Zaloguj

Wiropłaty potrzebne od zaraz

EC-725 Caracal – bohater niedoszłego kontraktu dla polskiej armii. (Fot. Wojciech Zawadzki)

EC-725 Caracal – bohater niedoszłego kontraktu dla polskiej armii. (Fot. Wojciech Zawadzki)

Bez śmigłowców trudno dziś sobie wyobrazić funkcjonowanie współczesnych sił zbrojnych. Są one przystosowane do wykonywania misji czysto bojowych, jak i całego wachlarza zadań pomocniczych. Niestety, to kolejny rodzaj sprzętu, który w Wojsku Polskim od wielu lat czeka na decyzje w sprawie zapoczątkowania procesu wymiany generacyjnej użytkowanych obecnie maszyn, szczególnie sowieckiego pochodzenia.

Wojsko Polskie, 28 lat po zmianach politycznych z 1989 r. i rozwiązaniu rok później struktur Układu Warszawskiego, 18 lat od wejścia do NATO, w dalszym ciągu używa śmigłowców sowieckiej proweniencji. Bojowe Mi-24D/W, wielozadaniowe Mi-8 i Mi-17, morskie Mi-14 oraz pomocnicze Mi-2 nadal stanowią istotną siłę jednostek lotniczych. Wyjątkami są szkolne SW-4 Puszczyk i W-3 Sokół (wraz z odmianami), opracowane i wyprodukowane w Polsce, a także cztery morskie maszyny pokładowe Kaman SH-2G SeaSprite.

Latające czołgi

Bez wątpienia najpotężniejszymi wiropłatami 1. Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych są bojowe Mi-24, używane u nas w dwóch wersjach D i W. Niestety, wkrótce będziemy świętować 40-lecie ich służby na polskim niebie. To z jednej strony plus dla samej konstrukcji, która mimo upływu lat dalej zachwyca miłośników lotnictwa swoją sylwetką i zestawem uzbrojenia (szkoda, że już dziś tylko groźnie wyglądającym...). Druga strona medalu jest już mniej optymistyczna. Obie używane przez nasze wojsko wersje są już po prostu przestarzałe. Owszem, mają solidną konstrukcję, potężne silniki, mogą nawet zabierać na pokład desant kilku żołnierzy, ale ich walory ofensywne przez lata znacznie osłabły. To prawda, że siła ognia niekierowanych rakiet, wielolufowych karabinów maszynowych czy podwieszanych w zasobnikach działek jest imponująca. Pojedynczy śmigłowiec może np. odpalić salwę aż 128 rakiet typu S-5 albo 80 S-8, ale ich oręż do walki z czołgami – przeciwpancerne pociski kierowane Falanga i Szturm nie są w stanie skutecznie zwalczać współczesnych ciężkich wozów bojowych. Opracowane – odpowiednio – w latach 60. i 70. pociski kierowane chociażby już tylko z racji niewielkich możliwości penetracji współczesnych pancerzy warstwowych i reaktywnych nie mają racji bytu na obecnym polu walki. Zresztą w polskich warunkach są to i tak zdolności wyłącznie teoretyczne, oba systemy kierowanego uzbrojenia rakietowego polskich Mi-24 już od pewnego czasu nie mogą być wykorzytywane ze względu na brak nadających się do użycia rakiet ich resurs upłynął, a zakupów nowych nie zrealizowano, choć w przypadku M-24W jeszcze niedawno były takie plany.
Polskie „latające czołgi” były intensywnie wykorzystywane podczas misji ekspedycyjnych w Iraku i Afganistanie. Dzięki temu z jednej strony starano się jak najlepiej dbać o ich stan techniczny, załogi wyposażono w gogle noktowizyjne, a przyrządy pokładowe dostosowano do nocnych lotów z nimi, z drugiej zaś nie obyło się bez strat i zwiększonego zużycia ogólnego poszczególnych egzemplarzy.
Aktualnie pozostające w służbie maszyny nie wystarczą by zabezpieczyć etatowe potrzeby dwóch eskadr. O ich wycofaniu mówi się od dawna, ale ich resurs jest stale przedłużany. Nieubłagalnie nadchodzi jednak moment kiedy dalsze przedłużanie eksploatacji po prostu nie będzie możliwe. Wycofanie ostatnich jeszcze latających Mi-24D może nastąpić w 2018 r., a Mi-24W trzy lata później. Jeśli tak się stanie, Wojsko Polskie w 2021 r. nie będzie dysponować żadnym śmigłowcem, który można byłoby z czystym sumieniem określić jako "bojowy". Trudno bowiem oczekiwać, że do tego czasu pojawią się nowe maszyny, no chyba że w trybie awaryjnym weźmiemy od któregoś z sojuszników sprzęt używany.
O nowych śmigłowcach bojowych mówi się w Ministerstwie Obrony Narodowej już od końca XX wieku. Opracowany plan rozwoju SZ RP na lata 1998–2012 zakładał zastąpienie Mi-24 nową konstrukcją zachodniej produkcji. Po przejęciu od Niemców 18 zbędnych im Mi-24D, w latach 90. lotnictwo Wojsk Lądowych dysponowało trzema pełnymi eskadrami tych wtedy nadal groźnych śmigłowców. Tym niemniej już wtedy pojawiały się marzenia o zakupie Boeingów AH-64 Apache, mniejszych Belli AH-1W Super Cobra czy włoskich AgustaWestland A129 Mangusta. Firmy kusiły swoimi produktami, przysyłając nawet do Polski maszyny na pokazy. Wtedy, jak i w kolejnych latach, wymiana „latających czołgów” na nowe "cuda techniki" była w zasadzie nierealna do przeprowadzenia. Nie pozwalał na to budżet przeznaczany w naszym kraju na obronność.

Przemysł zbrojeniowy

 ZOBACZ WSZYSTKIE

WOJSKA LĄDOWE

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Wozy bojowe
Artyleria lądowa
Radiolokacja
Dowodzenie i łączność

Siły Powietrzne

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Samoloty i śmigłowce
Uzbrojenie lotnicze
Bezzałogowce
Kosmos

MARYNARKA WOJENNA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Okręty współczesne
Okręty historyczne
Statki i żaglowce
Starcia morskie

HISTORIA I POLITYKA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Historia uzbrojenia
Wojny i konflikty
Współczesne pole walki
Bezpieczeństwo
bookusercrosslistfunnelsort-amount-asc