ze źródeł zewnętrznych oraz zakres zbieranych przez nie danych. Prawdopodobnie zresztą zatrze się granica między czujnikami SKO, ASOP, SOD itd., skoro wszystkie zostaną spięte w jeden „system systemów”. Interfejs człowiek–maszyna zostanie oparty zapewne na wyświetlaczach nahełmowych, jak w systemie Iron Vision izraelskiego Elbitu. Uzupełniać je będą wielofunkcyjne wyświetlacze z ekranami dotykowymi. Interfejs człowiek–maszyna będzie niemal na pewno oferował funkcje treningowe – wóz bojowy stanie się jednocześnie trenażerem, a więc te ostatnie albo odejdą w zapomnienie, albo będzie potrzeba ich znacznie mniej. Człowiek zapewne nie podołałby jednocześnie prowadzeniu walki i przetwarzaniu tylu informacji (a pamiętajmy, że dotychczasowe systemy VR czy AR często generują problemy związane m.in. z pracą błędnika, co stawia dodatkowe wyzwania podczas doboru członków załogi i ich szkolenia), stąd wspierać go będzie komputer (przy okazji spinający w jedno ASOP, BMS, SKO, system diagnostyczny itd.), wyposażony w algorytmy sztucznej inteligencji. Prawdopodobnie zastąpi on celowniczego (choć wg niektórych źródeł w izraelskim czołgu lekkim – i platformie gąsienicowej w ogóle – Karmel sztuczna inteligencja zastąpi kierowcę, a nie celowniczego), będzie też w stanie częściowo podejmować decyzje (np. obrócić wieżę czołgu w kierunku zagrożenia) czy podpowiadać decyzje ludziom. Komunikacja może być werbalna, taką drogą idą m.in. izraelscy inżynierowie. „Dodatkowy członek załogi” Merkawy Mk IV Barak ma nie tylko odpowiadać częściowo za prowadzenie walki, ale też doradzić kierowcy wybór optymalnej trasy, wykorzystując kobiecy głos (jakoby skuteczniej przykuwający uwagę). Możliwa będzie także automatyczna wymiana danych między wozami, np. ASOP dwóch różnych czołgów będą mogły ze sobą współpracować, wzajemnie się osłaniając. Samo zastosowanie sztucznej inteligencji w kierowaniu wozem może umożliwić zaprojektowanie go jako czołgu „opcjonalnie załogowego”, na wzór (niedoszłego?) następcy bwp M2 Bradley (WiT 1/2020). Podczas realizacji niektórych zadań, np. szczególnie niebezpiecznych, czołg operowałby bez ludzi na pokładzie. Byłby wówczas albo zdalnie sterowany, albo też (co będzie możliwe raczej w dalszej przyszłości) wykonywałby proste, choć niebezpieczne zadania samodzielnie, według ustalonego programu.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu