Już w październiku ubiegłego roku dowódca US Marine Corps gen. David H. Berger oznajmił, że formacja „nie jest przystosowana do wielkiej rywalizacji i do wsparcia działań US Navy na morzu”. Jak dodał, obiektywne uwarunkowania sprawiły, że USMC „musi wyrzucić do kosza stare założenia i przyjąć zupełnie nowe”. Za słowami poszły czyny – wówczas zainicjowano szeroki program, mający określić zakres i kierunek transformacji. Zaczęto analizować doświadczenia ostatnich lat, współdziałanie z innymi rodzajami sił zbrojnych, posiadany potencjał, a także wyzwania i zagrożenia, przed którymi Stany Zjednoczone najprawdopodobniej staną w najbliższych latach oraz dekadach, a które wymuszą zaangażowanie US Marine Corps.
Zdaniem pełniącego swoją funkcję od marca 2019 r. Bergera, przewidywane zagrożenia i wyzwania wymagają gruntownych zmian, jako że obecnie piechota morska jest ciągle siłą głównie lądową, która akweny wykorzystuje jedynie do transportu, a US Navy wobec US Marine Corps pełni rolę usługową – dostarcza siły w określone miejsce. Berger uważa natomiast, że rozwój systemów broni, szczególnie pocisków przeciwokrętowych, sprawia, iż US Marine Corps musi nauczyć się walczyć już na morzu. Dotyczy to także przełamywania obrony nieprzyjaciela zanim w ogóle piechota morska wyląduje na brzegu. Wcześniej podobne poglądy prezentował Robert Gates, sekretarz obrony w administracji George’a W. Busha i następnie Baracka Obamy (2006–2011). Jak swego czasu stwierdził, po 2001 r. – a więc po zaangażowaniu się wojsk amerykańskich w działania lądowe w Afganistanie i w Iraku – formacja utraciła swój tradycyjny charakter. Media zwracały wówczas uwagę, że wyrosło pokolenie żołnierzy piechoty morskiej, które przygotowane zostało do walki na pustyni, ale nigdy nie brało udziału w desancie. Berger w pewnym zakresie kontynuuje wizję Gatesa, ale wzbogacił ją o zagrożenia, które dziś pojawiły się na horyzoncie, a które dekadę temu nie były jeszcze z taką ostrością identyfikowane. Mowa oczywiście o konflikcie zbrojnym z ChRL.
Zapowiadający wówczas zmiany Gates stwierdził, że nie ma możliwości, by powrócić do czasów, kiedy piechota morska dokonywała zmasowanego desantu na plaże nieprzyjaciela. W jego odczuciu nie ma już bowiem plaż, które marines mieliby zdobywać. Gates postulował, aby „zapomnieć o nowym Inczon”, czym odwołał się do lądowania wojsk gen. Douglasa MacArthura w Korei we wrześniu 1950 r., które doprowadziło do wyparcia wojsk Korei Północnej aż za rzekę Yalu. Jednak Waszyngton, deklarujący wycofanie się z Afganistanu, rozważał zmiany w US Marine Corps. Korpus miałby odzyskać swój „morski charakter” i odnowić związki z marynarką wojenną. Miało to zostać osiągnięte choćby poprzez wykorzystywanie będących na stanie US Navy nowych jednostek pływających – takich jak okręty walki przybrzeżnej LCS (Littoral Combat Ships) i szybkie okręty transportowe JHSV (Joint High Speed Vessels). Według gen. Bergera „nowe Inczon” jest nadal mało prawdopodobne, a US Marine Corps musi przygotować się do działania w niewielkich ugrupowaniach, przerzucanych z miejsca na miejsce w krótkim czasie i w nieprzyjaznym środowisku, na tyle nasyconym przez nieprzyjaciela środkami obrony, iż niemożliwe będzie wykorzystanie tradycyjnych, dużych okrętów desantowych. Berger stwierdził, że „ nielogiczne byłoby trwanie przy koncentrowaniu naszych sił wokół kilku dużych okrętów. Musimy zmienić to podejście w stronę nowej floty mniejszych, ale dobrze uzbrojonych platform”.
Generał Eric Smith, szef dowództwa doktryny i szkolenia US Marine Corps (Marine Corps Combat Development Command) wyjawił, iż „gry wojenne pokazały, że bez zmian US Marine Corps przestanie być istotną siłą militarną”, mogącą wygrać dla Stanów Zjednoczonych kolejną wojnę. Stanowi to potwierdzenie dyrektywy „2018 National Defense Strategy”, w której zapowiedziano „przesunięcie misji US Marine Corps ze zwalczania ekstremistów na Bliskim Wschodzie w stronę działań związanych z rywalizacją z wielkimi potęgami, ze szczególnym uwzględnieniem obszaru Indo-Pacyfiku. Tak gruntowne odejście od działań na lądzie w stronę działań morskich automatycznie wymusza większą integrację z US Navy i potwierdzenie strategicznego partnerstwa pomiędzy formacjami”. Jak dodał, nowym elementem US Marine Corps będzie większe oparcie się na środkach bezzałogowych: „[…] jesteśmy zainteresowani różnymi platformami: nawodnymi, podwodnymi i powietrznymi. Chcemy wiele takich systemów, bowiem w tym konkretnym przypadku liczba przeradza się w jakość. Chcemy systemów, które prowadzą rozpoznanie, ale także i takich, które mogą atakować”.
Zmiany w filozofii oznaczają również zmiany organizacyjne. Jak bowiem zauważył gen. Berger, „obecna struktura, przystosowana do dużej operacji desantowej, pozostaje niezmienna od lat 50.” To przede wszystkim zgrupowanie ekspedycyjne MEU (Marine Expeditionary Unit), które bazuje na przynależnych US Navy okrętach grup desantowych ARG (Amphibious Ready Group). Na MEU składa się komponent lądowy (CGE, Ground Combat Element), który obecnie wyposażony jest w batalion piechoty ze wsparciem czołgów, artyleryjskim i inżynieryjnym. To także lotnictwo (ACE, Aviation Combat Element) ze śmigłowcami i samolotami Lockheed Martin F-35B/C Lightning II, MDD/Boeing F/A-18 A/C/D Hornet/Super Hornet, MDD/Boeing AV-8B Harrier II. To również logistyka (CLE, Combat Logistics Element). Wyższą formą organizacyjną jest brygada ekspedycyjna (MEB, Marine Expeditionary Brigade), a nad nią znajdują się siły ekspedycyjne (MEF, Marine Expeditionary Force).
Aż do teraz Pentagon opierał się na założeniu, że aby dwie brygady ekspedycyjne (2.0 MEB requirement) i wysunięte siły w Japonii utrzymały zdolności operacyjne, potrzeba jest aż 38 okrętów desantowych. Generał Berger stwierdził jednak, że „obecne siły nie są ani zorganizowane, ani wyszkolone i wyposażone tak, aby wspierały siły morskie”. By następnie podsumować: „Nie będziemy już opierać się na założeniu 2.0 MEB i wyprowadzać z tego wniosków na temat budowy nowych okrętów desantowych. Na tej podstawie nie będziemy już określać wymogów co do naszego sprzętu, ani powoływać się na wymóg 38 okrętów, aby usprawiedliwiać nasze racje i kształt naszych sił. Co więcej, nie możemy opierać się na żadnej konkretnej konstrukcji organizacyjnej”.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu